Statystyki są nieubłagane, każdego roku umiera średnio 400.000 Polaków i przychodzi na świat niemal dokładnie tyle samo (średnio ok. 410.000). Tym samym każdego roku odchodzi z tego świata 400 tysięcy dotychczasowych wyborców i zjawia się na nim 400 tysięcy zupełnie nowych. Co 4 lata daje to 1 mln. 600 tysięcy zmarłych, którzy już nie zagłosują ponownie i 1 mln 600 tysięcy nowych ludzi, debiutujących przy urnach.
Reklama.
Tak oto co 4 lata znika 10 % elektoratu z poprzednich wyborów, zjawia się w to miejsce 10 % kompletnych świeżaków, niczym nie rozczarowanych jeszcze młodych ludzi, maturzystów i studentów, bez osobistych doświadczeń zawodowych i własnych problemów rodzinnych (np. z własnymi dziećmi), z bijącym sercem idących do urn po raz pierwszy w życiu. To o nich powinien toczyć się bój. Niestety, nikt się tymi ludźmi nie zajmuje. Walka polityczna odbywa się wyłącznie na poziomie równoległego do władzy pokolenia, bez uwzględnienia straszliwej siły, jaką stanowi 1,5-2 mln głosów młodych wyborców.
Kto wygra młodzież, ten wygra wybory, mówię to od dawna. Zrozumiał to Barack Obama, kiedy wykonał w kampanii kilka drobniutkich gestów pokazujących, że młode pokolenie nie jest mu obce. Obok niego stał wiekowy senator McCain, wietnamski weteran wojny, której nikt już pamiętać nie chce. Obama publicznie słuchał iPoda z muzyką rap, której twórców zna doskonale (także osobiście). Śpiewał song Ala Greena, grał z dzieciakami w koszykówkę, chodził z córkami do kina, swoje rozliczne apele kierował do młodych - dotyczyły edukacji, pracy dla nich, ich przyszłości, ale i tragedii ulicznych gangów, przestępczości szkolnej, odwiedzał szkoły, na uniwersytetach debatował ze studentami. Potrafi mówić jivem, czyli ulicznym slangiem (u nas by było “kminić”), a kiedy to robi, nikt nie ma mu tego za złe, bo to jest część jego wszechstronności, a nie sztuczka.
W zamian Obama dostał setki amatorskich clipów, piosenek, obrazów, żartów, memów i nowinek sieciowych, jakimi posługuje się tylko młodzież - i była to ze strony młodzieży sympatia naturalna, a nie pompowana przez kampanię wyborczą. Weteran McCain okazał się na tym tle jeszcze starszy, niż był i przegrał z kretesem.
Parę lat temu mówiłem o tym premierowi Tuskowi sugerując, by pewnego dnia znalazł parę godzin, choćby w samolocie i posłuchał na przykład artystów polskiego hip hopu. Mówiłem, że tam są spisane wszystkie niepokoje pokolenia, powiedziane wprost, wykrzyczane twardymi słowami, niekiedy groźnymi, ale jest w nich przede wszystkim troska o Polskę w pełnym wymiarze i z emocjami, jakich nie ma w obiegu publicznym.
Sugerowałem, by posłuchał OSTRa, ELDO i innych, zauważył parę myśli i cytatów, bo coś tam jest, skoro słuchają ich na YouTube miliony młodych Polaków, potencjalnych wyborców. Nie uwierzył mi. Pewnie uznał ich za nikosiów z bloków. A ja wiem, że Obama by znał cytat z “Jesteś bogiem” czy “Plus i minus”, bo taka jest jego natura człowieka ciekawego świata. Tusk nie zna polskiej młodzieży. Próba kupienia jej wycofaniem się z ACTA zamiast wspomóc odebrała mu z prestiżu, jako człowiekowi, którego łatwo złamać. Nikt tego kroku nie będzie pamiętał za dwa lata (już nie pamięta inaczej, jak porażki)
Nie zna młodzieży wołający o archaiczny patriotyzm Gowin. Nie zna jej zamulający Kaczyński, który gra rolę dobrotliwego dziadka, choć dla niego dzisiejsza młodzież to obce zdegenerowane ciało, które ma siedzieć cicho, chyba że gdzieś idzie z biało-czerwoną flagą. Miller z racji osobowości nie będzie obiektem seksu ze strony nowego pokolenia.
Liczb o umieraniu i narodzinach tych nie biorą pod uwagę analitycy sondaży, kiedy obwieszczają, że “Platformą ludzie są rozczarowani”, albo, jak twierdzi Michnik, “Mają krótką pamięć jeśli chodzi o PiS”. A także ci, co wieszczą, że istnieje ”twardy elektorat postkomunistyczny SLD”.
W 2015 roku w wyborach zagłosują ci, których dziś olano oraz nie zagłosują ci, którzy zmarli. Tak to wygląda. Półtora miliona nowych wyborców, potężna armia, która może zdecydować kto będzie rządził. W sumie to 3 miliony tych, którzy przez ostatnie 8 lat nie znają innego życia, jak pod panowaniem Tuska. A to życie im się nie podoba, co słychać na każdym rogu. I teraz oni mogą podjąć decyzję o tym, kto tym razem sięgnie po władzę. Czy w dwa lata można odrobić straty i nauczyć się nowego pokolenia? Tylko wówczas, jeśli się ma głód takiego kontaktu i chęć zrozumienia ich języka, wysłuchania ich marzeń i oczekiwań. Poznać ich kulturę i nie uznać jej za groteskę. Starsi, o których panowie liderzy partyjni się tłuką maczugami frazesów i strachami, zdania tak łatwo nie zmieniają, a dodatkowo jest ich coraz mniej.