Nawet najstarsza branża świata nie oparła się kryzysowi. W czasach, gdy seks jest towarem, a ludzie decydują się na oszczędzanie nawet na jedzeniu, prostytutki odnotowują brak zainteresowania klientów. Kryzys w seksbiznesie jest już tak wyraźny, że zajął się nim nawet prestiżowy "The Economist".
Prostytutki coraz bardziej narzekają na brak zainteresowania i rosnącą konkurencję. Klienci narzekają i są coraz mniej skłonni do wydawania pieniędzy na swoje przyjemności. Wiedzą też, że w dobie kryzysu to klienci dyktują warunki, a te bywają ostatnio wyjątkowo skromne.
Szczególnie dotkliwie kryzys odczuwają prostytutki pracujące na uliach Londynu. Utrzymanie się w tak dużym mieście sporo kosztuje, a co chwila pojawia się atrakcyjna finansowo konkurencja ze Wschodniej Europy. Coraz większe zagrożenie dla przedstawicielek branży stanowią także prostytuujące się studentki, których rokrocznie przybywa.
Jak mówi dla "The Economist" doświadczona prostytutka Debbie, dziś można więcej zarobić na składaniu mebli, niż na prostytucji. Niektóre kobiety pracujące w Westminster obniżyły ceny nawet o połowę. Do seks biznesu wracają także osoby, które porzuciły prostytucję jakiś czas temu. Miały zazwyczaj nisko płatną pracę, choćby przy sprzątaniu.
Wzrost konkurencji spowodowany jest także tym, że wiele kobiet straciło swoje dawne prace w czasach kryzysu i musiały znaleźć nową, by przetrwać.
Seks w dzisiejszych czasach jest luksusem. Kiedy brakuje pieniędzy, ważniejsze jest to, żeby mieć na jedzenie, na hipotekę i na paliwo, a nie na dziwki CZYTAJ WIĘCEJ