Publiczna deklaracja "Nie wstydzę się Jezusa" właśnie obróciła się przeciwko Agnieszce Radwańskiej. Oburzenie rozbieraną sesją tenisistki dowodzi, że katoliccy "ultrasi" poczuli się uprawnieni do roli ekspertów od jej wiary i moralności. Przypominacie sobie innego sportowca, w którego sprawach wyrocznią byliby ksiądz i katolicki publicysta?
Kiedy Agnieszka Radwańska w lipcu 2011 roku wystąpiła z deklaracją, że nie wstydzi się swojej wiary i chce być przykładem dla młodych ludzi, pomyślałem, że z jednej strony to bardzo szlachetna inicjatywa, ale z drugiej - niesie za sobą pewne ryzyko. Takie mianowicie, że tenisistkę na celownik szybko może wziąć np. Tomasza Terlikowski lub ktoś inny, kto wszystkich katolików mierzy własną miarą i za słuszną uznaje tylko jedną, ściśle określoną wersję katolicyzmu. A wtedy okaże się, że Radwańska jednak nie wytrzymuje konfrontacji z surowymi wymaganiami, które składają się na wzór sportowca-katolika.
No i stało się. Tenisistka wystąpiła w nagiej sesji magazynu ESPN Body Issue (ma promować sport i zdrowy tryb życia), a na jej głowę sypią się gromy moralistów. Pierwszy ekspertyzę dotyczącą wiary Radwańskiej wystawił ksiądz Marek Dziewiecki, krajowy duszpasterz powołań. Nie pytajcie, jak duszpasterstwo powołań ma się do tenisistki - sam się zastanawiam. "Osobiście jest mi przykro, gdy ktoś deklarujący się po stronie Jezusa, jednocześnie poddaje się mentalności tych, którzy traktują człowieka jak rzecz do oglądania, a nie osobę, dziecko Boże zasługujące na szacunek i miłość i postępujące w sposób właściwy swojej godności" – stwierdził duchowny w rozmowie z Fronda.pl.
Na tym jednak analiza moralności Radwańskiej się nie zakończyła. Ks. Dziewiecki wpisał też sportsmenkę w "ideologię gender, która zakłada, że do szczęścia wystarczy człowiekowi przyjemność seksualna, osiągnięta z kimkolwiek, gdziekolwiek, jakkolwiek" i orzekł, że jeśli założy rodzinę, będzie żałowała sesji dla ESPN. "W relacjach międzyludzkich obowiązuje bowiem zasada: powiedz mi, w jaki sposób odnosisz się do ludzkiego ciała, a powiem ci, w jaki sposób odnosisz się do człowieka".
Teraz, kiedy zdjęcia nagiej tenisistki trafiły do internetu, głos zabrał też niezawodny Tomasz Terlikowski. Znów, tak jak w przypadku księdza Dziewieckiego, można by zapytać: kto dał mu prawo do orzekania, co Radwańskiej wolno, a czego nie, i dlaczego uznaje się za autorytet, jak sam pisze, "z zakresu teologii ciała"?
W odpowiedzi słusznie pojawiają się komentarze, że Kościół nie zabrania przecież ani sesji topless, ani opalania się na plaży w samej bieliźnie, ani w ogóle nagości. Nie zmienia to jednak faktu, że katoliccy fundamentaliści czują się uprawnieni do wydawania w tych sprawach ostatecznych osądów. Tak jakby ktoś dał im przywilej decydowania, ile ciała Radwańska może odsłonić, co i kiedy mężowi pokazać.
Charakterystyczne, że z tekstów Terlikowskiego, ks. Dziewieckiego i im podobnych przebija się założenie, że taki przywilej dała im sama tenisistka ustawiając się "po stronie Jezusa". Dobrze obrazuje to porównanie zdjęć: Radwańska nago z piłkami w basenie i Radwańska w ubraniu z piłkami ułożonymi w słowo "JEZUS".
"To nie jest problem ciała, to jest problem (jak na zdjęciu wsadzonym poniżej), że Radwańska mocno się lansowała na osobę blisko żyjącą z katolicyzmem (…). W samej nagości nie ma nic złego, bo Pan Bóg stworzył nas nagich, ale w pokazywanie d*** za pieniądze i sławę to z katolicyzmem nie ma nic wspólnego i to jest sedno problemu z Radwańską" – napisał jeden z czytelników "Frondy".
I to jest chyba najlepsza przestroga dla tych sportowców czy artystów, którzy chętnie poszliby w ślady Radwańskiej i publicznie ogłosili, że "są po stronie Jezusa". Niewiele trzeba, by trafili pod osąd tych, którzy dzisiaj najlepszą polską tenisistkę najchętniej zakutaliby w wór pokutny.
Mam wrażenie, że nagość kobiety przeznaczona jest dla jej męża, tak jak nagość mężczyzny dla jego żony. W intymności małżeństwa staje się ono wspaniałym dziełem Stwórcy, które ma zachwycać i wprowadzać nas w głębie miłości, także Bożej miłości. A poza nim uprzedmiatawia nas, prowadzi ku byciu przedmiotem pożądania i niczym więcej.