Osoby, które byłoby stać na nowiutkie mieszkanie na strzeżonym osiedlu, coraz częściej wybierają zwykłe blokowiska czy kamienice. Dlaczego? - Ludzie, którzy przez kilka lat żyją w izolacji od reszty, na tych zamkniętych osiedlach w pewnym momencie zaczynają tęsknić za zwykłym życiem. Pragną znać swoich sąsiadów - mówi naTemat psycholog Barbara Stawarz. Mają dość ograniczania się, chcą się czuć swobodnie u siebie w domu - dodaje Andrzej Tucholski.
Jeśli nowe mieszkanie, to tylko na osiedlu zamkniętym! W powszechnym mniemaniu, tak wciąż wygląda marzenie każdego Polka, którego wreszcie stać na zakup nowego mieszkania (czy w końcu udało mu się dostać na to kredyt...). Jeszcze w połowie ubiegłego roku prestiżowa agencja nieruchomości Metrohouse & Partnerzy informowała, że aż 56 proc. jej klientów chce zamieszkać na jednym z coraz liczniejszych osiedli zamkniętych. Bo są nie tylko wygodne i bezpieczne, ale przede wszystkim niezwykle modne. Gdy wszyscy dokoła opowiadają, jak po powrocie do domu wszystkie troski zostawiają za bramą osiedla, trochę głupio przyznać, że mieszka się w bloku z wielkiej płyty, czy starej kamienicy.
Na pewno? Może tam, gdzie zamknięte osiedla dopiero powstają. W Warszawie, Krakowie czy Trójmieście ten styl życia powoli odchodzi bowiem do lamusa. Jeśli rozważasz kupno mieszkania na zamkniętym osiedlu albo domu pod miastem z wielkim murem dokoła, miej świadomość, że ta opcja jest już passe. Żaden wyczyn mieć piękne mieszkanie wybudowane przed rokiem, otoczone płotem, kamerami i ochroną. Pękająca kamienica, rozpadające się schody, stare mieszkanie nowoczesnym stylu. To wybiera dziś coraz więcej osób, które z powodzeniem byłoby stać na strzeżony jak w Wielkim Bracie penthouse.
- Dzisiaj modny jest właśnie taki styl - mówi w rozmowie z naTemat psycholog Barbara Stawarz, która wyjaśnia, że to naturalna kolej rzeczy, bo ludzie nie mogli zbyt długo wytrzymać w zamkniętych osiedlach. Bliskości innych potrzebują nawet ci, którzy niegdyś wybudowali wielki dom za miastem, otoczyli go ogrodem i odgrodzili szczelnie od sąsiadów. Dziś pragną ich mieć, żyć w otoczeniu innych. - Zauważam, że ludzie, którzy przez kilka, a może nawet kilkanaście lat żyją w izolacji od reszty, w tych osiedlach i domach, jeżdżą tylko samochodami, w pewnym momencie zaczynają tęsknić za takim zwykłym życiem - wyjaśnia.
Z doświadczenia Barbary Stawarz, ta zmiana sposobu myślenia o mieszkaniu i sąsiedztwie, nagła potrzeba zasmakowania czegoś diametralnie innego dotyczy szczególnie ludzi bardzo młodych, którzy przymierzają się do stworzenia swojego pierwszego własnego domu. - Młodzi ludzie, których stać na mieszkanie na zamkniętym osiedlu, zazwyczaj pochodzą z dość bogatych rodzin, dzięki którym już na starcie są dobrze sytuowani. Tymczasem to właśnie oni wybierają zwykle blokowiska czy kamienice. Tymczasem ci, którzy jakimś cudem wyrwali się ze swojego dotychczasowego środowiska, teraz również chcą przeżyć coś innego, zasmakować wyższego standardu życia. Oni zapewne kupią sobie więc mieszkanie na jednym z zamkniętych osiedli - ocenia w rozmowie z naTemat.
Zamknięcie się na świat wykańcza
- Znam osoby, które przeprowadziły się do zwykłego wieżowca, choć mieszkały wcześniej we własnym domu z wysokim płotem. Bo ta moda nagle runęła i ludzie decydują się na sprzedaż domu i przeprowadzkę do mieszkania nawet w blokowisku. Wcale nie dlatego, że ich sytuacja finansowa się pogorszyła, ale potrzebują jakiejś bliskości ze społeczeństwem. Podobnie, coraz więcej osób rezygnuje przecież także z auta, by jeździć autobusem - dodaje.
A co z bezpieczeństwem, które zapewnia mieszkanie na "osiedlach Wielkiego Brata"? - W piramidzie potrzeb Maslowa bezpieczeństwo jest oczywiście wysoko. Jednak nie jestem do końca przekonana, że osoba mieszkająca w kamienicy, czy na blokowisku jest bardziej narażona na jakieś zagrożenia, niż ktoś kto mieszka na strzeżonym osiedlu. W takich miejscach panują bardzo sformalizowane stosunki. Tam nie ma typowej więzi sąsiedzkiej, która również gwarantuje bezpieczeństwo. Natomiast w takiej starej, obdrapanej kamienicy wszyscy się wszystkimi interesują, czasem są wręcz wścibscy, ale to normalne. Istnieje poczucie więzi między tymi osobami - mówi Stawarz.
