Film "Oszukane" Marcina Solarza w ciągu pierwszych dwóch tygodni obejrzało 160 tysięcy widzów. Do kin przyciąga dramatyczna historia sprzed lat, za którą kryją się prawdziwi ludzie. Ci zaś twierdzą, że nikt nie zapytał ich o zgodę na ekranizację, która na nowo przypomina im o dramatycznej pomyłce. Pomyłce, podczas której doszło do zamienienia dzieci, o czym zdano sobie sprawę dopiero 17 lat po fakcie. – Doszło do ewidentnego naruszenia dóbr osobistych – mówi mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz.
Historia, która stała się inspiracją filmu "Oszukane" wydarzyła się w styczniu 1984 roku. A dokładniej w warszawskim szpitalu przy ul. Niekłańskiej, należącym wówczas do Akademii Medycznej. Na oddział w tym samym czasie trafiły trzy dziewczynki urodzone w grudniu 1983 roku: dwie bliźniaczki Katarzyna i Nina oraz zupełnie obca Edyta. Po krótkim pobycie w szpitalu, dzieci trafiły do domów. Ale dwie z nich nie do swoich.
Jedna z bliźniaczek została w szpitalu omyłkowo zamieniona z Edytą. Wszystkie trzy dziewczynki wychowywały się w Warszawie. Katarzyna i Nina bardzo często słyszały od znajomych, że mają w mieście sobowtóra. Przyjaciółka jednej z nich po kolejnej pomyłce wzięła za rękę obcą, choć znajomo wyglądającą dziewczynę i doprowadziła do spotkania. Wówczas okazało się, że doszło do tragicznej pomyłki.
Sprawą żyła cała Polska. Rodziny zdecydowały się powalczyć o odszkodowanie od skarbu państwa. Sprawę prowadziła wówczas znana łódzka adwokat mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz. Cztery lata po szczęśliwym zakończeniu sprawy o odszkodowanie dramat powrócił. Pojawienie się filmu "Oszukane" na nowo rozgrzebało rany, które obie rodziny z trudem usiłują wyleczyć. Jak mówi mec. Wentlandt-Walkiewicz, film ukazał się bez zapytania ich o zgodę.
Widzieliśmy się ostatnio podczas rozprawy w kwietniu 2009 roku, na której rodziny dostały odszkodowanie. Była pani bardzo zaangażowana w tę historię, również emocjonalnie. Czy widziała już pani film "Oszukane"?
Mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz: Tak, widziałam. Przyznam się, że już drugiego dnia, gdy pojawił się w kinach.
Czekała pani na niego?
Tak, czekałam. Bardzo chciałam go zobaczyć. Film w zasadzie w całości opowiada historię opartą na sprawie, którą prowadziłam. Nawet jak zmienione są miejsca, imiona, to wszystkie okoliczności dotyczące zamiany oraz późniejszej sytuacji zamienionych dzieci i ich rodzin opierają się na faktach.
Dramatycznych faktach. Gdy byłem na pokazie, sala była prawie pełna.
Film nie oddaje całkowitej rzeczywistości, która jest o wiele bardziej gorzka i przykra, niż można sobie wyobrazić po filmie. Tak naprawdę, to jedynie sięgając do opinii psychologów i socjologów, które były wydane na potrzeby rozprawy o odszkodowanie można stwierdzić, jaką traumą były otoczone te rodziny przez zamianę dzieci.
Pojawiają się dziś głosy atakujące rodzinę i same zamienione dzieci, dziś już dorosłe kobiety, o to, że "znowu sobie zarobiły" na tej historii.
Ludzie bardzo często pytają mnie o autentyczność przeżyć osób, które przeżywają tego typu historię. A ta nie jest jedyna. Sama prowadziłam już trzy, a kolejne trzy są w trakcie. Zastanówmy się, jak będąc nawet dorosłymi ludźmi zareagowalibyśmy na wieść, że rodzice, którzy nas wychowali, nie są naszymi biologicznymi rodzicami. Trzeba też pamiętać, że film został nakręcony bez ich zgody. Znajomi podejrzewają, że rodziny dostały wynagrodzenie za sprzedaż własnej historii, co jest nieprawdą.
Producentka filmu "Oszukane" Krystyna Lasoń twierdzi, że zaniechali realizacji filmu, który byłby historią pani klientów. Podobno dwa lata głowili się nad tym jak rzeczywistą historię oddzielić od fikcyjnego scenariusza. Udało się?
Film oddaje nastrój, jaki panował pomiędzy dziećmi i rodzicami. Należy ubolewać, że realizatorzy nie zwrócili się do rodzin o zgodę na ekranizację ich historii. Dla tych ludzi to ponowne zderzenie się z traumą sprzed lat. Oni naprawdę poczynili wiele starań, aby powrócić do normalnego życia. Ekranizacja historii ich rodziny ponownie przywołała bolesne przeżycia.
Czyli historia z 1984 roku odżyła po raz kolejny?
Oni przeżywają to tego stopnia, że dziewczyny myślą o zmianie nazwiska, aby nie być ciągle utożsamiane z tym filmem i zamianą. Nie chcą być rozpoznawalne, bo ich wizerunek, który w taki, a nie inny sposób został ukazany w filmie, dodatkowo pogłębia ich problemy i rodzi nowe.
Czy rodziny zamienionych dzieci widziały film?
Najprawdopodobniej widziały, chociaż matki na pewno nie. Z tego co wiem, dziewczyny zobaczyły jedynie fragmenty i zwiastuny. Nie chciały oglądać całości.
Kiedy miała pani z nimi kontakt?
Tydzień temu. Matki mówiły, że to wszystko dla nich zbyt bolesne.
Czy jako prawnik, który był z rodzinami od samego początku oraz jak człowiek, ma pani pretensję do twórców filmu?
Tak, mam pretensję. To nie jest uczciwe, gdy zarabia się na tragicznej historii bez informowania rodziny. Ta historia jest identyfikowalna, opowiada o konkretnych ludziach.
Twórcy twierdzą, że nie.
Widocznie czują pismo nosem... Skierowane zostało pismo do producenta z prośbą o ustosunkowanie się do zapłaty zadośćuczynienia w ramach ochrony dóbr osobistych, ponieważ doszło do jawnego naruszenia prawa do prywatności. Liczymy na porozumienie. Jeśli do niego nie dojdzie, skierujemy sprawę do sądu.
Wspomniała pani, że ma za sobą już trzy sprawy o odszkodowanie dla rodzin zamienionych dzieci. Czy w nich również udało się uzyskać odszkodowanie?
W dwóch sprawach było odszkodowanie, a dwie pozostałe czekają. To były bardzo podobne historie.
Dlaczego w takim razie nakręcono film akurat o tej sprawie?
Bo była pierwsza. Zanim trafili do mnie rodzice Katarzyny, Niny i Edyty, obeszli wszystkie warszawskie kancelarie prawne. Nikt nie chciał się podjąć tej sprawy, bo twierdzili, że jest z góry skazana na przegraną. No ale się udało.
Sprawa którą pani prowadziła przyczyniła się do tego, że o tym problemie zrobiło się głośno.
Tak, wcześniej nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że od Skarbu Państwa można uzyskać odszkodowanie. Mówiono tym ludziom, że szpitale nie odpowiadają za pomyłkę.
Czy to świadczy o skali, w jakiej w tym okresie zamieniano dzieci w szpitalach?
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wielka mogła być skala tego zjawiska. Na jaw wychodzą najczęściej przypadki, gdzie w grę wchodzą bliźniaki, bo te najłatwiej rozpoznać. Strach myśleć, ile było podmienionych innych dzieci. Takie rzeczy najczęściej wychodzą gdy trzeba dokonać transfuzji krwi i okazuje się, że ta nie pasuje od żadnego z rodziców żadnego z rodzeństwa.
Czy osobiście pani również było trudno wrócić do tej sprawy po latach?
Jestem raczej twardym człowiekiem. Rzadko zdarza mi wychodzić z kina z cieknącymi łzami. Dopiero pod wpływem filmu zobaczyłam, jak naprawdę mogło wyglądać życie tych dwóch rodzin...