Januszowi Trzebiatowskiemu Chińczycy oddali w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Szanghaju trzy piętra o łącznej powierzchni 1300 metrów kwadratowych. Na jego życzenie przemalowali ściany i zdjęli stałą ekspozycję. Płótna Polaka robią tam furorę. Jedno z nich zostało już sprzedane za 150 tys. dolarów.
"Trzy pejzaże: Chmury, ptaki, woda" – tak kuratorzy Muzeum Sztuki Nowoczesnej Duolun w Szanghaju zatytułowali wystawę Janusza Trzebiatowskiego. Pochodzący z Chojnic malarz jest pierwszym Polakiem, którego samodzielna wystawa zagościła w tym miejscu. Sam malarz ma jednak nadzieję, że nie ostatnim. – Przetarłem szlaki, po których pójdą następni – mówi w rozmowie z naTemat.
Od muzeum do muzeum
Jak płótna malarza znalazły się w Szanghaju? Na pewno 76-letniemu Januszowi Trzebiatowskiemu pomogło szczęście – zwiedzający Polskę członkowie Polsko-Chińskiej Izby Handlowej wypatrzyli w Chojnicach wielki szyld muzeum, które wystawia jego prace.
– Muzeum w Chojnicach powołano po tym, jak podarowałem miastu 500 moich obrazów, a także pamiątek, które przywoziłem z podróży do Indii, Wietnamu, czy właśnie Chin – zaznacza malarz i dodaje, że kiedy był w tym ostatnim kraju w czasie rewolucji kulturalnej, "padł na kolana przed wielką kulturą". – Mimo że wszyscy przebierali się w granatowe i brunatne mundury, mieli w sobie wielką wrażliwość. Myślę, że to było inspiracją dla dużej części moich obrazów. Być może dostrzegli to ci, którzy oglądali moje obrazy.
Chińczycy zainteresowali się płótnami na tyle, że później placówkę odwiedzili również przedstawiciele muzeum w Szanghaju. To oni zdecydowali, by zaprosić Trzebiatowskiego do Kraju Środka. Malarz najpierw przyjechał na targi sztuki, później na kilka wizyt przygotowujących do wystawy, a następnie na sam wernisaż. Na otwarcie wystawy przyszło kilkaset osób. W tym chiński minister kultury.
Wedle życzenia
Chińczycy oddali w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Szanghaju trzy piętra o łącznej powierzchni 1300 metrów kwadratowych. Na jego życzenie przemalowali ściany i zdjęli stałą ekspozycję. – Na lotnisku czekały na mnie dwie czarne limuzyny i bukiet biało-czerwonych kwiatów. Kiedy kończyłem jeden z pierwszych pobytów w Chinach, bankiet pożegnalny odbył się w tych samych bungalowach, w których wcześniej został podjęty prezydent Komorowski – opowiada Trzebiatowski. – Wnioskuję, że artystę szanują tu jak prezydenta państwa. Szacunek dla ludzi sztuki jest tu ogromny.
Nie tylko zresztą szacunek. Jak bowiem donosi "Czas Chojnic", lokalny portal internetowy, Trzebiatowski odniósł wielki sukces także komercyjny. Jeden z jego obrazów miał zostać sprzedany za 150 tys. dolarów, czyli blisko pół miliona złotych. Sam artysta nie potwierdza, ani nie zaprzecza. W kwestiach finansów odsyła do swojej kuratorki, Renaty Kornowskiej, która zajmuje się koordynowaniem jego działalności w Azji. Pani Renata była jednak dla nas wczoraj niedostępna.
– Chińczycy uważają, że jestem jednym z ważniejszych europejskich artystów – cieszy się Trzebiatowski. Sam swoje obrazy opisuje jako "nurt abstrakcji biologicznej" i przekonuje, że właśnie ten kierunek był dla chińskich partnerów najbardziej interesujący.
Chin nie zapcham
Janusz Trzebiatowski planuje już kolejne wystawy. Ze swoimi obrazami jeździ po świecie, promując przy okazji rodzinne strony. Nawet kiedy rozmawiamy, kilkakrotnie podkreśla, że jest Kaszubem, bardzo związanym z Chojnicami (choć od 50 lat mieszka i pracuje w Krakowie, gdzie skończył Akademię Sztuk Pięknych).
– Dostałem zaproszenie na kolejny pokaz indywidualny i wstępne zaproszenie na grudzień do Muzeum Narodowego w Pekinie. Objawił się też marchand nowojorski, który zaproponował dużą wystawę indywidualną z końcem 2014 roku w Nowym Jorku – mówi i dodaje, że ma też nadzieje, że Chińczycy zaczną zapraszać i innych Polaków.
Bo, choć sam namalował już 3 tys. płócien, przyznaje żartując, że "sam całych Chin nie zapcha".