Ministerstwo Sprawiedliwości to jeden z najważniejszych resortów rządu, szczególnie z punktu widzenia wizerunkowego. "Rzeczpospolita" stawia tezę, że obecnie panujący tam Jarosław Gowin jest teraz drugą najważniejszą osobą w Platformie. Czy aby na pewno?
Powołanie Jarosława Gowina na stanowisko ministra sprawiedliwości wzbudziło wiele kontrowersji. Publicyści, opinia publiczna, politycy grzmieli: filozof?! W takim resorcie?! Wielu komentatorów życia politycznego uważało, że konserwatywny poseł na tym stanowisku będzie kompletną pomyłką. "Rzeczpospolita" ocenia jednak, że to właśnie on jest teraz numerem dwa w partii.
Zdążyło minąć sto dni rządu, a Gowin faktycznie trzyma się całkiem nieźle. Dzięki ustawie o deregulacji zawodów stoi teraz w świetle medialnych jupiterów. Wszędzie go pełno, chociaż jako minister Gowin stał się o wiele bardziej wyważony niż dotychczas.
- On jest teraz numerem dwa w Platformie - mówił w jednym z wywiadów Artur Balazs, były polityk SKL, przypomina "Rz". Gazeta wspomina też słowa Jacka Żakowskiego o tym, że konserwatywny szef resortu jest "czarnym snem" znanego publicysty.
Jeden z ministrów Tuska powiedział "Rz", że Gowin się wzmacnia i jest coraz bardziej widoczny. Sam minister te doniesienia skwitował krótko: że nie ma czasu zajmować się plotkami. To postawa przypominająca o tym, że Jarosław Gowin występuje w mediach, bo musi merytorycznie reprezentować rząd, a nie bryluje na konferencjach prasowych sztuka dla sztuki.
Rosnąca pozycja może też szefa resortu sprawiedliwości zgubić. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ i jeśli premier dał ciastko, to może też zabrać ciastko. A wtedy obecnego ministra czeka powrót do partyjnych walk i rozgrywek, by utrzymać pozycję.
Niewątpliwie medialnie Gowin wychodzi przed szereg, ale czy jest jedną z najważniejszych osób w partii i rządzie - trudno stwierdzić. "Forbes" w jednym z artykułów z wydania marcowego wskazuje na fakt, że Tusk stawia w tej kadencji na łupki gazowe i to ta kwestia jest dla niego najważniejsza. Podporządkował łupkom swój gabinet, wprowadzając do polityki wiernych mu specjalistów-technokratów. Zaś Gowin mógł być tylko wizerunkowym ukłonem w stronę konserwatywnej części elektoratu PO, ale bez większego faktycznego znaczenia.