Porozumienie "Okrągłego Stołu" nieco zdemokratyzowało naszą scenę polityczną. Wprowadzona w wyborach do Sejmu i Senatu częściowa rywalizacja między kandydatami wymogła na kandydatach wzięcie lekcji marketingu politycznego. Ale jak to z początkami – było trudno. Nieporadne klipy, siermiężne ulotki i zdjęcie z Lechem Wałęsą jako główny środek wyborczej perswazji to rzeczywistość kampanii wyborczej w 1989 roku.
Przyzwyczajeni do posługiwania się środkami propagandy komunistyczni aparatczycy musieli przed 4 czerwca 1989 roku nauczyć się zupełnie nieznanej wcześniej sztuki – politycznego marketingu. Jej zasady były obce także stronie solidarnościowej, która wcześniej nie miała dostępu do takich środków jak masowe media czy reklama polityczna. Dlatego obie strony uczyły się zasad skutecznego przekonywania wyborców do swoich racji. Nie ma co ukrywać, że nie wychodziło im to najlepiej.
Polską kampanię wyborczą – ze swoim skrzywieniem – relacjonował socjalistyczny "Dziennik Telewizyjny", który miał przede wszystkim lansować kandydatów PZPR. "Solidarność" miała swoją półgodzinną audycję w telewizji i godzinną w radiu, ale to i tak niewiele. Jedynym liczącym się medium działającym na rzecz opozycji była "Gazeta Wyborcza". I władza chyba uznawała ją za poważne zagrożenie, bo "Dziennik Telewizyjny" nie szczędził jej krytyki, tak jak w poniższym materiale.
Podobnie zresztą było z "Solidarnością" i innymi ugrupowaniami antykomunistycznymi. Wiec Konfederacji Polski Niepodległej został przedstawiony jako kompletna porażka frekwencyjna. Z kolei konferencji prasowej Lecha Wałęsy poświęcono mniej czasu antenowego niż mitingowi wyborczemu dwóch lokalnych polityków z obozu rządowego. Zresztą ich styl wypowiadania się przed kamerą i forma samego mitingu dzisiaj wzbudzają tylko uśmiech politowania.
Sądząc po wynikach wyborów, najważniejszym narzędziem marketingowym okazały się plakaty kandydatów na Senatora z Lechem Wałęsą. Każdy z kandydatów pojawił się na zdjęciu z przewodniczącym "S". A właściwie prawie każdy, bo na pociąg nie zdążył Piotr Baumgart z województwa pilskiego. Jego konkurent – Henryk Stokłosa – był jedynym niesolidarnościowym senatorem. Pewnie pomogło mu też rozdawanie kiełbasek i piwa na wiecach.