Genialny Hiszpan Alberto Contador skazany na 2 lata. Amerykanin Lance Armstrong, siedmiokrotny zwycięzca Tour de France, oczyszczony z zarzutów stosowania dopingów. W kolarstwie mniej mówi się w ostatnich czasach o zdolnych zawodnikach czy nadchodzących wyścigach. Wszystko co najważniejsze dzieje się natomiast w instytucjach wydających wyroki. O dyscyplinie, która była piękna i szlachetna, a teraz sięga bruku rozmawiamy z komentatorem Eurosportu Tomaszem Jarońskim.
Zdziwiła pana dyskwalifikacja Contadora?
Wiadomo było, że dziś zapadnie jakaś decyzja. Ale tak, zdziwiła. Szczerze mówiąc, sądziłem, że sprawie zostanie ukręcony łeb.
Czy oglądanie kolarstwa ma jeszcze jakikolwiek sens? Przecież dziś właśnie potwierdzono, że najlepszych zawodnik ostatnich lat oszukiwał, próbował wygrać na skróty.
Wie pan, kolarstwo to specyficzny sport. Tu jest wyjątkowo dużo badań, co chwilę ktoś cię kontroluje. To w oczywisty sposób przekłada się na częstotliwość wpadek. Ale nie da się ukryć, że osobom kochającym kolarstwo jest coraz trudniej.
Pan już nie kocha?
Ja się nim już nie zachwycam. Kiedyś jazda wzbudzała zachwyt. Człowiek prowadził po ostatnim etapie i był zwycięzcą. A dziś takie Tour de France nie kończy się na Polach Elizejskich. Musimy się uodpornić, przyzwyczaić do tego, że jest jeszcze za wcześnie, by wtedy kolarza fetować. Ale jeszcze większym skandalem są ciągnące się procedury.
Contador wygrywał Giro d'Italia 2011, gdy ciążyły na nim zarzuty. Wielu na niego gwizdało.
Otóż tak. Te procedury są dramatyczne. To jest gigantyczna wpadka systemu. To dochodzenie w sprawie Contadora trwało przecież ponad 500 dni.
Niedawno oczyszczono z zarzutów Lance'a Armstronga. Nie trzeba być przypadkiem nieco naiwnym, by wierzyć, że siedmiokrotny triumfator Tour de France osiągnął to czysto?
A czy gdy jakiś przywódca drugi, trzeci raz z rzędu wygrywa wybory, to też podejrzewa go pan o fałszerstwa?
Trochę niefortunne to porównanie.
Dlaczego? Przecież jak ktoś wygrywa seryjnie, nie musi oszukiwać. Weźmy Małysza, przez wiele lat ciągle był na czele i nikt go nie podejrzewał. Armstrongowi nic nie udowodniono, a całe dochodzenie opierało się na jednej, lichej w dodatku przesłance. Chodziło o jakieś wykorzystywanie amerykańskich funduszy.