W windzie, na ulicy lub na klatce schodowej. Wszędzie tam spotykamy ludzi, którym można powiedzieć zwykłe "dzień dobry". Mogłoby się wydawać, że to nic takiego. Tymczasem niektórzy nie tylko nie widzą sensu w codziennym pozdrowieniu, ale wręcz odwracają głowę, gdy je słyszą. – Nigdy się nie poznamy, to po co mam mówić dzień dobry – usłyszeliśmy od 20-latka z Warszawy.
Uprzejme, miłe, dla niektórych niezauważalne, bo codzienne. Trochę osłuchane, może i nawet wyświechtane, ale czy niedzisiejsze? Good morning, bonjour czy こんにちは (konnichi wa) to jedne z pierwszych słów, których uczymy się poznając obcy język. Okazuje się jednak, że zwykłe ludzkie pozdrowienie staje się w "dzikim kraju" pewnym luksusem, a może nawet oznaką czegoś więcej niż normalności.
Ostatnio wyjątkowo często można zaobserwować, że coraz więcej ludzi nie mówi nikomu "dzień dobry". Nie oznacza to, że zapominają czy też nie zauważają swoich sąsiadów, sprzedawców w sklepie lub ludzi w windzie. Coraz większej ilości osób po prostu nie zależy na wzajemnych uprzejmościach, a zwykłe "dzień dobry" oznacza dla nich zbyt duży wysiłek.
Dzień dobry? To głupie
Redakcyjny kolega Michał Wąsowski zapytał ostatnio kilka przypadkowych osób, dlaczego zrezygnowali z najprostszego odruchu, który – wydawałoby się – powinniśmy mieć po dostrzeżeniu znajomej buzi. Większość z osób, które nie mówią "dzień dobry" nie potrafiło tego w żaden sposób uzasadnić. Ot tak po prostu brakuje im czasem języka. Jedną z zaczepionych przez naszego dziennikarza osób był jego sąsiad, dwudziestoletni student. – Nie znamy się, widzę cię raz na ruski miesiąc, nigdy się nie poznamy, to po co mam mówić dzień dobry. Bo tak wypada? To głupie – stwierdził chłopak aspirujący do miana "wykształciucha".
Nasz reporter zapytał napotkanego chłopaka, czy powiedzenie "dzień dobry" jest dla niego jakimś problemem, czy ponosi jakieś wyjątkowe "koszty". Ten zaś odparł: – Muszę otworzyć gębę i nią coś powiedzieć, a wcale mi się nie chce. Nie widzę powodu, aby to zmieniać – odparł.
To na szczęście nie była typowa postawa studenta. A przynajmniej tak twierdzi dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, która wykłada na Uniwersytecie Warszawskim przedmiot Retoryka i Erystyka. – Moi studenci zazwyczaj się ze mną witają. Mówienie "dzień dobry" jest też uzależnione od tego, z kim się witasz i gdzie to robisz. A jeśli ktoś tego nie robi, to znaczy, że jest niezbyt starannie wychowany. Jak napisał w "Panu Tadeuszu" Adam Mickiewicz: "Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna" – mówi Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz.
Dzień dobry! Szuka pan pocieszenia?
Wracając do testu na przypadkowo spotkanych osobach. Niewiele lepiej było w przypadku trzydziestoletniej kobiety, która była – co najmniej – zdziwiona bezcelowym "dzień dobry", które właśnie usłyszała.
Kolejną osobą, która nie odpowiedziała na zwykłe powitanie był nastoletni chłopak. W tym wypadku okazało się, że szkoła tak mocno eksploatuje młodych ludzi, że po wyjściu z niej nie mają już siły na nic. – Chłopak powiedział, że nie jestem nauczycielem i że on ma dość przymusu wiecznego "dzień dobry" jak chodzi do szkoły. I jak z niej wychodzi to już nie chce nikomu mówić dzień dobry – wspomina Michał Wąsowski.
Ewa Wanat: Dzień dobry!
Nasz reporter, który zrobił ten krótki test stwierdził, że ludzie, którym mówił "dzień dobry" patrzyli na niego jak na idiotę, a wręcz niekiedy odwracali głowę udając, że go nie widzą. Parę osób powiedziało mu także, że są zbyt zmęczeni, aby odpowiadać na takie powitania... – Jeden chłopak przyznał, że zawsze udaje, że nie słyszy, bo ma słuchawki w uszach i czuje się w ten sposób rozgrzeszony ze społecznego obowiązku bycia kulturalnym – słyszymy. O zwykłym kiwnięciu głową nie pomyślał.
Dziennikarka radiowa Ewa Wanat nie zauważa podobnego problemu z powitaniami w swoim otoczeniu. Redaktor naczelna Polskiego Radia RDC twierdzi, że obserwacje naszego reportera nie są do końca trafione. – Wydaje mi się, że ludzie właśnie coraz częściej mówią sobie "dzień dobry" Przy wejściu do sklepu lub urzędu wypowiada się je wręcz nawykowo. Ja witam się ze swoimi sąsiadami, również z tymi, których znam tylko z widzenia – mówi dziennikarka.
Naczelna twierdzi, że "dzień dobry" w miejscach publicznych funkcjonuje stosunkowo niedługo. – Kiedyś nie istniał taki zwyczaj, a dziś jest tak, jak na Zachodzie – mówi. Zapytałem dziennikarkę o to, czy wyobraża sobie świat, w którym ludzie nie witaliby się wzajemnie. – Tak, bo żyłam w takim świecie. W PRL nie było takiego zwyczaju. Przychodziło się do sklepu, w którym sprzedawczynie były nieuprzejme. To było jak zetknięcie z kimś, kto siedzi na tronie. Jakby miał władzę nad klientami i w pewnym sensie tak było. Rzeźnik miał władzę absolutną i też nie mówił "dzień dobry" – wspomina Ewa Wanat.
Sympatyczniej na dzień dobry...
Czy można nie mówić ludziom dzień dobry i funkcjonować w społeczeństwie? Oczywiście, że można, tylko po co? Zdaniem Ewy Wanat, to coś więcej niż "odbębnienie" uprzejmości wobec innych. – Ważne jest, aby zwracać uwagę na to, że wokół siebie mamy ludzi. Człowiek wychodzący rano z domu i spotykający sąsiada powinien powiedzieć do niego "dzień dobry", niezależnie od tego czy go lubi czy nie. Po prostu fajniej jest, gdy ludzie pokazują, że nie są dla siebie powietrzem – twierdzi dziennikarka, która dodaje, że czasami zdarza jej się zamyślić i zapomnieć o "dzień dobry".
Co tak naprawdę oznacza najprostsze powitanie? Nie tylko fakt, że dostrzegam drugiego człowieka, ale także to, że go szanuję i jestem częścią pewnej społeczności. Zdaniem Ewy Wanat, te dwa proste słowa mogą dać nawet poczucie pewnego bezpieczeństwa. – Mówiąc dzień dobry nie jesteś anonimowy, sygnalizujesz: "możesz się do mnie zwrócić o pomoc". To ułatwia kontakty międzyludzkie i sprawia, że jesteś swój – kwituje naczelna Polskiego Radia RDC.
Pani w wieku około lat 30 stwierdziła, że mnie nie kojarzy, a obcym dzień dobry nie mówi. Tylko tym, co chociaż zna ich z widzenia, bo inaczej to nie ma sensu. Pytam, czy po prostu nie warto by być miłym i odpowiedzieć (zaznaczam: odpowiedzieć!) a ona mnie spytała, czy mam zły dzień, że szukam pocieszenia... Nie ciągnąłem rozmowy dalej.