Przemytnicy mają różne sposoby na przerzut kontrabandy, ale Strażnicy Graniczni potrafią je wykrywać. Na granicy prawie każdy zna kogoś, kto trudni się przemytem. - Kary za przemyt są tak znikome, że ludziom się to opłaca - mówią oficerowie Straży.
Z jednej strony pontony, samochody terenowe z siedzeniami tylko dla kierowcy tylko po to, by móc zmieścić większy ładunek, z drugiej patrole na quadach, samoloty i kamery obserwacyjne. Codziennie straż graniczna udaremnia kilka prób przemytu papierosów przez wschodnią granicę Polski. Przez ten proceder, skarb państwa traci rocznie około sześć miliardów złotych. Sposobów przemytu jest wiele, i jak mówią strażnicy graniczni, coraz częściej natrafiają na nowe osoby zajmujące się tym procederem. Niestety kary są na tyle niskie, a zyski tak wysokie, że opłaca im się podjąć próbę przerzucenia towaru przez zieloną granicę.
Jaki jest popyt na papierosy z przemytu? Najłatwiej udać się na targ w przygranicznym Chełmie. Pomiędzy straganami nietrudno zauważyć panie z wielkimi reklamówkami. Wystarczy podejść i zapytać się, czy mają LM-y niebieskie. Po chwili pani wyciąga z torby jedną paczkę. „Siedem złotych poproszę”. Nie wiem, czy za dużo, czy za mało, za takie papierosy. Gdyby jednak kupić paczkę legalnie, to byśmy zapłacili około 10 złotych. Na Ukrainie jedno opakowanie LM-ów niebieskich kosztuje około 3 zł, czyli ponad dwukrotne przebicie cenowe. „A co jeśli przyjdą celnicy?”, pytam się kobiety, która handluje nielegalnym towarem. „Jak złapią to stówkę mandatu płacę, i jest spokój na cały dzień”.
Wbrew powszechnym opiniom, co raz mniej towarów przerzucają tzw. „mrówki”, które przewożą ze sobą towar przez granicę, a następnie wyrzucają z jadących pociągów. - Straż graniczna i służby celne doszły do takiej wprawy, że momentalnie sprawdzą każdy pociąg. Na dodatek każdy widzi kto regularnie przekracza granicę. Tu już mało kto przewozi towar w pociągach osobowych – opowiada Starszy Chorąży Dariusz Siennicki, rzecznik Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. - Jednak to, że zrezygnowano z mrówek, nie oznacza jednak, że zaprzestano przemytu koleją. Ostatnio przemytnicy coraz śmielej wwożą do Polski papierosy pociągami towarowymi. Na przykład jedzie skład z drewnem i w jednym wagonie pod żerdziami znajdują się ukryte paczki – mówi natemat.pl rzecznik.
Ostatnio w taki sposób rozbito grupę, która działała na terenie trzech województw: lubelskim, podkarpackim i śląskim. Przestępcy założyli osiem spółek, które oficjalnie importowały towary z Ukrainy. Jednak szybko ustalono, że tak naprawdę sprowadzali papierosy, które wystarczyło sprytnie ukryć. Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej może im grozić nawet od pięciu do ośmiu lat więzienia. Nie wiadomo tylko ile towaru wcześniej wwieźć do kraju. Podejrzewa się, że mogła wynieść kilka, a nawet kilkanaście milionów złotych.
Oczywiście, przemyt pociągami towarowymi to nie jedyny sposób na to, by przerzucić nielegalne papierosy przez granicę. Choć wydawałoby się, że rzeka Bug stanowi naturalną ochronę przed przemytnikami, to strażnicy regularnie natrafiają na osoby przepływające z towarem na pontonach. Nawet w biały dzień. W Lublinie zresztą usłyszałem historię o tym, jak pewna dziewczyna dzwoniła do swojego chłopaka, by zapytać się co porabia. W odpowiedzi usłyszała: „Skarbie nie mogę teraz rozmawiać, mam ręce zajęte, muszę wiosłować. Płynę z fajkami przez rzekę”. Z tego co miejscowi mówią, na granicy prawie każdy zna kogoś, kto trudni się przemytem.
