Sopot jaki jest każdy widzi? Popularny dziennikarz Jarosław Kuźniar kilka dni temu na Twitterze oznajmił, że ucieka stamtąd przed wszechobecnym letnim lansem. Dzień na sopockiej plaży to bowiem rzeczywiście dzień stracony pomiędzy tandetą i najgorszymi przykładami Polaków na wczasach. Jedyny nadmorski kurort naszego kraju wciąż jednak potrafi być miejscem wyjątkowym. Wystarczy tylko iść nieco pod prąd tłumu "spływającego" Monciakiem.
"Miasto Sopot tonie w wakacyjnym lansie. Nie lubię. Uciekam" - napisał kilka dni temu na Twitterze popularny dziennikarz Jarosław Kuźniar relacjonując swoje wakacje. Znany jest ze swego pracoholizmu, więc po roku ciężkiej pracy z pewnością szukał miejsca, w którym od szalonego rytmu codzienności można choć trochę odpocząć. I nic dziwnego, że z Sopotu szybko postanowił uciekać. Bo właściwie jedyny polski kurort z prawdziwego zdarzenia to nie miejsce dla szukających ciszy i spokoju.
Wypoczynek zawsze jest tu aktywny, ale rzadko wiąże się z jakimkolwiek sportem, a ciszy można zaznać tylko przez kilka godzin nad ranem, gdy miasto na chwilę przysypia. Bo nie zasypia nigdy. Szczególnie teraz, gdy dopiero nad ranem staje się idealnym miejscem na after party dla festiwalowiczów z Heineken Open'er Festival, który trwa własnie w Gdyni.
Tuż przed południem na tutejszej plaży wstaje dopiero grupka młodych ludzi, którzy Sopot wzięli na celownik, gdy skończyła się zabawa na polu festiwalowym. Gdy oni wracają do Gdyni, w przeciwnym kierunku sunie reszta festiwalowiczów, którzy wyskoczyli na Monciak korzystając z chwili przerwy miedzy koncertami.
Tandetny kurort?
Na Bohaterów Monte Cassino nadal widać dwie pozostałe grupy, które napędzają rytm tego miejsca przez całe lato. Pierwsi to ci, o których tubylcy mawiają "turyści z Radomia". Ich łatwo poznać po skarpetach, sandałach i całym dmuchanym zoo, które ciągną za sobą. To właśnie dla nich okolica zabytkowego molo zamienia się w wielkie targowisko, gdzie królują muszelki z plastiku i bursztyn, na którym nie wiedzieć czemu widnieje napis "made in China". Dziś hitem była jednak promocja nowego napoju jednego z wielkich koncernów, który rozdawano na Monciaku. - Dawajcie! To półlitrowe - krzyczy trzydziestoparolatek tuż obok mojego ucha. Na ten okrzyk zbiega się pół Monciaka. Starzy i młodzi. Tutejszy "etatowy" żebrak i mężczyźni w markowych garniturach. Wszyscy spragnieni darmowej nowości.
To dzięki nim kręci się też interes grupki rumuńskich Romów, którzy do Sopotu przyjechali kilka dni temu z wyjątkowo tanimi zestawami noży ceramicznych. Kto kupuje sprzęty kuchenne na głównej arterii wielkiego kurortu? - Ludzie w klapkach - odpowiada łamaną polszczyzną sprzedawca. Więcej o jego klienteli się nie dowiem, bo właśnie zbiegają się pozostali romscy handlowcy, którzy ostrzegają mojego rozmówcę, że zbliżają się funkcjonariusze.
- Dlaczego wszyscy mówią na to "turyści z Radomia"? Przyjęło się, ale prawda jest taka, że typowe letnie polactwo reprezentują zwykle goście ze stolicy - mówi mi Mateusz, barman z jednego z najpopularniejszych klubów na sopockim Monciaku. - Sopot ma markę kurortu na światowym poziomie i urlop tutaj nie należy do najtańszych. Prawda jest jednak taka, że większość tych, którzy przyjeżdzają się tu wyszaleć myśli w kategoriach "jak najwięcej wypić, jak najmniej wydać". Ta zasada panuje nie tylko w tanich pijalniach, ale i u nas - stwierdza. I dodaje, że nie dziwi się ludziom, którzy z Sopotu szybko uciekają szukając prawdziwego wypoczynku gdzie indziej.
