ZUS, nazywany często Zakładem Utylizacji Szmalu, to worek bez dna – wszyscy o tym wiemy. Łatwo jest odpowiedzieć na pytanie, co dzieje się z naszymi pieniędzmi, gdy trafiają do ZUS-u: są wypłacane dzisiejszym emerytom i rencistom. A mimo to nie starcza. Każdego roku dziura w ZUS rośnie o kilkadziesiąt miliardów złotych! A co dzieje się z pieniędzmi, które idą do OFE? I dlaczego rząd tak usilnie chce, by do funduszy szło jak najmniej oszczędności obywateli?
Rząd, bardzo delikatnie, bardzo sprytnie i bardzo naokoło stara się nam od paru lat przekazać wiadomość, że OFE to zło. Czasem robi to mało subtelnie, czego najlepszym przykładem jest Jacek Rostowski twierdzący, że kto nie chce zwiększać długu Polski, ten nie skorzysta z OFE.
Donald Tusk, dla odmiany, przekonywał, że pieniądze w OFE i tak nie są nasze i pod tym względem nie ma różnicy, czy są w OFE, czy w ZUS-ie.
Jak to więc jest z tymi pieniędzmi w OFE? Gdzie one są, co się z nimi dzieje, na co przeznaczają je fundusze? I przede wszystkim – czemu rządowi aż tak bardzo zależy na tym, żeby nasze oszczędności trafiały nie do funduszy, a do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych?
Wypowiedź premiera może sugerować, że kwoty odkładane do OFE trafiają gdzieś, gdzie nie mamy do nich dostępu i realnie nigdy ich nie zobaczymy aż do momentu wypłaty – tak samo jak w ZUS-ie. Jest to jednak tylko połowiczna prawda: faktycznie bowiem nie możemy osobiście dysponować pieniędzmi na kontach w OFE, ale warto pamiętać, że... właśnie to robią za nas same fundusze. Na tym przecież polega cała idea OFE, by to one same inwestowały nasze pieniądze i tym samym zwiększały szanse na wyższe emerytury.
Gdzie więc trafiają moje pieniądze przeznaczone na OFE? Co się z nimi potem dzieje, w co inwestują Fundusze?
Przede wszystkim – w obligacje. Jacek Rostowski twierdzi, co prawda, że właśnie przez to narasta dług publiczny, bo państwo musi emitować obligacje, by OFE mogły je kupować. Ale "Puls Biznesu" w kwietniu zbił ten argument, dowodząc, że od 2010 roku fundusze nie tylko nie zwiększyły zaangażowania w kupowanie obligacji państwa, ale wręcz je sprzedawały.
OFE wolały bowiem zainwestować na przykład w... polskie drogi. Krajowy Fundusz Drogowy, gdy emitował obligacje, od funduszy otrzymał ponad 17 miliardów złotych. OFE tym samym kupiły ponad 70 proc. wszystkich obligacji KFD. Z tych pieniędzy finansowano budowę wielu dróg, którymi rząd tak się chwalił przed Euro, między innymi fragment trasy A2 Łódź – Warszawa. Biorąc pod uwagę fakt, że rząd planował uzyskać łącznie około 20 miliardów złotych z obligacji KFD, jasno widać, że OFE były dla dróg wybawieniem, bo nie wiadomo, kto inny mógłby wtedy kupować obligacje.
Jacek Rostowski "zapomina" dzisiaj w swoich wypowiedziach wspomnieć o tym, że dzięki OFE powstają w Polsce drogi, czyli realna wartość dodana. A ponieważ inwestycji dokonano przez obligacje, to jednocześnie przyszli emeryci nie muszą się martwić, czy OFE otrzymają te pieniądze z powrotem. Jak by tego było mało, OFE zainwestowały też niemal 1,5 miliarda złotych w polskie samorządy, czyli wszystko, co nas otacza: szpitale, szkoły i wiele innych rzeczy codziennego użytku.
OFE i energetyka
Podobnie Rostowski i jego zwolennicy zapominają o tym, że OFE mocno inwestują w polską energetykę. Tylko dwa Otwarte Fundusze Emerytalne posiadają łącznie 10 proc. akcji w PKN Orlen, sporo inwestują także w PGE. Czy ma to jakikolwiek wpływ na polską energetykę? - 10 proc. to duża inwestycja. Myślę, że spółki energetyczne są z tego zadowolone – ocenia Tomasz Chmal, ekspert ds. Energetyki z Instytutu Sobieskiego. Chmal wyjaśnia, że OFE to dobry akcjonariusz dla energetyki, bo patrzy na swoje inwestycje długoterminowo i jest stabilny, a do tego fundusze są inwestorami pasywnymi, czyli po prostu nie starają się ingerować w sprawy firmy.
- OFE, inwestując w energetykę, są pomocne Skarbowi Państwa i stabilizują sytuację tych spółek – podkreśla Tomasz Chmal. Co więcej, jest to sytuacja korzystna również dla przyszłych emerytów. - Na całym świecie energetyka jest celem inwestycji funduszy emerytalnych, bo są to inwestycje stabilne, długookresowe, z dobrą stopą zwrotu – przekonuje ekspert z Instytutu Sobieskiego.
