Nad morzem, nad jeziorem, w lesie, w górach. Gdziekolwiek Polak nie jeździ na wakacje, w podróży towarzyszy mu co najmniej czteropak. W spędzaniu czasu z ulubionym towarzyszem nie przeszkadzają ani inne rozrywki, ani dzieci.
Niby nic wielkiego, scenka jakich wiele, przecież nic się nikomu nie dzieje – można by uznać. Nieprawda. Rodzice pod wpływem to prawdziwa wakacyjna plaga. Tym trudniejsza do zwalczenia, że większość z nas nie uważa towarzystwa czteropaku i maluchów za wykluczające się. Dlaczego powinniśmy?
Wyobrażacie sobie reakcje rodziców, gdyby którykolwiek z wychowawców podczas takiego obozu wypił jedno piwko? Gdyby ratownik pod wpływem jednego piwka poszedł się z dzieciakami kąpać? Gdyby pielęgniarka po kieliszku wina zaczęła się zastanawiać, czy rana na ręku nadaje się do szycia, czy też wystarczy po prostu dobrze ją oczyścić i zabezpieczyć? Jestem przekonana, że gdyby taka historia miała u nas miejsce, szybko stanęlibyśmy przed sądem. Tak, jak pewnie niedługo stanie się z przewodnikiem szkolnej wycieczki po Słowackim Raju, który
oprowadzanie miał zacząć od kielicha.
I słusznie. Dziwi mnie jednak łatwość z jaką ci sami rodzice, którzy byliby oburzeni zachowaniem kadry obozu, czy oburzyli się na przewodnika, sięgają po alkohol podczas wakacji z dziećmi. Piwko towarzyszy im wszędzie: na plaży, do obiadu, na łódce, na wieczornej imprezie. Czyżby wychodzili z założenia, że sama obecność rodziców daje dzieciom immunitet na nieszczęśliwe wypadki? A może z takiego, że rodzic pod wpływem tak samo dobrze przypilnuje, wytłumaczy, pokaże zwiedzane obiekty? Trzeba przestać się oszukiwać, to nieprawda.
Alkohol działa co prawda relaksująco, ale na pewno nie na dzieci. Dziennikarz Frondy.pl przypomniał czytelnikom, jak dla dziecka specyficzny jest sam zapach alkoholu. Ja, przed wakacjami, przypominam kampanię, która powstała w ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii. Zanim wypijesz na wakacjach kilka piw przy swoim dziecku, zastanów się, czy chciałbyś spędzać lato z taką osobą: