Kontakty na żywo są dziś wypierane przez spotkania online. Zaniedbujemy najbliższych, bo portale społecznościowe dają złudne wrażenie, że jesteśmy blisko nich. Zaniedbujemy też sąsiadów, z którymi nie utrzymujemy kontaktów. I nawet nie mamy ich na Facebooku.
– Dzisiaj nie przyszłoby mi do głowy, żeby nawet odwiedzić kogoś na moment bez uprzedzenia telefonicznego... Nie miałabym śmiałości – mówi Krystyna Janda w rozmowie z "Przekrojem". – Paradoksalnie telefony komórkowe, Internet, Facebooki, Twittery nas od siebie oddaliły. Zabiły i ludzką empatię, i solidarność.
Wypowiedź założycielki Teatru Polonia zbytnio nie dziwi, ale skłania do wielu istotnych refleksji. Jeszcze kilka lat temu prowadzona była debata dotycząca suburbanizacji, czyli masowych przeprowadzek z miast do podmiejskich miejscowości. Socjolodzy od pewnego czasu mówią jednak o coraz liczniejszych powrotach do miasta. Tłumaczy się to nieodnalezieniem na przedmieściach tego, za czym podążano: za spokojnym i zdrowym życiem czy bliskimi relacjami z sąsiadami.
W artykule o ucieczkach z zamkniętych miejskich osiedli pisaliśmy o historiach osób, które by mieć kontakt z innymi decydują się na sprzedaż samochodu i wybór komunikacji miejskiej czy przeprowadzki do starych kamienic. – Zauważam, że ludzie, którzy przez kilka, a może nawet kilkanaście lat żyją w izolacji od reszty, w tych osiedlach i domach, jeżdżą tylko samochodami, w pewnym momencie zaczynają tęsknić za takim zwykłym życiem – tłumaczyła nam cztery miesiące temu Barbara Stawarz, psycholog.
Krystyna Janda wspomina też lata, kiedy mogła liczyć na pomoc ze strony sąsiadów. – Ludzie nie żyli „osobno”, jak teraz – zauważa aktorka. – Myślę, że w podbramkowej sytuacji, gdybym musiała nagle jechać na plan, mogłabym oddać dziecko na ten czas właściwie każdej z sąsiadek z mojej klatki.
Marta Kasprzyk, mama dwuletniego dziecka, mieszka w nowym bloku w centrum Warszawy. Kontakt z sąsiadami nawiązała na placu zabaw, znajdującym się blisko jej domu. – Złapanie takiej sąsiedzkiej więzi było naturalne. Często rozmawiałam z sąsiadkami o naszych dzieciach. Poza tym pomógł nam w tym podobny wiek – mówi kobieta. Zaznacza jednak, że nie wszyscy byli chętni do wzajemnego poznawania się. – Czasami widać, że kontakt był symboliczny, mało szczery. Wydaje mi się, że to wszystko zależy od ludzi.
Rozmowy w piaskownicy to nie wszystko. Czy możliwe jest nawiązanie bliższych relacji? – Jak najbardziej – uważa Marta. – Zawsze mogę zostawić dziecko u mojej znajomej sąsiadki, kiedy idę do lekarza. Gdy z kolei ona jedzie na wakacje, to zajmuję się jej kotem... – podkreśla. Czy więc słowa Krystyny Jandy są bezpodstawne? – Zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo często mieszkańcy wielkich miast w ogóle się nie znają. Kiedyś po cukier szło się do sąsiada obok, teraz idziemy do sklepu – mówi nasza rozmówczyni.
Co robić, by nawiązywać kontakty? Mieć dzieci? Szukać bloków, w których mieszkają ludzie w podobnym wieku? – Myślę, że lepiej zmienić swoje nastawienie w prostych, codziennych sprawach – śmieje się warszawianka. – Po przeprowadzce warto przedstawić się najbliżej zamieszkałym sąsiadom. Przed remontem mieszkania polecałabym ich o tym uprzedzić. Mój sąsiad ostatnio tak zrobił i bardzo dobrze to odebrałam. Trzeba postawić na małe rzeczy. Dobre nastawienie na pewno do nas wróci. Ale samo nie przyjdzie...
Gdzie szukać osób, które również szukają sąsiedzkich relacji? Warto przyjrzeć się Q-Ruchowi sąsiedzkiemu – inicjatywie edukacyjno–animacyjnej, skupiającej aktywnych mieszkańców Warszawy. Jego członkowie organizują debaty o lokalnych sprawach czy Akademię Inicjatyw Sąsiedzkich. To ciekawy projekt, który zachęca mieszkańców danej dzielnicy do stworzenia imprez takich jak Dzień Sąsiada czy Podwórkowa Gwiazda. Pod koniec maja po raz czwarty zorganizowano Warszawski Dzień Sąsiada, w którym udział wzięło 30 grup. Uczestnicy Dnia spotykali się z sąsiadami w bibliotekach, świetlicach czy Klubach Sąsiedzkich. Co ciekawe, konto grupy Q-Ruch sąsiedzki na Facebooku zrzesza ponad 900 jej sympatyków. Czy będzie ich przybywało?