Tu tytoniu nie uprawiają jedynie Ksiądz i Wójt. Bezrobotni są tylko ci, którym nie chce się pracować. Jeden unijny zakaz, może spowodować upadek tej wsi. Poznajcie Łukową, miejscowość która żyje dzięki uprawie tytoniu.
Reklama.
Zazwyczaj, kiedy mówi się o wschodnich rubieżach kraju, to się myśli o wysokim poziomie bezrobocia. Brak perspektyw i ubóstwo zmusza ludzi do wyjazdu. Miejscowości na Lubelszczyźnie są zdziesiątkowane migracją, przeważnie młodych osób, do Wielkiej Brytanii. Wszystkie, poza jedną.. Łukowa na tej pustyni zdaje się być oazą. Tu każdy mieszkaniec ma pracę, a w sezonie także każdy spoza niej, który tu przyjedzie. Wszystko to za sprawą tytoniu. Jeśli jednak wejdzie unijny zakaz sprzedawania papierosów typu slim, lub mentoli może być krucho. 40% papierosów tego typu wyprodukowanych w Unii Europejskiej pochodzi z Polski. Tak więc cała gałąź tego przemysłu może dosięgnąć kryzys. Zresztą cierpi na tym cały krajowy rynek rolniczy, gdyż 36% zysków z eksportu produktów rolniczych stanowią wyroby tytoniowe.
- Niech Pan sobie wyobrazi miasteczko, które żyje z jednego zakładu, i ono upada – opowiada Stanisław Kozyra, wójt gminy Łukowa. - Taka tragedia dotyka wszystkich. Jeśli wejdzie w życie unijna dyrektywa, to większość mieszkańców straci pracę. Tu wszyscy żyją z uprawy tytoniu. Tak naprawdę niczego innego nie da się tutaj sadzić. Ziemia słaba, piaszczysta. Niektórzy bawili się w hodowanie malin lub truskawek, ale nie ma z tego zysku. Tylko tytoń opłaca się tu uprawiać – mówi wójt.
Łukowa znajduje się w jednym z uprzywilejowanych miejsc w Polsce. Ze względu na to, że tytoń jest rośliną akcyzową, można ją sadzić tylko na wybranym obszarze kraju. To właśnie tu państwo daje rolnikom dopłaty, które pochodzą z pieniędzy uzyskanych z akcyzy za sprzedaż wyrobów tytoniowych. Inaczej, jeśli się podliczy cenę tytoniu i koszta hodowania to rolnik by na nich nic nie zarobił. A czasami nawet by dołożył.
- Kiedyś za tyle to bez dopłaty można było kupić pół litra wódki – żali się jeden z rolników. - Teraz gorzała poszła w gorę, a tytoń w dół. Pół litra kosztuje jakieś 20 złotych, a kilogram suszonych liści od pięciu do dziewięciu, zależy od klasy. Gdyby nie te dopłaty, to by nam się nie opłacało hodować tych roślin – mówi rolnik.
Hodowca może zarobić jeszcze więcej, jeśli uzyska wysokiej klasy tytoń. Tę oceniają specjaliści od firm tytoniowych, którzy pracują przy skupach. Klas jest około 15, ale dodatkowe dopłaty są tylko do dwóch pierwszych. Łukowscy plantatorzy mówili, że państwo za pierwszą dawało jakieś 7,80 złotych za kilogram, a za drugą 7 złotych. W czwartek Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ogłosiła, że za kilogram tytoniu odmiany Virginia, którą uprawia się w Łukowej przysługuje dodatkowa dopłata do produkcji w wysokości 5,62 złotych za kilogram.
- W zeszłym roku w Leżajsku ch...wo brali – żali się Ćwik, który uprawia zaledwie dwa hektary. - Ci specjaliści się wygłupiają. Tak naprawdę nikt nie wie w jaki sposób oceniają tę klasę. Niby coś związanego z kolorem, czy liście jaśniejsze, czy ciemniejsze. Co roku inaczej oceniają. Ode mnie na siedem ton tytoniu, wzięli tylko dwie belki pierwszej klasy. Każda ważyła po 60 kilogramów. Za kilo płacą jakieś 9 złotych, na szczęście dochodzą dopłaty, dzięki czemu mam jakieś 17-18 złotych za pierwszą. Za drugą klasę z dopłatami dostaję jakieś 16 – opowiada rolnik.
