
Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z naTemat przyznaje, że nie zagłosuje za wnioskiem o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego, bo była ministrem w jego rządzie. Posłanka Platformy Obywatelskiej uważa, że w klubie parlamentarnym nic się nie dzieje, a nastroje "są ok".
REKLAMA
Zagłosuje Pani w Sejmie za podwyższeniem wieku emerytalnego?
Joanna Kluzik-Rostkowska: Tak. Trzeba wyrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, zwiększyć czas aktywności Polaków. Mówiłam to zawsze, od kiedy zajmuje się polityką. W tej kwestii nie zmieniłam zdania.
W czwartek premier Tusk spotkał się z Waldemarem Pawlakiem. Pani zdaniem kompromis między PO a PSL jest jeszcze możliwy?
Moja wiara w porozumienie z PSL opiera się na tym, że zarówno Platforma, jak i PSL, umawiały się na kolejne 4 lata. Wierzę, że ta koalicja ma sens.
W 2003 roku rozpadła się koalicja SLD-PSL.
Rozmawiałam niedawno z Leszkiem Millerem. Przyznał, że zerwanie koalicji z PSL było błędem. Tamte doświadczenia SLD i PSL są nauczką, z której powinna czerpać dzisiejsza koalicja. Nie zwiększać napięcia, tylko wykorzystać szanse porozumienia.
Zawsze opowiadała się Pani za podwyższeniem wieku emerytalnego. Ale była Pani w PiS, a przecież największa partia opozycyjna mówi tej reformie stanowcze "nie".
Zawsze mówiłam o tym wprost. Kobiety mają niską emeryturę z trzech powodów. Po pierwsze, rodzą dzieci, więc mają okresy nieskładkowe i wypadają z rynku pracy. Po drugie, są traktowane przez pracodawcę jak pracownik drugiej kategorii, bo z tyłu głowy mają przypisany drugi, domowy etat. Po trzecie, odchodzą na emeryturę 5 lat wcześniej niż mężczyźni.
Koledzy w Prawie i Sprawiedliwości nie mieli Pani za złe takich poglądów?
Nie. Nie pamiętam sytuacji, w której ktoś przyszedł i powiedział: Joanna, nie masz racji, nie mów tak.
Są, Pani zdaniem, sytuacje, w których Polacy nie chcą odchodzić na emeryturę?
Kiedyś pracowałam jako dziennikarka. Miałam w swoim otoczeniu dziennikarki, które osiągały wiek emerytalny i nie chciały odchodzić z pracy, ale musiały. Ich koledzy z takimi samymi kompetencjami, z zadowoleniem i większymi pieniędzmi pracowali 5 lat dłużej. Obserwowałam, jak wygląda proces podnoszenia wieku na Zachodzie. Musimy zrównać wiek emerytalny, bo inaczej za kilkanaście lat przyjdzie premierowi - bez względu na to jaką będzie reprezentował partię i poglądy - radykalnie podnieść podatki albo obciąć świadczenia na zdrowie, edukację itd.
PSL ma kilka propozycji dotyczących reformy emerytalnej.
Pierwszy pomysł, czyli "nagradzanie" kobiet za posiadanie dzieci odrzucam z automatu. 3 lata emerytury wcześniej oznaczałoby niższe świadczenie. Zostałby dołożony kolejny balast, czyli kara za to, że urodziło się dziecko.
Prawdopodobnie kompromisowym rozwiązaniem PO i PSL będą wcześniejsze emerytury.
Zaproponowaliśmy, by przez ostatnie 2 lata do emerytury, jeżeli ktoś nie będzie czuł się na siłach pracować na pełnym etacie, mógł skorzystać z tzw. emerytury częściowej z możliwością dalszej pracy. Tyle, że już nie na całym etacie. Emerytura częściowa powinna być zauważalna w domowym portfelu, ale równocześnie nie może być zbyt wysoka. Nie powinno się okazać się, że 2 lata przed emeryturą bardziej się opłaca pójść na świadczenie częściowe niż pracować na pełnym etacie.
Jest jeszcze pomysł dopisywania kapitału emerytalnego dla matek.
