"The Guardian" ujawnia, kto stoi za jednym największych przecieków w historii amerykańskich służb specjalnych. 29-letni informatyk pracujący dla Narodowej Agencji Bezpieczeństwa powiedział światu, że amerykański rząd na masową skalę szpieguje internautów na całym świecie. Edward Snowden zdecydował się upublicznić swoją tożsamość, bo jest przekonany, że nie zrobił nic złego. Inaczej sądzą służby specjalne, dla których pracował.
Kiedy ścigany przez najważniejsze służby specjalne świata Julian Assange nieco wygasił aktywność swojej WikiLeaks, przeciwnicy wszechwładzy rządów dostali nowego bohatera. To 29-letni informatyk z Północnej Karoliny Edward Snowden. Przez prawie 10 lat miał on dostęp do największych tajemnic amerykańskichsłużb specjalnych. Kiedy odkrył jak ogromna jest skala inwigilacji postanowił porzucić swoje wygodne życie i ujawnić opinii publicznej kulisy działania Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA).
Snowden zostawił na Hawajach, gdzie mieszkał i pracował, pensję wynoszącą 200 tys. dol. rocznie, dziewczynę i kochającą rodzinę. Wyjeżdżając powiedział szefowi, że potrzebuje kilku tygodni wolnego na leczenie epilepsji. Prosto z Hawajów poleciał do Hong Kongu. Jak tłumaczył, uznał, że tam najtrudniej będzie go dopaść amerykańskim służbom. Zatrzymał się w hotelu, który w ciągu kilku tygodni opuścił zaledwie trzy razy. Kiedy wpisywał hasło, chował się pod kocem, bo bał się, że ukryta gdzieś niewielka kamera pozwoli agentom włamać się do jego komputera. Jak przekonuje Snowden te zachowania to nie wyraz paranoi, ale świadomości do czego zdolne są służby.
Kiedy pod koniec zeszłego tygodnia "The Guardian" i "The Washington Post" ujawniły skandaliczne praktyki amerykańskich służb, nie było wiadomo, kto stoi za całą akcją. Po kilku dniach ujawniono, że to właśnie Snowden. Ale Amerykanin już zapowiedział, że nie będzie aktywny medialnie, bo nie chce, by uwaga skupiała się na nim, ale na działaniu służb specjalnych pracujących dla rządu USA. Poza granice Ameryki sięga nie tylko ich ciekawość, ale też ich wpływy. Dlatego Edward Snowden jest przygotowany na to, że w każdej chwili zostanie wszczęte postępowanie ekstradycyjne lub po prostu agenci porwą go z Hong Kongu.
Zapewnia jednak, że nie boi się konsekwencji swojego czynu i jest gotów je ponieść w imię wolności w sieci i poszanowania swobód obywatelskich. Jedyne, co zaprząta jego głowę, to sytuacja rodziny, której spora część tak jak on pracuje dla amerykańskiego rządu.
Na razie jednak udało się Snowdenowi wywołać ogromną polityczna burzę, która wzmocniła tylko wcześniejsze problemy administracji Baracka Obamy. Niedawno ujawniono, że amerykańskie służby podsłuchiwały dziennikarzy, a operator telefonii komórkowej Verizon przekazywał agentom dokładne dane na temat ich klientów. Dane ujawnione przez Edwarda Snowdena tylko utwierdzają obraz Obamy jako Wielkiego Brata. Co prawda prezydent tłumaczy się, że dane są zbierane w trosce o bezpieczeństwo obywateli, ale już pojawiają się porównania do George'a W. Busha, który przez Demokratów był przedstawiany jako człowiek ogarnięty chęcią kontroli wszystkiego. Dzięki Edwardowi Snowdenowi wiemy dziś, że nie tylko on.