Oprócz tego, oczywiście, OFE inwestują w liczne spółki giełdowe, za czym idą realne miejsca pracy, wzrost gospodarczy, i inne, liczne profity dla państwa. O tym, co polska gospodarka zyskała dzięki OFE i czy wychodzi to ostatecznie na plus, będziemy jeszcze pisać. Niemniej jednak, widać ewidentnie, że inwestycje OFE są w jakimś stopniu korzystne dla państwa i dla emerytów – bo zamiast wierzyć na słowo, tak jak ZUS-owi, mamy w OFE do czynienia z realnymi aktywami, posiadającymi realną wartość. To są nasze pieniądze.
Dlaczego więc rząd obciął składkę na OFE w 2011 roku, skoro fundusze inwestowały m.in. w drogi i dzisiaj tak intensywnie stara się, by Polacy wybierali ZUS?
Odpowiedź jest banalnie prosta: bo im więcej pieniędzy odpływa do OFE, tym więcej pieniędzy brakuje w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego ZUS wypłaca na bieżąco emerytury. Już w 2010 roku FUS miał dziurę liczoną na ponad 70 miliardów złotych. Wtedy rząd, by ją zasypać, sięgnął po podwyżki VAT i obniżył w 2011 roku składkę do OFE. Minister Finansów wolał strzyc OFE, niż na przykład ciąć wydatki publiczne i podnosić podatki, bo po czymś takim Platforma na pewno już nie wygrałaby wyborów.
I faktycznie dziura na chwilę została wtedy zasypana, ale tylko na chwilę. Bo już w 2012 roku deficyt FUS-u znowu wynosił 55 miliardów złotych, w 2013 ma wynieść, jak informowała w kwietniu "Rzeczpospolita", 57 miliardów. Zaś według szacunków "Pulsu Biznesu", jeśli nagle wzrost gospodarczy w Polsce nie osiągnie poziomu 4 proc. PKB, to w 2018 roku deficyt FUS-u sięgnie kwoty 82 mld złotych. Czyli: Jacek Rostowski obiecał, że zmniejszenie składek do OFE zmniejszy deficyt FUS (a tym samym zaoszczędzi państwu zadłużania się), ale jak widać, było to dobre tylko na rok.
Decyzja o obcięciu składek do OFE w 2011 poprawiła sytuację krótkoterminowo. To było kupowanie czasu, które długofalowo odbije się na emerytach i ich oszczędnościach za kilka lat - ocenia tamtą decyzję ekspert ds. Finansów publicznych z Instytutu Sobieskiego Maciej Rapkiewicz.
Strzyżenie OFE po raz drugi
Teraz rząd chce dokonać podobnej sztuczki, tylko w inny sposób. Pieniądze każdej osoby, która jest w OFE, na 10 lat przed jej przejściem na emeryturę byłyby przelewane do ZUS-u. Jacek Rostowski tłumaczył, że to najtańszy i najprostszy sposób na wypłacanie emerytur, a do tego bezpieczeństwo, że np. nagły krach na giełdzie nie pozbawi nas środków w OFE.
Prawda na temat tego ruchu jest jednak bardziej bolesna: w ten sposób rząd, jeśli uda się wprowadzić takie prawo, po prostu położy ręce na grubych miliardach złotych, które uzbierali w OFE przyszli emeryci. Według szacunków może to być kwota pozwalająca na załatanie dziury w FUS-ie nawet na 3 lata.
- Faktycznie, przejęcie pieniędzy z OFE może wystarczyć do tego, by przez 3 lata pokrywać dziurę w FUS. Ale to rozwiązanie jednorazowe, bo ten sam problem pojawi się znowu za kilka lat – potwierdza i zarazem przestrzega ekonomista Ryszard Petru.
Widać więc, że rząd chce po prostu przerzucić realne i wartościowe środki z OFE i podmienić je obywatelom na księgowe zapisy i obietnice, tylko ukrywają to pod płaszczykiem troski o dobro emerytów. Nie wiadomo tylko po co, skoro niektórzy politycy rządowi nawet nie kryją się z zamiarem ogołocenia OFE na rzecz ZUS-u.
Wypowiedź premiera z konferencji prasowej 11 czerwca 2013
Czy dzisiaj ludzie naprawdę dysponują środkami, które odkładają w OFE? Jeśli sądzicie państwo, że nimi dysponujecie to spróbujcie nimi zadysponować! Więc chce wam powiedzieć, że nie dysponujecie tymi pieniędzmi, to nie są wasze pieniądze. To jest identycznie tak jak w ZUS-ie!
Prof. Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy premierze
Wypowiedź cytowana przez "Rzeczpospolitą"
Gdybyśmy przenieśli te środki na 10 lat przed przejściem na emeryturę do ZUSu, to jest bieżące załatanie potrzeb ZUSu, a w rezultacie pozwala to uniknąć dotacji dla niego. CZYTAJ WIĘCEJ