Życzenie minister Muchy, aby zwracać się do niej per "ministra" nie dziwi Katarzyny Bratkowskiej, feministki, działaczki ruchów kobiecych. - To forma, której używał mój dziadek, podobnie jak "pani magistro" w aptece. To sięganie do staropolskich form, a nie udziwnienia - mówi Bratkowska. Feministka jest jednak zdziwiona opinią Muchy, która twierdzi, że nie jest celem szowinistycznych ataków - Według mnie jest i to w sposób wyraźny - dodaje. Według Bratkowskiej, wczorajsze podkreślenie formy preferowanej przez minister, to efekt znalezienia się w męskim świecie, w którym publiczne funkcje pełnią przede wszystkim mężczyźni.
- Kobieta, która chce zdobyć szacunek naraża się na śmieszność. Życzę pani minister Musze, aby ta śmieszność jak najszybciej zniknęła, a forma "pani ministra" którą wprowadza, pozostała - podsumowuje Bratkowska.
Po "ministrze" Musze. Męski rechot trwa
Język wchłonie wszystko
Wystąpienie Joanny Muchy cieszy prof. Magdalenę Środę, filozofkę z Uniwersytetu Warszawskiego. - To akt odwagi, na który rzadko kogo stać - mówi. Według Środy, takie akty są konieczne, gdyż zmieniając język, zmieniamy świat, który nas otacza. To co zrobiła Mucha, to według Środy historyczna zmiana płci. Do tej pory bowiem, wszystkie ministerki i premierki przechodziły do historii jako mężczyźni (jako ministrowie i premierzy). -