Europosłanka PO Róża Gräfin von Thun und Hohenstein otrzymała – po raz drugi – nagrodę dla eurodeputowanej roku w kategorii „rynek wewnętrzny”. Jest pierwszą Polką, która została w ten sposób dwukrotnie doceniona. Nam opowiada o tym za co dostała MEP 2013, jak ciężko pracuje się w parlamencie i dlaczego europosłowie, których często widzimy w telewizji, w europarlamencie się nie liczą.
Gratuluję otrzymania MEP Award 2013. Jak to się stało, że otrzymuje Pani tę nagrodę drugi raz w ciągu jednej kadencji? To chyba nie zdarza się często.
Róża Thun: Rzeczywiście rzadko się tak dzieje. Po prostu ciężko pracuję. Jest mi bardzo miło, zresztą to zawsze przyjemne, kiedy inni doceniają naszą pracę. Ja się koncentruję na konkretnych rozwiązaniach dla konkretnych ludzi i bardzo wzmacniające jest, kiedy ktoś to zauważa.
Jeśli mówimy o konkretnych rzeczach dla konkretnych ludzi, to może nieskromnie pochwali się Pani swoimi dokonaniami w Parlamencie Europejskim? Wszak Pani interwencje zmieniły prawa, które dosłownie wpływają na codzienne życie wszystkich obywateli UE.
W swojej pracy koncentruję się na prawach konsumenta, głównie na rynku elektronicznym, ale nie tylko. Bezpieczeństwo konsumenta jest bardzo ważne na tak wielkim, jak europejski, rynku. Zajmowałam się, między innymi, horrendalnymi opłatami za roaming. W pewnym momencie była taka sytuacja, że klienci musieli wyłączać internet w komórkach jadąc za granicę, bo płacili za to tak drogo. Dla wielu osób, na przykład przedsiębiorców, był to realny problem, który uniemożliwiał lub utrudniał im działalność.
Spotkałam się z przypadkiem pary, która prowadzi firmę odzieżową i wyjeżdżając na targi za granicę oni musieli właśnie odłączyć internet, bo było za drogo. W ten sposób stracili kontakt z klientami na kilka dni, bo całe ich biuro mieści się w komputerze. Dzięki m.in. moim działaniom udało się znacznie obniżyć te opłaty za roaming, a zostaną one obcięte jeszcze dwa razy: 1 lipca 2013 i 2014 roku.
Roaming to chyba Pani najbardziej spektakularny sukces, ale wiem też, że zmieniała Pani i inne prawa – nie mniej ważne. Jakie?
Inna rzecz, nad którą pracowałam, to wprowadzenie systemu, który sprawia, że zakupy w internecie w sklepach w innych krajach stało się bezpieczniejsze. Dzisiaj przez sieć za granicą kupuje tylko 2 proc. Polaków, a szkoda. Problemem jest brak zaufania, bo co się stanie, jeśli ja zapłacę, a towar nie przyjdzie albo będzie uszkodzony? Mogę nie znać języka, nie znać tamtejszego systemu prawnego i co wtedy zrobić? Stworzyliśmy więc system, który elektronicznie i za darmo dla konsumentów oraz prawie za darmo dla przedsiębiorców rozwiązuje takie internetowe spory. Wszystko elektronicznie, w 90 dni, polubownie – bez udziału sądów. Zazwyczaj takie sprawy, a jest ich bardzo dużo, rozwiązuje się w sądach, co trwa około 500 dni.
Kolejna, bardzo ważna kwestia: zamówienia publiczne. Samorządowcy z Małopolski i Świętokrzyskiego skarżyli mi się na zasadę, wedle której podczas przetargów firma ma być wybierana według najniższej ceny, co nie było dobre. OZajęłam się tym i ostatecznie udało nam się zmienić prawo tak, by przy przetargach publicznych przy wybieraniu najlepszej oferty kierować się „najbardziej opłacalną ekonomicznie ceną”, luźno tłumacząc. Dla Polski to szczególnie ważne, bo dostaniemy od Unii fundusze na inwestycje i powinniśmy wydać je jak najlepiej. To są sprawy niesamowicie istotne, ale mało efektowne, medialne.
No właśnie, Pani rzadko bywa w mediach. W przeciwieństwie do wielu Pani kolegów z Polski. Czemu? Nie chciałaby Pani częściej opowiadać o swojej – potrzebnej i efektywnej – działalności w PE?
