"Tego samego dnia, w którym Angelina podzieliła się informacją o tym, co zrobiła. I usłyszałam: 'Mamo., urodzę dwoje, troje, pięknych dzieci, wykarmię, a potem zrobię to, co ona'. Mądra dziewczyna" – mówi w wywiadzie dla "Newsweeka" Małgorzata Ciszewska-Korona, która, podobnie jak Angelina Jolie, poddała się zabiegowi podwójnej mastektomii.
Małgorzata Ciszewska-Korona zaraz po tym, jak dowiedziała się, że ma raka w prawej piersi, chciała usunąć też lewą. Od dawna myślała o tym, że może zachorować, bo jej mama, babcia i prababcia zmarły właśnie na raka. "Cały czas żyłam z myślą, że ten rak wcześniej czy później mnie dopadnie. I bardzo się tego bałam" – wspomina w rozmowie z "Newsweekiem".
We wrześniu 2004 roku biorąc prysznic sama wymacała guzek na piersi. Na początku wpadła w rozpacz i myślała o śmierci. Szybko jednak przyszło opamiętanie i nie chciała nawet, by wycięto jej tylko kawałek piersi, ale najlepiej całą. "Ważne jest życie. A to, czy jestem kobietą z biustem, czy bez, nie ma znaczenia" – przekonuje.
Przez kolejne kilka lat wahała się, czy podjąć decyzję o rekonstrukcji piersi. W końcu się zdecydowała, ale przy okazji badań USG wyszło na jaw, że ma raka także w lewej. "Lekarz, który miał mi robić rekonstrukcję, przyspieszył operację i za jednym zamachem zrobiono mi mastektomię z rekonstrukcją. (…) Stan obecny jest więc taki, że mam dwie piękne piersi" – mówi tygodnikowi.
W wywiadzie pada też pytanie o córkę Małgorzaty Ciszewskiej-Korony, która dziś ma 16 lat. Czy też podda się zabiegowi podwójnej mastektomii? "Nie mogę decydować za nią, ale gdybym była na jej miejscu, to zaraz po urodzeniu dzieci i ich wykarmieniu zrobiłabym sobie mastektomię z jednoczesną rekonstrukcją. I dzięki temu uniknęłabym chemii. Walki. Strachu" – odpowiada kobieta.
Rak to nie wyrok. Nie śmierć. Tylko etap, który trzeba przejść. I jak to zrobimy, to są z tego korzyści. Po pierwsze, uwierzyłam w siebie, czego dowodem jest to, że poszłam na studia, a teraz chce podjąć pracę. Znajomi mówią: "no co ty, w tym wieku?". A ja sobie myślę, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. I to jest ogromna zmiana, bo wcześniej myślałam, że się nie nadaję. Po drugie, dzięki rakowi poczułam się bardziej kobietą. To znaczy poczułam, że to jest dla mnie ważne. A po trzecie, jak pojechałam dzięki fundacji rowerem na zwrotnik Raka, to syn mojej koleżanki powiedział: "Ciociu, warto mieć raka".