Tutejsi plantatorzy są jednak doświadczeni, dlatego jeśli im wierzyć około 50 procent tytoniu z Łukowa dostaje pierwszą klasę. Wójt opowiada, że choć koncerny długo się z tym kryły, to jednak niedawno uznały, że stąd pochodzi najlepszy tytoń w kraju. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że nawet z dwóch hektarów da się dobrze wyżyć.
- Rodzina mojego narzeczonego liczy 6 osób, i uprawia pięć hektarów – mówi mi jedna dziewczyna. - Bardzo dobrze im się żyje. Każdy samochodem jeździ. No a jak brakuje rąk do pracy, to zawsze się kogoś najmie do pracy. Moi bracia u nich dorabiają – opowiada.
Choć tradycje uprawiania tytoniu na ziemi biłgorajskiej sięgają początków dwudziestego wieku, a może i wcześniej, to w Łukowej pojawił się dosyć późno. Do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku ubodzy rolnicy hodowali tu owies i żyto. Mało co innego urosło na tej dosć jałowej, piaszczystej ziemi. Wszystko się zmieniło, kiedy mieszkaniec Korczowa ożenił się z mieszkanką Łukowej i zaczął tu uprawiać tytoń. Jak się okazało, ziemia łukowska idealnie się nadawała do hodowania tej rośliny. Dlatego Łukowa, jako jedyna miejscowość w okolicy dziś żyje wyłącznie z uprawy tytoniu.
- Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zakazali tych slimów i mentoli – żali się jeden rolnik. - Wnioskowaliśmy do kilku posłów i europarlamentarzystów, by wsparli naszą sprawę. Sam mam tyle ziemi, że przetrwam bez tytoniu, ale są tacy co mają zaledwie hektar lub dwa. Jeśli przestanie się opłacać robić tytoń, to popadną w nędzę. Ziemia za słaba na uprawę czegokolwiek – wyraził swoje obawy.
Tytoń, choć nie potrzebuje dobrej gleby, to wymaga dużej opieki. Mówi się, że aż pięć osób jest potrzebnych do uprawy jednego hektara. Jednak czysty zysk dla rolnika z niego wynosi około 15 tysięcy złotych (wliczając dopłaty unijne). W połowie marca rolnicy zaczynają uprawiać, zazwyczaj zaczynają na świętego Józefa (19 marzec). Nasiona ustawia się z niewielką ilością ziemi na styropianowych, bądź plastikowych tackach. Te z kolei ustawia się w specjalnych tunelach, gdzie dojrzewają. Po upływie sześciu tygodni sadzi się rośliny na polu.
- Potem trzeba regularnie doglądać tytoń – opowiada jeden z rolników. - Jeśli nie pilnujesz, to źle na tym wyjdziesz. Trzeba dokładnie wiedzieć, kiedy i jak zareagować. Kiedy nawieść, a kiedy spryskać. To są bardzo wrażliwe rośliny. Jedna zła decyzja i po niej, i po dopłacie unijnej, bo nie będzie klasy. Regularnie musimy doglądać, czy nie ma żadnego grzyba, który nie spowoduje gnicia. Poza tym trzeba znać swoje pole, wiedzieć gdzie nie należy sadzić. Jeśli ktoś spróbuje uprawiać tytoń w dołku, to jest głupi, bo wiadomo co się stanie jak deszcze spadną. Tytoń nie lubi za dużo wody – tłumaczy nam rolnik.
Zbiór zaczyna się na początku lipca i trwa do września. Tytoń można zbierać ręcznie, co jest bardzo pracochłonnym zajęciem, albo za pomocą specjalnych platform. Takie urządzenie ma zazwyczaj po sześć stanowisk na poziomie ziemi i sześć na „piętrze”. Z odpowiednią prędkością porusza się ona po polu, a usadowieni pracownicy wyrywają rząd po rzędzie rośliny, które mechanicznie są przenoszone na górę, gdzie dalej są układane przez kolejną grupę pracowników.
- Przy zbiorach zatrudniam przynajmniej dwunastu pracowników – opowiada nam plantator, który uprawia 50 hektarów tytoniu. - Za dzień pracy płaci się od 80 do 100 złotych. Zależy od doświadczenia. Od lipca do września, czyli przez trzy miesiące jest dużo pracy. Przyznam, że niektórym nawet jest ciężko dorwać wolnego pracownika, bo każdy tutaj uprawia tytoń – mówi nam rolnik.
- Tu nie ma bezrobotnych – opowiada pani z opieki społecznej. - Jeśli ktoś nie ma pracy, to z własnej woli. Takie osoby pracy by nie miały nawet wtedy, gdyby je zmuszano do pracy. Wiadomo, zawsze taki element się zdarzy i wiadomo gdzie go szukać. To nieuniknione. Wiadomo, że w takiej miejscowości jak Łukowa osoby z wyższym wykształceniem nie mają czego szukać. Niektórzy jak wracają ze studiów, to nie mogą znaleźć pracy w zawodzie. Każdy, o ile nie wyjedzie, kończy w tytoniu. Bo tylko w tym jest praca, i to sporo. Tytoniu nie uprawiają jedynie ksiądz i wójt, ale gdyby mieli czas to też by uprawiali – uważa.
W związku z tym, że każdy uprawia tytoń, to czasami ciężko jest o pracowników. Nawet zdarza się tak, że jeden drugiemu podbiera robotnika obiecując wyższe pieniądze. - Jednego znam, który ma wielką plantację i najmuje Ukraińców, którzy nie uciekają od pracowdawcy – opowiada Tadeusz Kraczek, przewodniczący rady gminy. - Daje im nocleg, i dzięki temu ma gwarancję, że nikt im go nie podbierze. Wiadomo, że nie będą chcieli stracić dachu nad głową. Jednak ci których nie stać na to, by utrzymać zamiejscowych muszą się liczyć z utratą pracownika. Miejscowy nie będzie się bał tego, że nie ma gdzie spać, więc pójdzie tam, gdzie lepiej płacą – mówi radny.
Po zbiorze rośliny należy wysuszyć. Robi się to za pomocą specjalnych suszarni. Kiedyś liście nadziewano jedno po drugim na drut. Następnie je podwieszano w specjalnych komorach, które były podgrzewane drzewem. Jednak co raz częściej tradycyjne suszarnie są wypierane przez znacznie efektywniejsze suszarnie kontenerowe. Te są ogrzewane za pomocą oleju. Tak samo unowocześniono sposób układania liści. Położone w specjalnej ramce nadziewa się je metalowym grzebieniem. Następnie ustawia się je w suszarni. Proces suszenia trwa siedem dni, a w przypadku dużej wilgotności liści osiem.
Mimo fachowości w uprawie tytoniu, pojedynczy plantatorzy są bezsilni wobec globalnych koncernów. W kraju jest niewiele punktów skupu, a największe należą do grupy Universal Leaf Tobacco. Firma ta jest największym przetwórcą krajowym i posiada 50% udziałów w rynku. Mając niemal monopolistyczną pozycję na rynku może dyktować swoje warunki. Dlatego wielu plantatorów skarżyło się na nią, jak wspomniany wcześniej Ćwik, że prowadzi niejasną zasadę oceniania klasy tytoniu.
- Z niektórymi rolnikami założyliśmy stowarzyszenie, by w ten sposób bronić się przed tymi firmami – opowiada Józef Grzyb, prezes Łukowskiej Grupy Producentów Tytoniu. - Mam swój własny skup, a towar sprzedajemy różnie. Czasami im, a czasami do Niemiec. Ja za kilogram pierwszej klasy jestem w stanie płacić i jedenaście złotych. To dużo, ale to dlatego, że nasza grupa ma mocniejszą pozycję negocjacyjną. Producenci muszą się z nami liczyć – mówi Grzyb.
W przypadku wejścia unijnej dyrektywy o zakazie sprzedawania papierosów typu mentolowych i slim nie tylko stracą rolnicy z Łukowej. Polska produkuje 40% tych papierosów w Unii, a przemysł krajowy zatrudnia około 40 tysięcy osób. Według niektóry danych w Polsce tytoń się uprawia na 14,9 tysiącach hektarach, co stanowi 0,18% łącznej powierzchni upraw w kraju. Zyski ze sprzedaży wyrobów tytoniowych wynoszą ponad 3 miliardy złotych. 36% wpływów z eksportu produktów rolnych pochodzą z tego sektora. Tak więc mamy na czym stracić.