- Tak naprawdę kary za przemyt są tak znikome, że ludziom się to opłaca – tłumaczy St. chor. Siennicki. - Jeśli nie uda się udowodnic komuś udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, to wymierza im się jedynie grzywny. Wysokość ustala sąd, a przy bierze się pod uwagę między innymi sytuację materialną osoby oskarżonej. Tak więc wkrótce po otrzymaniu kary, osoba ta swobodnie powraca na granicę, do przemytu – opowiada rzecznik.
Na pewno wielkim sojusznikiem kontrabandzistów jest o dziwo... program unijny Natura 2000. Cały obszar przygraniczny nad rzeką Bug znajduje się pod Unijną ochroną. Oznacza to, że na tym terenie nie wolno obcinać drzew, czy wycinać krzaków. To znacznie utrudnia patrolowanie granicy. Zwłaszcza, że to bodajże jedyna rzeka w Polsce, która nie jest uregulowana, tak więc regularnie zmienia się teren, który trzeba pilnować.
Jak wygląda sam przemyt na rzece poza tym, że jest przerzucany na drugą stronę za pomocą pontonów? Strażnicy graniczni odkryli wiele rożnych sposobów. Zazwyczaj sprawa wygląda tak, że Polacy dogadują się ze stroną Ukraińska lub Białoruska. Ci podjeżdżają nad rzekę ciężarówką z towarem. Ale zdarzały się też przypadki, kiedy przemytnicy przyjeżdżali nad rzekę furmankami. Czasami Polacy popłyną po towar pontonem, czasami ich wspólnicy. Zależy od tego jak się strony umówią. Po przeprawieniu towaru ładuje się towar do samochodów. Rzadziej ukrywa się papierosy w krzakach, by druga strona później mogła znaleźć i zabrać.
- Do tego typu akcji przemytnicy mają specjalnie przygotowane samochody – tłumaczą w Straży Granicznej. - To są terenówki, które kupują gdzieś na terenie Unii i nie rejestrują w Polsce. Usuwane są wszystkie fotele poza tym dla kierowcy, tak by do środka zmieściło się jak najwięcej towaru. Dodatkowo mają przyciemnione szyby. Wartość takiego przemytu zazwyczaj wynosi jakieś 100-200 tysięcy złotych – mówią strażnicy.
By temu zapobiec do pilnowania granicy SG wysyła różnego rodzaju patrole. Część z nich jest piesza, część na motorach, a inni poruszają się na quadach oraz samochodami terenowymi. Dodatkowo wspierają ich patrole łodziami, helikopterami, a nawet samolotami. - Przemytnicy często nie zdają sobie sprawy z tego, że taki samolot co wysoko nad nimi leci ma doskonałe urządzenia i właśnie ich obserwuje. Wiele przemytów udaremniamy dzięki obserwacjom lotników. Dodatkowo w różnych miejscach mamy ustawione kamery, których przemytnicy nie zdążyli zauważyć – opowiada rzecznik.
Oprócz tego, jednymi z głównych sprzymierzeńców strażników granicznych są liczni nad Bugiem wędkarze. Sami często informują SG o tym, kiedy zauważą coś podejrzanego. Choć zdarza się, że przemytnicy udają wędkarzy to dosyć łatwo ich wyłapać. Po krótkiej obserwacji takiej osoby można zauważyć, że więcej uwagi skupiają na obecności strażników granicznych, aniżeli na swoim spławiku.
Pieniądze, jakie można zarobić na kontrabandzie powodują, że nawet w obliczu złapania ich przez odpowiednie służby próbują uciekać z towarem. Nie trzeba przypomnieć o niskich karach. St. chor. Siennicki sam opowiedział o swoich pościgach za przestępcami. - Często byłem świadkiem prób staranowania blokady drogowej, przejechania strażników, czy omijania blokad. Jednak najbardziej zapadła mi w pamięć pościg za szmuglerem, który jechał audi z napędem na cztery koła. Wydawałoby się, że to samochód miejski, nie przystosowany do jazdy po bardzo wymagającym terenie. Jednak ten spokojnie dawał radę i uciekał przez pole ze zbożem. Na szczęście go złapaliśmy – chwali się rzecznik.
Choć to głównie służby celne są odpowiedzialne za przeciwdziałanie przemytu towarów bez polskich znaków akcyzowych, to Straż Graniczna ma spory udział w ograniczaniu kontrabandy. Od początku tego roku zatrzymano nielegalny towar o wartości 12 milionów złotych.