Do gimnazjum nie chodziłem, ale dobrze wiem, że słowa "gimbaza" i "gimbus" stały się w polskim internecie synonimem wszystkiego, co najgorsze: niedojrzałych żartów, ślepej pogoni za modą, ogłupienia popkulturą. Ale jak tu się dziwić gimnazjalistom, że mając tylko kilkanaście lat, nie potrafią krytycznie podchodzić do zawartości internetu?
– Wiesz, najgorsze jest to, że oni ten cały internet jak gdyby przenoszą w skali 1:1 do życia – mówi mi Agata, zaprzyjaźniona instruktorka ZHP, która często opiekuje się młodzieżą. I tłumaczy, na czym polega różnica między “nami” a “nimi”. “My” to pokolenie dzisiejszych dwudziestoparolatków, dla których oknem na świat w dzieciństwie była telewizja satelitarna i kasety wideo z osiedlowych wypożyczalni. “Oni” to "gimbaza", “dzieci Neostrady”, od urodzenia zanurzeni w internecie. I to jej zdaniem jest kapitalna różnica, niemal nieprzekraczalna granica.
Kiedy Agata mówi o zanurzeniu w internecie, wcale nie ma na myśli Wikipedii, bibliotek cyfrowych, wykładów TED, ani kolekcji polskiej filmowej klasyki, którą dawne państwowe studia udostępniły ostatnio na YouTube. – Bo oni z tego YouTube’a wybierają przede wszystkim ściek. Jeśli mądrzy rodzice jakoś im tego nie przefiltrują, jest źle – mówi Agata. Swoją drogą YouTube to bardzo dobre miejsce do obserwacji gustów i postaw dzisiejszej młodzieży, bo jak twierdzą eksperci branży, w Polsce ten serwis jest zdominowany właśnie przez nastolatków.
Maciej Budzich, autor bloga blog.mediafun.pl o mediach, marketingu i internecie potwierdza, że to “gimbaza” stanowi motor napędowy polskiego YouTube’a. – To oni subskrybują, komentują, są najbardziej aktywni. Zwykły internauta po prostu ogląda. Oni naprawdę tym żyją – mówi. Jednak sensownych polemik jest mało. Raczej bełkot, przekleństwa. – Nic mądrego – mówi Budzich.
Zagubiona "gimbaza"
Tak z troską pisał o "gimbusach" nasz bloger Sebastian Kubicki. Częściej jednak starsi mówią o nich z pogardą i lekceważeniem. Najpopularniejszy komentarz pod informacją Wirtualnych Mediów o najważniejszych w Polsce kanałach YouTube brzmiał: “99% kanałów dla odbiorców gimbazy... źle się dzieje w tym kraju...”
Moja znajoma z harcerstwa zgadza się jednak z Kubickim: – Brakuje im refleksji, jakichś zewnętrznych punktów odniesienia, czegoś, co pozwala krytycznie patrzeć na to, co znajdują w internecie – mówi o młodych.
Oczywiście, my byliśmy równie bezrefleksyjni chłonąc jak prawdę objawioną głupawe kreskówki z Polonii 1, ale trzeba pamiętać o pewnej różnicy: nawet nagłupsza animacja, żeby dostać się na ekrany telewizorów, musiała przejść przez cały szereg “filtrów” – to nie mogło być byle co. Tymczasem dziś w internecie młode umysły bez żadnych ograniczeń mogą chłonąć niczym gąbka cały “ściek”.
Z jej opinią w pełni zgadza się też Maciej Budzich: młodzi nie potrafią zachować zdrowego dystansu do tego, co widzą w internecie. – Są podatni na manipulacje czy prowokacje, szybko i łatwo rozkręcają np. spiralę internetowego hejtu – tłumaczy Budzich. Co gorsza, nienawiść z sieci często przenosi się do realnego świata. Dokładnie tak, jak twierdziła Agata. Granice się zacierają.
– Jeśli vloger podpadnie z jakiegoś powodu, hejt dosięgnie go też w realu – mówi Budzich. Opowiada historie o internautach, którzy wyszukiwali adres i telefon znienawidzonej osoby, by zamawiać w jego imieniu pizzę, przysyłać paczki i robić inne drobne złośliwości. Ale czasem przeplatanie się realnego i wirtualnego życia ma o wiele bardziej tragiczne skutki: kompromitujący filmik umieszczony w internecie nie raz doprowadził już jakiegoś nastolatka do samobójstwa.
Zasypać podziały między pokoleniami
O tym, do jakiego stopnia dzisiejsze gimnazjum “żyje” w internecie opowiada mi Paweł, nauczyciel w jednej z warszawskich szkół: – Na lekcjach nie mogą, ale na przerwach nieustannie siedzą w internecie na smartfonach i tabletach. Grają we flashowe zręcznościówki, są na Facebooku, oglądają najnowsze virale na YouTube – mówi. Zdaniem Pawła przepaść pokoleniowa między gimnazjalistami a starszymi nauczycielami jest nie do przeskoczenia. To dwa różne światy.
I choć osobom koło trzydziestki, takim jak on sam, młodych zrozumieć jest łatwiej, to problemy pozostają: – Rozumiem dystans, jaki zachowują starsi. Gimnazjaliści są w takim momencie życia, kiedy imprezują, eksperymentują z seksem i używkami, ale jednocześnie wciąż są bardzo dziecinni. Nie chcą się uczyć, nie mają zainteresowań, a dorośli tylko im przeskadzają – ocenia Paweł.
Dlatego też warto trzymać kciuki za takie osoby, jak Paweł i Agata. Oboje w swojej pracy z pogardzaną “gimbazą” starają się zasypać międzypokoleniowy dół i pokazać, że jest życie poza internetem. Przeprowadzając “gimbusów” przez najbardziej buntowniczy czas ich życia chcą, by wyszli na ludzi. Bo, jak mówi Paweł ze śmiechem, “z gimbazy rozumianej jako stan umysłu na szczęście po mniej więcej dwóch latach się wyrasta”.
Wcześniej określałem to jako pokolenie MTV. Można zauważyć w tym pewną zbieżność. Polega ona na tym, że dzisiejsze umysły młodych ludzi są szczególnie zależne od napływu informacji, które bywają bardzo różnorodne. Młodzi podatni są na manipulacje. CZYTAJ WIĘCEJ