W Niemczech nastąpił przełom w prawie dot. aut autonomicznych.
W Niemczech nastąpił przełom w prawie dot. aut autonomicznych. Fot. Materiały prasowe BMW

To, co jeszcze niedawno wydawało się scenariuszem z gry komputerowej, u naszych zachodnich sąsiadów właśnie staje się prawem. Niemieckie media rozpisują się o nowych przepisach, które wchodzą w życie. Na drogi wyjadą samochody bez kierowców w środku. Haczyk? Ktoś je jednak prowadzi, ale... siedzi wygodnie w biurze.

REKLAMA

Od grudnia 2025 roku na niemieckich drogach zaczyna obowiązywać nowa rzeczywistość prawna. Zgodnie z innowacyjnymi przepisami (StVFSV), samochód jadący po drodze nie musi już mieć fizycznie kierowcy za kółkiem. Wystarczy, że pojazd będzie nadzorowany przez kontrolera znajdującego się poza kabiną.

Jak donosi "Der Spiegel", to rozwiązanie ma sprawić, że granica między pojazdami w pełni samodzielnymi a tymi sterowanymi zdalnie, niemal całkowicie się zatrze. Choć dla Europy to nowość, która dotychczas wymagała skomplikowanych pozwoleń, w Stanach Zjednoczonych – zwłaszcza w Kalifornii czy Arizonie – testy takich rozwiązań są już standardem.

Teraz Niemcy legalizują zdalną kontrolę, chcąc otworzyć drogę dla carsharingu i taksówek, które na pierwszy rzut oka wyglądają na autonomiczne.

Kto może sterować "autem na pilota"?

Jeśli myślicie, że taką pracę może dostać każdy fan gier wyścigowych, jesteście w błędzie. Przepisy stawiają jasne wymagania. Zdalni kierowcy muszą przejść specjalistyczne szkolenia. Kandydat na to stanowisko musi mieć co najmniej 21 lat oraz posiadać prawo jazdy od trzech lat.

To jednak nie wszystko. Wymagana jest również wiedza technologiczna obejmująca znajomość działania samochodu, zdalnych czujników oraz procedur bezpieczeństwa. Operator siedzi w biurze, ale jego odpowiedzialność jest tak samo realna, jak gdyby siedział za kierownicą pędzącego auta.

Nowe przepisy czy "pudrowanie" problemu?

Niemieckie Ministerstwo Transportu oficjalnie mówi o "pięcioletnim okresie testowym". Cel jest ambitny: bardziej efektywne wykorzystanie zasobów w transporcie dostawczym. Chodzi o to, by większość trasy – na przykład nudne przejazdy autostradowe między metropoliami – przejmowała elektronika, a zdalni kontrolerzy wkraczali do akcji tylko w skomplikowanych momentach lub okazjonalnie.

Jednak analitycy patrzą na to chłodniejszym okiem. Choć nowe prawo pozwala Niemcom chwalić się doganianiem najbardziej zaawansowanych stanów USA, może mieć drugie dno. Sugeruje się, że jest to sposób na maskowanie zapóźnienia technologicznego niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego.

Systemy obiecujące jazdę autonomiczną 3. i wyższego poziomu wciąż nie są idealne. Wnioski są proste: tam, gdzie technologia jeszcze niedomaga, lukę zasypią ludzie – zdalni operatorzy. To sprytne obejście problemu, które pozwala na "jazdę bez trzymanki", mimo że komputer wcale nie jest w 100 proc. samodzielny.

Czytaj także: