Mało jest osób, które nie zgodzą się z tym, że domeną narodową Polaków jest narzekanie. Nikt na świecie nie potrafi narzekać na wszystko tak jak my. Spotkasz Polaka na ulicy, to od razu zacznie narzekać. A to że słońce grzeje, a to, że nie grzeje. Że politycy kradną, że każdy chce doczłapać się do koryta. Że autobus się spóźnił 2 minuty. W ogóle jesteśmy narodem marud. Myślicie, że jesteśmy pod tym względem wyjątkowi? Błąd. Tak myśli chyba każdy na świecie. Serio.
To takie typowo polskie. No bo przecież tylko w Polsce ludzie potrafią narzekać na wszystko. Właśnie taki jest nasz kraj. Wielkie brawa, bądźmy dumni z tego, że jesteśmy najbardziej narzekającym krajem świata. Najlepiej w ogóle pochwalmy się tym wszystkim i zróbmy cykl filmów „Come and Complain”, by pokazać całemu światu jak bardzo lubimy narzekać.
W taki oto sposób promujemy kraj i kulturę poprzez naszą sztandarową cechę, czyli narzekanie i marudzenie. Może ktoś wreszcie zrozumie naszą Polską mentalność.
Jaki mamy sport narodowy? Narzekanie na polityków. Trzeba w końcu zrugać tych wszystkich darmozjadów. Biorą diety i nic nie robią w Sejmie, tylko się kłócą. Nic z tego nie wynika. Jedni nie potrafią dogadać się z drugimi, jeszcze inni ciągle węszą spisek. Do tego wszystkiego wszędzie są złodzieje. Jak się doczłapie taki do koryta, to już nie puści. A jak nie jest przy korycie, to narzeka na innych. Istna kraina marudzenia.
Najlepiej wyemigrować i uciec z dala od Polaków. Przynajmniej nikt nie będzie narzekał. No i na dodatek jak się gdzieś wyjedzie, to może się natrafi na lepszą pogodę. Nie taką, jak w Polsce, gdze raz pada, a raz jest upał. Jakby tego było mało zaraz się zaczyna zima... Zima, która w tym roku była taka długa. No ile można.
A teraz tak całkiem serio: Czy nie za bardzo zagalopowaliśmy się w tym narzekaniu? To nie jest tak, że Polacy lubią narzekać bardziej niż wszyscy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że narzekanie to domena... wszystkich. Nie Polaków, nie Niemców, ani Brytyjczyków. