Pojechać nad morze i nie spróbować ryby ze smażalni? Niemożliwe. Zanim jednak wybierzemy się na wakacyjny wyjazd warto sprawdzić, jakie haczyki szykują na nas restauratorzy i jak sobie z nimi radzić. Czasem, by zaoszczędzić parę złotych, wystarczy na przykład zrezygnować z panierki albo zamówić rachunek przed, a nie po jedzeniu.
Mycie ryb zmywakiem, podawanie klientom spleśniałych produktów - taką rzeczywistość w jednej z nadmorskich smażalni pokazali w ubiegłym roku dziennikarze programu "Czarno na białym" w TVN 24. I choć ten drastyczny przypadek nie jest pewnie wyjątkiem, zdecydowanie częściej właścicielom smażalni zdarzają się mniejsze grzeszki, a czasem po prostu sprytne chwyty, na które klienci z łatwością dają się nabierać.
Ryba rybie nierówna
Największym przekleństwem turystów, którzy idą do smażalni z przekonaniem, że zjedzą świeżą i dobrą rybę, są oczywiście mrożonki. Jak się przed nimi bronić? Na przykład w przypadku flądry i dorsza pytając, czy to rzeczywiście świeży towar. Jeśli w odpowiedzi usłyszycie zapewnienie, że ryba została złowiona tego samego dnia, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to kant.
Prawda jest taka, że w bałtyckiej części wybrzeża połów flądry od 1 lipca do 31 sierpnia jest dla kutrów rybackich zakazany, a w przypadku dorsza mocno ograniczony. Na talerzu znajdzie się więc przeważnie mrożonka, i to nie z Bałtyku, ale na przykład z Chin czy Wietnamu.
Internauci, którzy mają doświadczenie z podobnymi przypadkami, narzekają też, że w smażalniach nie sposób dostać łososia z polskiego Bałtyku. "Nad morzem w 95 proc. trafimy na różowiutkiego, mrożonego łososia z Norwegii. Niestety w smaku jest różnica w cenie nie" – narzeka na stronie "Piekielni Klienci" Borys.
Radzi też, by szczególnie uważać przy zamawianiu wędzonej ryby. "Wielu sprzedawców kupuje ryby już owędzone, po czym 'dowędza je' w jakimś śmiesznym wędzaku i sprzedaje jako świeżuteńkie. Ludzie dają się nabierać jak dzieci".
Płać za tłuszcz
Na wyborze ryby problemy się jednak nie kończą. Klienci smażalni powinni być szczególnie wyczuleni na ceny. Po pierwsze trzeba pamiętać, że każdy ma prawo poprosić o zważenie towaru po usmażeniu. Jeśli tego nie zrobi, musi liczyć się z tym, że cena go zaskoczy, bo ryba może być nasiąknięta olejem albo do jej wagi doliczono dodatki czy surówkę (tego sprzedawcom robić nie wolno).
Kucharz Grzegorz Łapanowski zastrzega jednak, by nie przesadzać z oczekiwaniem niskiej ceny. – Dobra ryba musi kosztować. Jeśli mówimy o 20 złotych za filet w hurcie, to w restauracji czy w smażalni ona siłą rzeczy musi kosztować 60-80 złotych za kilo. To jest normalna marża gastronomiczna, taniej sobie nie wyobrażam. Jeśli ryba będzie tańsza, to zawsze będzie jakiś haczyk, na przykład ta surówka doliczona do wagi. – mówi naTemat.
Jak zaoszczędzić? Internauta Borys dorzuca dwie rady: nie gódź się na rachunek po jedzeniu i nie bierz ryb w panierce czy w cieście. Te nie tylko są droższe, ale lepiej kamuflują ewentualną nieświeżość.
Postaw na renomę
Czytając o chwytach właścicieli smażalni można dojść do wniosku, że właściwie nie wiadomo, gdzie pójść, by nie dać się oszukać i nie przepłacić za marnej jakości towar.
Grzegorz Łapanowski daje dwie wskazówki: – Nad jeziorem lub przy drodze pewnie prędzej powinniśmy wybierać smażalnie z własnymi stawami hodowlanymi. Jest nadzieja, że tam ryby takie jak jesiotry, szczupaki, sandacze czy karpie będą mieli swoje. Zawsze warto zapytać, która jest najświeższa i czy mają ją od siebie. Nad morzem też są miejsca, które "pracują" na świeżej rybie. Tutaj trzeba szukać tych sprawdzonych, z dobrą renomą: wystarczy choćby sprawdzić komentarze w internecie. Nie łudziłbym się, że zjemy dobrą rybę w miejscach otwartych tylko na czas sezonu, nastawionych na szybki zysk. Tam jest największe ryzyko. – zaznacza.
Jak mówi, wcale nie jest tak, że w natłoku oszustów i krętaczy lepiej zrezygnować ze smażalni i samemu przygotować rybę. – Oczywiście lubię samemu usmażyć rybę, ale cała przyjemność polega na na wakacjach tego robić nie trzeba. Można ją kupić, zjeść frytki, wypić piwko. To jest dziesięć razy prostsze i ma wakacyjny klimat – dodaje.
Jeśli nie znasz się na rybach, to uważaj! Często kłamią i podają inną, znacznie tańszą rybę. Zamówisz solę, a dostaniesz pangę. Zamówisz halibuta - dostaniesz solę. 90 proc. turystów się nie spostrzeże i będzie zachwalało. Ja już sam osobiście miałem trzy przypadki, gdzie próbowano mnie oszukać. CZYTAJ WIĘCEJ