Na wakacjach każdy czyha na nasze pieniądze. Bary, taksówki, kantory. Czasami każe się nam płacić za usługę, której nie zamawialiśmy, innym razem jesteśmy naciąganie na dużo wyższe kwoty. Poniżej znajdziecie pięć rodzajów oszustw, na które powinniśmy uważać podczas wczasów. Zwłaszcza zagranicą.
W kinach karmią nas filmami pokroju Kac Vegas. Wydaje się, że historie ze srebrnego ekranu są dziełem wybujałych umysłów scenarzystów. Tymczasem tego typu przygody dzieją się naprawdę. Wystarczy podczas wakacji wybrać się nie do tej knajpy co trzeba i już wpadasz w szpony mafii lub zwykłych oszustów. A ci, mają różne sposoby na pozbawienie ciebie pieniędzy.
Wystarczy znaleźć się w złym miejscu o złej porze. Wsiąść nie do tej taksówki co trzeba. Pułapek jest wiele, a najwięcej zastawia się na żądnych wakacyjnych przygód mężczyzn.
Oszustwo numer 1: nigdy nie ufaj promocjom
W różnych wschodnioeuropejskich miastach można trafić na ulotkarzy zapraszających na piwo. Cena wyjątkowo przyzwoita: poniżej przeciętnej, więc brzmi zachęcająco. Dwóch moich kolegów właśnie skusiło się na taką promocję w stolicy Węgier. – Uwierz mi, to wygląda na wiarygodne miejsce – rzucił jeden do drugiego (do dziś się z tego śmiejemy).
Przed lokalem widniał napis, że kufel piwa kosztuje około 2 euro (już po przeliczeniu na euro, a nie węgierskie forinty). Miejsce nie wyglądało na najgorsze. Zachęceni napisem weszli do środka. Wypili bodajże po cztery piwa. Jednak rachunek jaki im wystawiono opiewał na sumę 212 euro, a nie jak wyliczyli 8 euro. Próbowali wyjaśnić tę sprawę śmiechem. Jednak barmani byli niewzruszeni. Tu nie doszło do żadnej pomyłki. Kelnerka pokazała im menu, a tam jak byk napisane „Pierwsze piwo 100 euro”.
Chwilę później pod bacznym okiem wielkiego łysego kolegi opatulonego w złoty łańcuch maszerowali do bankomatu. Choć obaj zwiedzili świat i byli w wielu drogich knajpach, to tamto jedno piwo było najdroższym jakie w życiu wypili.
Na forach można znaleźć też informacje, że knajpy celowo nie pokazują menu, a podczas płacenia rachunku mówią, że zapomnieli zmyć napis z byłą ceną. Innym sposobem mafii turystycznej, jest podawanie dwóch różnych kart, jedną do wyboru dań, a drugą do pokazania niezadowolonemu z rachunku klientowi.
Jednak istnieje łatwy sposób na unikanie takich przybytków. Wystarczy zauważyć, że mało kto w tych lokalach przebywa. To już pierwszy sygnał, że miejscowi nie ufają tym knajpom, więc nie warto tam przebywać.
Oszustwo numer 2: Dopłata do towarzystwa
Mężczyźni są próżni i uwielbiają, kiedy kobiety się nimi interesują. Zwłaszcza te młode, szczupłe, atrakcyjne. Jedną z najczęstszych przynęt na turystów są piękne dziewczyny, które naciągają ich na olbrzymie sumy pieniędzy. Czasami świadomie, czasami nieświadomie. Wszystko zależy od tego, jakich taktyk użyją.
Zdarza się, że dziewczyny zaczepią grupkę lub nawet pojedynczego mężczyznę w barze. Nawiążą rozmowę, następnie zaproponują pójście do baru znajomego, gdzie jest taniej. Ufni turyści idą, ale w kolejnym lokalu czeka ich "niespodzianka". Nowa koleżanka spotyka znajomych i siedzi z nimi zostawiając świeżo poznanych kolegów samych przy barze. Tymczasem turysta nie zdaje sobie sprawę, że drinki "koleżanki" idą na jego rachunek.