Jakiś czas temu świetnie "bezpieczeństwo" na takich osiedlach opisywała "Gazeta Wyborcza". Mieszkańcy jednego z nich skarżyli się, jak mimo prawie całkowitego zamknięcia giną tam wózki, rowery, a nawet samochody. A sąsiedztwo? "20-latek, któremu tata biznesmen kupił na osiedlu mieszkanie, urządza w środku nocy rajd czarną beemką i zanim ochrona zauważa, taranuje sześć zaparkowanych aut. Ale to Wojtek, mój sąsiad, wyjmuje kierowcę za głowę z szoferki, tak pijanego, że ten od razu kładzie się na ziemi. Zaglądamy do beemki. Zamiast gałki drążka biegów chromowana trupia czaszka" - opisywał mieszkaniec zamkniętego osiedla w Poznaniu.
To nie miejsce dla młodych
Psycholog społeczny Andrzej Tucholski podkreśla zresztą, że młodzi niezbyt nadają się na sąsiadów w zamkniętych osiedlach. I z wielu różnych powodów nie chcą nimi w ogóle być. Szczególnie, gdy decydują o zakupie oni sami, a mieszkanie nie jest prezentem od rodziców.- Ludzie młodsi mają bardzo silną potrzebę nieograniczania siebie. Stąd chcą być w miejscach, gdzie panuje niekontrolowana możliwość odwiedzania się, wychodzenia z domu, chcą móc się swobodnie w nim zachowywać. Chcą możliwe dużego poczucia wolności - tłumaczy ekspert.
- Natomiast osoby starsze, które już mają za sobą ten burzliwy okres, bardzo mocno przywiązują jednak uwagę do poczucia bezpieczeństwa. Także i społecznego, socjalnego. Dlatego tacy dobrze sytuowani ludzie starają się mieszkać w enklawach, strzeżonych osiedlach. A większość młodych, niezależnie od stanu portfela, szczególnie uprawiających medialne zawody, bardzo mocno ceni sobie swobodę. Chcą mieć poczucie, że ich życie osobiste nie daje się tak łatwo kontrolować - ocenia psycholog.
"Klasa średnia szuka swojego miejsca"
W opinii Andrzeja Tucholskiego, w Polsce klasa średnia tak naprawdę dopiero szuka swojego miejsca. Nie można zatem wyrokować, czy zawsze będą to bezduszne zamknięte osiedla, czy stare dzielnice, z których nowi mieszkańcy wypchną szemrane towarzystwo. - Mamy też w kraju dość nietypową sytuację infrastrukturalną. Ona sprawiła, że zakończyły się te exodusy ludzi o wyższym statusie, np. pod Warszawę. Bardzo chętnie się tam budowano, po czym gehenna codziennych dojazdów powodowała, że ci ludzie zaczynali szybko powracać do miasta - stwierdza Tucholski.
Stąd pojawiają się powoli próby stworzenia luksusowych dzielnic z miejsc, w których kiedyś nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby mieszkać. - Tak było na przykład z grupą dziennikarzy, którzy uwierzyli w rewitalizację ul. Ząbkowskiej na Pradze i wykupili tam mnóstwo mieszkań. Mimo iż to dokładnie takie miejsce, o jakim mówimy. Stare kamienice, mieszane towarzystwo, ludzie "miejscowego kolorytu". Jednak ludzie. Tacy, którzy czasem zaczepią, pogadają, a nie tylko rzucą od niechcenia "dzień dobry" w oczach kamer strzeżonego osiedla.
Znam osoby, które przeprowadził się do zwykłego wieżowca, choć mieszkały wcześniej we własnym domu z wysokim płotem. Bo ta moda nagle runęła i ludzie decydują się na sprzedaż domu i przeprowadzkę do mieszkania nawet w blokowisku. Wcale nie dlatego, że ich sytuacja finansowa się pogorszyła, ale potrzebują jakiejś bliskości ze społeczeństwem. Podobnie, coraz więcej osób rezygnuje przecież także z auta, by jeździć autobusem
Andrzej Tucholski
psycholog społeczny
Starsi, którzy już mają za sobą burzliwy okres, bardzo mocno przywiązują uwagę do poczucia bezpieczeństwa. Także i społecznego, socjalnego. Dlatego tacy dobrze sytuowani ludzie starają się mieszkać w enklawach, strzeżonych osiedlach. A większość młodych, niezależnie od stanu portfela, szczególnie uprawiających medialne zawody, bardzo mocno ceni sobie swobodę.