– To chyba niemożliwe, nie chce mi się w to wierzyć – powiedział w rozmowie z naTemat prof. Piotr Węgleński, były rektor UW, gdy poprosiliśmy go o komentarz do rewolucyjnej zmiany, jaką zatwierdził uniwersytet w Lipsku. Tytuły profesora i doktora zastąpi tam odpowiednio profesorka i doktorka. Także w przypadku mężczyzn.
Po tym, gdy prof. Węgleński zaczął upewniać się, czy nasze pytanie o uniwersytet w Lipsku nie jest żartem, ziarno wątpliwości zostało zasiane i w naszych umysłach. Niemniej jednak kolejny rzut oka na strony internetowe renomowanych niemieckich mediów nie pozostawia złudzeń: o rewolucyjnej zmianie wprowadzanej na lipskiej uczelni z pełną powagą donosiły już kilka dni temu m.in. “Der Spiegel” i “Deutsche Welle”. Na czym polega owa rewolucja?
Koniec z ukośnikiem
Jak informują wspomniane niemieckie portale, na lipskim uniwersytecie w zgodzie z ideami feminizmu postanowiono całkowicie zrezygnować z takich męskich form jak “profesor”, “magister”, “doktor”. Zamiast nich obowiązywać będą tylko formy żeńskie – np. zamiast niemieckiego “professor” będzie więc “professorin”.
W Niemczech już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w przypadku odnoszenia się do grupy osób upowszechniło się używanie jednocześnie formy męskiej i żeńskiej, tzn. mieszkańcy i mieszkanki, współpracownicy i współpracowniczki, parafianie i parafianki. Wcześniej, podobnie jak wciąż jest w języku polskim, jako generyczna (jak mówią językoznawcy) dla opisu obu płci funkcjonowała forma męska.
Zmiana swoje piętno odcisnęła też w świecie akademickim: brzmienie stanowisk i tytułów naukowych w oficjalnych wypowiedziach czy dokumentach zaczęto podawać w podwójnej formie, tj. “professor / professorin”. W czasie niedawnego posiedzenia senatu uczelni w Lipsku postanowiono zmienić ten zwyczaj. Podobno była to dość spontaniczna decyzja, zaproponowana zresztą przez mężczyznę, fizyka, doktora Josefa Kaesa. Powód? Wygoda.
Żart, czy przyszłość?
– To chyba niemożliwe, nie chce mi się w to wierzyć – powiedział w rozmowie z naTemat wybitny polski genetyk i były rektor UW prof. Piotr Węgleński. – Czy to nie jakiś żart na Prima Aprilis? – dopytywał dodając, że woli nie komentować tak zaskakującej wiadomości.
Zgoła inaczej do sprawy odniósł się dr Mirosław Pęczak, socjolog kultury z Uniwersytetu Warszawskiego. Zapytaliśmy go, jak by zareagował, gdyby takie przepisy wprowadzono w stołecznej uczelni. – Mnie by to nie obraziło. Silne lobby konserwatywno-nacjonalistyczne zapewne dopatrywałoby się w takiej zmianie podstępu i kolejnego aktu “feministycznej ofensywy”, ale według mnie to jedynie kwestia językowego uzusu – mówi dr Pęczak.
– Choć dziś nowe formy, takie jak “ministra”, mogą śmieszyć, po pewnym czasie stają się naturalne – mówi socjolog, przyznając ze śmiechem, że w przypadku świata nauki pewne problemy mogłaby ewentualnie sprawiać “magisterka”. Prof. Magdalena Steciąg z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego zauważa jednak, że bez problemu “magisterkę” można zastępować słowem “magistra”.
Więcej żeńskich, zamiast likwidacji męskich
Prof. Steciąg twierdzi jednak, że inicjatywa władz uczelni w Lipsku idzie zbyt daleko. – Nie chodzi o to, by wyprzeć męskie formy, ale by zapewnić symetrię języka poprzez popularyzację form żeńskich – zauważa. Dodaje, że ich nieobecność sprawia, że także kobiety są w pewnym sensie nieobecne w sferze publicznej.
Zwolennikiem popularyzacji żeńskich form jest również prof. Jan Miodek.
Prof. Magdalena Steciąg zauważa, że polszczyzna jest na tyle elastyczna, iż tworzenie form żeńskich nie jest żadnym problemem. – Nie ma żadnych systemowych barier, które by na to nie pozwalały – zauważa. Jej zdaniem w miarę upływu czasu i popularyzacji żeńskich końcówek w nazwach stanowisk czy zawodów przestaną nas one razić lub bawić.
Językoznawczyni zauważa jednocześnie z pewnym zdumieniem, że ów proces zdaje się postępować bardzo wolno. – Niedawno poprosiłam moich studentów o podanie żeńskiej formy rzeczownika “woźny”. Ku mojemu zaskoczeniu jedna z odpowiedzi brzmiała “woźniarka”. Przecież słowo “woźna” kiedyś było czymś zupełnie oczywistym – dziwi się prof. Steciąg.
Decyzja by zmodyfikować językowy zwyczaj zrodziła się raczej spontanicznie w wyniku zmęczenia uniwersyteckich notabli ciągłym używaniem podwójnej formy “Professor/in” z ukośnikiem. Postanowiono więc pozbyć się ukośnika. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Jan Miodek
Profesorka i dyrektorka są słowami znacznie mi bliższymi, niż zwroty pani profesor, czy pani dyrektor. Tak mówiło się, gdy byłem mały. Moja mama była nauczycielką i nikt nie zwracał się do niej inaczej niż "Profesorko Miodkowo". CZYTAJ WIĘCEJ