Zdarza się też tak, że dziewczyna po prostu rozmawia z mężczyzną. Może to być godzina, mogą być dwie. Następnie pojawiają się bardzo mili panowie, o lśniących i gładkich głowach, którzy mówią, że za towarzystwo trzeba zapłacić. Jak nie, to można odbyć wycieczkę mercedesem w stronę pól. Tak było w przypadku ojca mojego kolegi z Nowej Zelandii, który miał taką "wycieczkę" podczas wizyty w Warszawie.
Takie dopłaty istnieją również w barach ze striptizem. Najczęściej są pobierane w formie drinków. Bardzo drogich drinków. Panowie szczęśliwi, że panie siedzą obok nich zgadzają się postawić małą lampkę szampana, która kosztuje nawet i 100 złotych. Lepiej nie zastanawiać się, jaka może być konsekwencje niezapłacenia.
Oszustwo numer 3: Przygody taksówkowe
Każdy chyba słyszał o „Mafia Taxi”. To najbardziej znana korporacja na świecie. Rozpoznać ich można najczęściej po samotnym napisie „Taxi” na kogucie. Żadnych więzi korporacyjnych. Dopłaty mają różne. W Neapolu na przykład choć kurs kosztuje 10 euro, to klient na koniec dowiaduje się, że w tę sumę nie była wliczona walizka. Za nią trzeba uiścić dodatkową kwotę, która często sięga nawet kilkudziesięciu euro.
Znajomy Szkot od kilku lat nie przyjeżdża do Polski, bo grożą mu procesem. To dlatego, że wybił szybę w taksówce w ten sposób z niej wysiadł. Policja, stanęła po stronie autochtona i nie wzięła pod uwagę tego, że taksówkarz zamknął go w pojeździe, co jest równoznaczne z pozbawieniem go wolności. Nie widzieli także nic złego w tym, że za kurs z Ronda de Gaulle'a pod hotel obok Złotych Tarasów chciał 250 złotych.
Istnieje wiele złotych rad, jak obronić się przed oszustem taksówkowym. Jednak nie zawsze da się ich uniknąć. W Budapeszcie, mimo wynegocjowanej kwoty za kurs, taryfiarz nalegał, że może wyjdzie taniej jeśli jednak włączy licznik, który był rozregulowany. Po drodze proponował mi wycieczkę do agencji na „fiki miki” – wolałem hotel. Zdenerwowany zawiózł mnie i na miejscu przedstawił rachunek na 6,5 tysiąca forintów, choć wynegocjowałem 1500. Dzięki pomocy recepcjonistów zszedł z ceny. Przy okazji próbował sprowokować bójkę.
Oszustwo numer 4: Nieuczciwa wymiana walut
Wymiana walut to najnudniejsze z wymienionych oszustw. Bo mało w nim sensacji. W sieci można znaleźć wiele przykładów o tym jak działa bułgarska mafia. Często małym druczkiem informują o tym, że tylko co dziesiąty klient dokonuje transakcji po niezwykle atrakcyjnych cenach przedstawionych na tablicy kursów walut.
Oszustwo numer 5: Zniszczony sprzęt do jazdy na nartach wodnych
Na koniec nieco egzotyczne oszustwo. Ostatnio przedstawiciele 18 europejskich państw poskarżyli się władzom Tajlandii, że turyści są notorycznie naciągani na zwrot pieniędzy za zniszczony sprzęt. Scenariusz wygląda następująco: po przejażdżce na nartach wodnych właściciel dokładnie bada sprzęt i odkrywa na nim rysy. Nawet jeśli są to stare ślady on będzie się upierał, że Ty je zniszczyłeś. Następnie zażądają nie tylko zwrot za koszta naprawy, ale także rekompensatę za utracone wpływy z tych nart, kiedy są one w warsztacie.
Jeśli nie zapłacisz, możesz się liczyć z tym, że właściciel wyciągnie nawet... shotguna. Niewiele dają także skargi na policję, bo funkcjonariusze są zazwyczaj przekupieni prez nieuczciwych sprzedawców.
Jaki z tego morał?
Choć fajnie jest być turystą, to jednak cały czas trzeba mieć się na baczności. Najczęściej podczas wakacji trzymamy przy sobie największe ilości pieniędzy, dlatego dla wielu jesteśmy tak łakomym kąskiem. Oszustw jest na pewno dużo więcej, ale może podane przykłady pomogą uchronić się przed nieplanowanymi wydatkami.