Janusz Wojciechowski, poseł PiS do Parlamentu Europejskiego powtarza dawno obalone zarzuty i oskarża zespół Enej o inspirowanie się zbrodniarzem UPA. Tymczasem muzycy już dawno wyjaśnili, że nazwa wzięła się od popularnej powieści "Eneida". Ale poseł wywołany do mikrofonu przez "Fakty" TVN powtarza oskarżenia, z którymi dawno się rozprawiono.
REKLAMA
Przy 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej powróciły kontrowersje wokół nazwy polsko-ukraińskiego zespołu muzycznego Enej. Już na początku czerwca na portalu braci Karnowskich zarzucano muzykom, że nazwa ich zespołu wzięła się od pseudonimu jednego z najbardziej okrutnych członków UPA Petro Olijnyka. Miesiąc później swoimi przemyśleniami na ten temat podzielił się Janusz Wojciechowski, poseł do PE z PiS. W "Faktach" TVN stwierdził, że zespół powinien zmienić nazwę, bo obecna jest dalece niestosowna i "powoduje ciarki". Polityk ocenił, że używanie w Polsce takiej nazwy można by porównać do istnienia w Izraelu zespołu Dr Mengele, co jego zdaniem byłoby niedopuszczalne.
Tymczasem zarzuty Witolda Gadowskiego już miesiąc temu zostały rozwiane przez członków zespołu. Jego współzałożyciel relacjonował w rozmowie z naTemat, że nazwa wzięła się od "Eneidy", popularnej na Ukrainie książki Iwana Kotlarewskiego. To lektura obowiązkowa dla dzieci, najprawdopodobniej czytali ją twórcy zespołu, kiedy formacja powstawała. Łukasz Kojrys tłumaczył mi, że wtedy muzycy nie mieli pojęcia kim jest Petro Olijnyk.
Wydawało się, że argumenty członków grupy Enej przyjął też Gadowski. Na Facebooku napisał wtedy, że tłumaczenia menadżera zespołu wydają się przekonujące. I sprawa ucichła. Do czasu, kiedy z miesięcznym opóźnieniem zainteresowała się nią reporterka "Faktów" TVN. Rozumiem prawa sezonu ogórkowego, ale dlaczego na nowo rozpoczęto bezsensowny spór, który nie przyniesie żadnych konstruktywnych rozstrzygnięć?
Nie przegap żadnej ważnej wiadomości i obserwuj nas w Google News!