Duch dawnego Sopotu wciąż żyje
Wakacyjny Sopot to jednak nie tylko takie obrazki. Wyrywając się na chwilę z tłumu "spływającego" Monciakiem na molo i plażę, łatwo dostrzec znane twarze popijające kawę czy wino w licznych kafejkach. Ich wciąż przyciąga artystyczny klimat kurortu, który tak uwielbiała Agnieszka Osiecka.
Dlatego przy odrobinie wysiłku Sopot może objawić się nagle jako miejsce, którym wcale nie muszą rządzić imprezowe niedobitki, tandeta i klasyczni Polacy na wczasach. Czasem wystarczy tylko pójść pod prąd tłumu na Monciaku, a najlepiej wyrwać się w którąś z bocznych uliczek i zamiast okupować molo, przejść się do tutejszych Łazienek. Tam zaczyna się prawdziwy Sopot. Czyli joga w unikalnym klubie plażowym przed Zatoką Sztuki, czy kieliszek wina w zadymionym "Kińskim". Gdzie w dymie papierosowym unosi się duch narodzonego tu Klausa Kińskiego, o którym sam Werner Herzog mówił: "był jedynym geniuszem jakiego udało mi się spotkać".
Ten inny, pozbawiony męczącego wakacyjnego lansu Sopot to także mieszkańcy tego miasta. Ktorych latem spotkać tu dosć trudno. To jednak od nich można nauczyć się, jak sprawić, by to miejsce nabrało zupełnie innego klimatu. - Nic tak nie męczy, jak wszechobecni turyści, którzy chodzą po mieście tylko tymi utartymi ścieżkami - mówi mieszkająca w kurorcie Angelika. Młoda kobieta tłumaczy, że Sopot potrafi być miejscem wyjatkowym i dla mieszkańców wciąż taki jest.
Monciakiem tylko pod prąd
- Tylko sopocianie nie chodzą ani na plażę, ani do klubów i kawiarni w te same miejsca, gdzie turyści z Warszawy - stwierdza. Na typowym szlaku są bowiem oblegane co noc Dream Club w Krzywym Domku, czy Congo Bar. Przyjezdni, ktorzy chcą czuć się alternatywnie idą do legendarnego SPATiF-u, który dawno jednak rozmienił na drobne swą legendę. - Ludzie z Sopotu nie idą na Monciak, a na przykład do Mewy Towarzyskiej - podpowiada Angelika. To jedno z tych miejsc, w którym podchmielonych wczasowiczów spotkać trudno. Często wpadają tam tymczasem znane twarze trójmiejskiej kultury, jak Tymon Tymański, a nie brakuje także ich barwnych przyjaciół z całego świata.
Bo tym miejscem rządzą nie tylko "klapki Kuboty i brak cnoty", o których opowiada popularna piosenka "Montelansinno" Projektu Trójząb. Sopot już za kilka dni pośród gofrów i piwa plażowiczom spróbuje więc zaserwować nieco kultury. Już w niedzielę tuż przed sopocką plażą rusza Festiwal Literacki, którego głównym elementem będzie wielka otwarta letnia czytelnia, dzięki której popołudnie na plaży dla wielu będzie szansą na popołudnie z książką.
Kilka dni temu robiłam tematyczną kolację dla kilkunastu osób. Bohaterem była zapomniana kuchnia Prus Wschodnich. Przez dwa tygodnie szperałam w internecie w poszukiwaniu starych przepisów, bo to co znalazłam w polskich publikacjach było jakieś miałkie.... Odświeżyłam swój niemiecki i nagle odkrył się przede mną niesamowity świat. Kraj wielu kultur, mieszanina obyczajów i smaków. CZYTAJ WIĘCEJ