Nie ma turbanu ani moherowego beretu, choć raz w tygodniu zdarza jej się słuchać Radia Maryja. Małgorzata Kożuchowska nie kojarzy się z ortodoksją, jest młoda i gra w popularnym serialu. Pomimo to, nie boi przyznać się, że jest przeciwniczką in vitro. Aktorka przełamuje stereotyp, że ludzie o podobnych poglądach muszą pochodzić z "ciemnogrodu".
Polska stereotypami stoi. Nasza tendencja do szufladkowania ludzi jest niekiedy tak irytująca, że można mieć ochotę przestać interesować się problemami społecznymi i polityką. Bo jak znaleźć miejsce na dyskusję, gdy wszyscy dookoła zakładają maski nie tylko sobie, ale i innym?
Małgorzata Kożuchowska nie wygląda jak stereotypowy przeciwnik in vitro. Przeciwnie. Ma 42 lata, w 2008 roku wyszła za mąż, lecz do dziś nie urodziła dziecka. Dla wielu Polek to zapewne najwyższy czas na potomstwo. Jednak aktorka znana m.in. z serialu "Rodzinka.pl" nie zamierza robić niczego na siłę. W jednym z ostatnich wywiadów Kożuchowska stwierdziła, że urodzenie dziecka nie jest dla niej najważniejszą sprawą w życiu.
Małgorzata Kożuchowska mówi głośno o swoich poglądach. Nie boi się tego, że zostanie przez kogoś zaszufladkowana jako niepostępowa lub ultrakatolicka. Jak mówi Tomasz Sulewski z Catholic Voices, tak właśnie postrzega się w naszym kraju ludzi, którzy nie są zwolennikami metody in vitro. – Najczęściej wydaje się, że przeciwnicy in vitro, to fanatycy z klapkami na oczach, którzy nie chcą ludzkiego szczęścia – zauważa bloger naTemat.
Niemniej, w niektórych kręgach w Polsce wręcz nie wypada przyznawać się do swoich konserwatywnych poglądów. Łatwo się wtedy stać obiektem drwin. – Niektórzy przeciwnicy in vitro w Polsce wstydzą się mówić o swoich poglądach, aby nie zostać uznanym za nienowoczesnych. Tymczasem są to po prostu słowa wytrychy. Moim zdaniem, to ludzie patrzący bezkrytycznie na metodę in vitro są nienowocześni – mówi Piotr Strzembosz z Prawicy Rzeczypospolitej.
Efekt Kożuchowskiej?
Tomasz Sulewski zauważa, że właśnie takie osoby jak Kożuchowska, czyli powszechnie rozpoznawalne i lubiane, mogą zmienić wizerunek osób, które są w stanie zrezygnować z posiadania dziecka, bo nie zgodzą się na zabieg in vitro. – Media czasami zapominają, że każda moneta ma dwie strony i że oprócz argumentów "za" są też "przeciw". Tymczasem warto wsłuchać się - a także zrelacjonować - przekonania i punkt widzenia osób, które uważają inaczej. Dzięki temu będziemy mieli faktycznie dyskusję o problemie, a nie "młotkowanie" – mówi Sulewski.
Członek Prawicy RP oraz bloger Piotr Strzembosz także z nadzieją patrzy na deklaracje Małgorzaty Kożuchowskiej. – Takie osoby mogą zmienić postrzeganie przeciwników metody in vitro. Dzisiaj to właśnie celebryci kształtują postawy mas. W mojej ocenie dramatyczne jest jednak to, że najczęściej osoby znane prezentują stanowisko odwrotne niż Kożuchowska – mówi Strzembosz.
Również gwiazdy światowej sławy, które na pierwszy rzut nie kojarzą się z konserwatywnym światopoglądem, mają poglądy raczej tradycyjne. Jedną z takich osób jest emanująca seksapilem Jennifer Lopez. – Jeśli chodzi o rodzinę i związki to jestem tradycjonalistką. Tak zostałam wychowana. Wierzę w Boga i nigdy nie zdecydowałabym się na zapłodnienie in vitro. Bo dzieci są przecież darem stwórcy. Albo możesz je począć drogą naturalną, albo nie. Koniec kropka – mówiła w rozmowie z magazynem "Elle".
Jednak czy gwiazdy takie jak Kożuchowska i Jennifer Lopez mogą sprawić, że znajdziemy w sobie więcej tolerancji dla osób o innych poglądach? Taką nadzieję ma Tomasz Sulewski który przekonuje, że in vitro-sceptycy nie są ludźmi z kosmosu. – Jest masa ludzi na Ziemi, którzy nie godzą się na in vitro. Sprzeciw wobec sztucznego zapłodnienia ma najczęściej absolutnie racjonalne, rozumowe, a nie "odleciane" podstawy. To są kwestie związane z pytaniami o to gdzie jest granica ingerencji w naturę i etykę, ale także blokowania faktycznych badań naukowych w imię doraźnych korzyści finansowych – uważa Tomasz Sulewski.
In vitro jak coca-cola?
Stereotypowy przeciwnik in vitro to ortodoksyjny katolik, którego jedynym źródłem wyobrażenia o świecie jest ambona. Tomasz Sulewski przekonuje jednak, że dziś można takie twierdzenia włożyć między bajki. – To absolutna nieprawda, sam znam paru zagorzałych ateistów, lewicowców, którzy w niemal wszystkim przeciwstawiają się Kościołowi. Uważają absolutnie, że in vitro to droga do eugeniki w najgorszym stylu – mówi bloger naTemat.
Tomasz Sulewski jest zdeklarowanym przeciwnikiem in vitro. Jest jednak w stanie zrozumieć, co kieruje osobami, które decydują się na tę metodę. Nie chce ich postrzegać, jako gorszych od siebie gdyż wie, że to ludzie którzy po prostu chcą mieć dzieci. Jak mówi, nie można jednak podchodzić tego tematu jak do coca-coli. – Kiedyś jej nie było, a teraz jest, jakie to cudowne. Kiedyś ludzie zachwycali się tym, że ołowiane płytki wszczepiane w czaszki mogą pomagać w leczeniu. Dziś już wiemy, że są zabójcze. Problem jest więc skomplikowany i wymaga racjonalnej rozmowy, a nie emocji – mówi członek Catholic Voices.
Piotr Strzembosz z Prawicy RP zauważa, że zarówno wśród przeciwników jak i zwolenników sporu o in vitro są osoby o skrajnych przekonaniach, które na swój sposób przesadzają w swoich poglądach. – Każdy z nas jest inny, a szufladkowanie zawsze jest bezsensownym uproszczeniem – mówi zwolennik in vitro Piotr Strzembosz.
Nie mam poczucia, że jeżeli nie urodzę dziecka, zmarnuję życie. Nie leczę się i nie mam ochoty na In vitro. Niczego nie będę wymuszać na naturze, bez względu na to, czy jestem za In vitro, czy przeciw. Jeśli pojawi się dziecko, będziemy szczęśliwi. Natomiast na pewno nie cierpię z powodu tego, że nie mamy dzieci.