Na początek brzmi nieźle. Tylko że ten pomysł ma w sobie kilka znaków zapytania. Po pierwsze nie wiadomo ile kosztuje i czy nas na to stać. Pojawia się też pytanie, czy kapitał byłby dopisywany za urodzenie dziecka, czy za jego wychowanie. Co w sytuacji, w której dziecko wychowuje nie matka, tylko ojciec? Co w sytuacji, kiedy dziecko spędza dzieciństwo w domu dziecka czy rodzinie zastępczej?
Co się dzieje w Platformie? Zna się Pani z Donaldem Tuskiem od kilkunastu lat.
Co ma się dziać? Nie widzę, żeby się działo coś nadzwyczajnego.
Mówi się o kolejnych odejściach, a koalicja wisi na włosku. Nastroje w klubie parlamentarnym są podobno fatalne.
Trudno mi się podpisać pod którymkolwiek z tych twierdzeń. Nie słyszałam literalnie nazwiska żadnego posła, który chciałby podążyć śladem Łukasza Gibały. Szukamy większości dla jednej ustawy, ale nie nowego koalicjanta do rządzenia. Nastroje w klubie są ok, choć wiele razy czytałam o klubie trzymanym twardą ręką.
Nie jest tak?
Weszłam do środka i muszę powiedzieć: nic bardziej mylnego. Nie zauważam niczego niedobrego w Platformie. Jest praktyczny kłopot z nieliczną większością przy głosowaniach, to wymaga od całego klubu żelaznej dyscypliny. Nie ma mowy o chorobach, opóźnionych samolotach czy pociągach.
Zmiany w rządzie są możliwe?
Nie zastanawiałam się nad tym. To domena premiera, więc nie zamierzam się wtrącać. To zawsze jest jednoosobowa odpowiedzialność szefa rządu. Takie pytania należy kierować do niego.
Dlaczego nie poprze Pani wniosku o Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry?
Dla mnie to dwa oddzielne nazwiska i dwa problemy. Jeśli chodzi o Jarosława Kaczyńskiego: przed Trybunałem Stanu nie postawiono autorów stanu wojennego więc nie jest najlepszym politycznym pomysłem stawianie przed Trybunałem Stanu byłego szefa rządu, który od 5 lat jest w opozycji. Wróciło to do mnie, kiedy obejrzałam ostatnio "Czarny Czwartek". Przypomniałam sobie też, co działo się w 1981 roku. Jakieś proporcje powinny być zachowane.
Była Pani ministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Tak. Generalnie to wystarczający powód, żebym nie zabierała w tej sprawie głosu. Byłam ministrem w rządzie Kaczyńskiego i do głowy by mi nie przyszło, że pracuję z kimś, kogo trzeba postawić przed Trybunałem Stanu.
W przypadku Zbigniewa Ziobro jest tak samo?
W przypadku Zbigniewa Ziobry powiem uczciwie - nie wiem czy ma jakieś przewiny na swoim sumieniu. Gdyby okazało się, że w końcowym raporcie są jakieś niepodważalne powody, będę się zastanawiać. Póki co raportu ani ekspertyz nie ma więc czekam.
Z perspektywy kilku miesięcy nie żałuje Pani przejścia do Platformy Obywatelskiej?
Absolutnie nie. Żałuję, że nie udało namówić się moich kolegów z PJN do skorzystania z propozycji Donalda Tuska. Premier proponował pójście do wyborów pod własnym szyldem na listach Platformy. Nawet w piątkę - przy tak niewielkiej przewadze koalicyjnej - bylibyśmy siłą. Dzisiaj gołym okiem widać, że stałoby się to, co chciałam. Udałoby się utrzymać środowisko polityczne, w expose premiera było wiele rzeczy, o których mówił PJN, choćby o wieku emerytalnym.
Co się wtedy stało? Nie chciała być Pani szefową ugrupowania.
Większość klubu parlamentarnego zdecydowała, że chce iść samodzielnie, a najlepszym człowiekiem, który będzie realizował taki scenariusz, jest Paweł Kowal. Przyszła grupa osób i powiedziała, że mam oddać przywództwo w partii, bo mają inny plan. Uznałam, ze skoro nie mam poparcia dla jedynego planu, który dawał szansę na sukces, to powinnam partię oddać. Na start z list PO zdecydowały się 4 osoby, 2 do Sejmu, 2 do Senatu. Wszystkie są w parlamencie.