Ja po prostu nie mam na to czasu. Trzy tygodnie w miesiącu europosłowie spędzają w Brukseli. Jeśli w środku tygodnia, w ciągu dnia, widzimy jakiegoś europosła w mediach, to znaczy, że on po prostu w tym czasie nie pracuje. A przecież my właśnie od tego jesteśmy, by prowadzić prace legislacyjne. Jeżdżąc do Polski do mediów nic się nie załatwi.
Dlaczego nic się nie załatwi?
Posłowie w Parlamencie Europejskim dzielą się na tych, którzy pracują i którzy nie pracują. Tutaj, żeby coś osiągnąć, trzeba być i rozmawiać z ludźmi. Inaczej oni nie mają zaufania i nic się nie uda zrobić, przepchnąć swoich propozycji. Ja mam bardzo aktywne biuro poselskie, biorę udział w komisjach, panelach, dyskusjach, jestem dość znana w PE wśród osób, które właśnie pracują. Dzięki temu wiem, że mogę się do nich zwrócić, możemy razem dobrze współpracować.
A jak się w Parlamencie Europejskim tylko bywa w przerwach między polskimi programami publicystycznymi, to co wtedy?
Jak się tutaj nie jest na miejscu, to jest się anonimowym. Mogę panu powiedzieć, że niektórzy europosłowie często widywani w polskiej telewizji są w PE kompletnie nieznani, nie grają tu żadnej roli. Wielu z tych, którzy powinni siedzieć po prawej stronie ław, rzadko widuję. Przykro mi z tego powodu, bo w europarlamencie każda osoba może odegrać jakąś rolę.
Wygląda na to, że ciężka praca, zamiast lansu w mediach, się opłaciła, bo przecież nagrodę otrzymała Pani w wyniku głosowania wśród europosłów. Czy może Pani zdradzić, jak odbywa się cały konkurs?
Konkurs ma kilka etapów. Na początku organizator zgłasza się do rozmaitych fundacji, organizacji, think-tanków, które obserwują działalność parlamentu, by zgłaszały osoby godne tej nagrody, choć zgłoszenia mogą nadsyłać nie tylko oni. Ja na przykład otrzymałam nominację również od organizacji konsumenckich z Polski, z którymi współpracuję, które informują mnie o problemach konsumentów w kraju.
Później jest jury, które wybiera po 3 nominacje w każdej kategorii, a na koniec europosłowie w głosowaniu wyłaniają zwycięzcę.
A wie Pani, że o europosłach w Polsce krąży taka obiegowa opinia, że to darmozjady? Ogólnie raczej następuje kryzys zaufania do Unii Europejskiej. To przez tych posłów, którzy zamiast pracować brylują w mediach?
To bardzo źle, jeśli krąży taka opinia, bo naprawdę wiele z nas ciężko pracuje. Ja na przykład zrezygnowałam ze stanowiska w Komisji Europejskiej na rzecz bycia europosłem, więc można powiedzieć, że zamieniłam łatwiejsze życie na trudniejsze. Niestety, poważne rzeczy, którymi my się zajmujemy, są mało medialne. Choć to od nich zależy, czy na przykład do przeciętnego Polaka przyjdzie zamówiony towar, jak chronione są nasze dane osobowe czy ile płacimy za używanie kart płatniczych.
A nie jest tak, że wszystkie te pozytywy przysłania kryzys? Wiele osób uważa, że Unia po prostu nie umie sobie z nim poradzić.
W całej dyskusji o kryzysie za rzadko mówi się o tym, że Unia Europejska nie jest jego źródłem. Wręcz przeciwnie, Unia to zabezpieczenie przed jeszcze większym kryzysem, oferuje możliwość wyjścia ze spowolnienia gospodarczego. Proszę zauważyć, że podczas kryzysu w latach '30 wszyscy zamknęli się w swoich państwach i próbowali rozwiązać problem na własną rękę. Skończyło się to największą wojną w historii ludzkości. A dzisiaj siadamy do jednego stołu i staramy się rozwiązać kryzys razem. Nie zostawiamy żadnych państw, by popadły w ruinę. Nie ma już takiego dramatu, jaki był kiedyś. Ba, zamiast skakać sobie do gardeł, negocjujemy wspólny budżet i dochodzimy do porozumienia. Więc może warto wreszcie sobie uświadomić, że historycznie Unia Europejska osiągnęła naprawdę bardzo wiele? A jeszcze więcej jest przed nami.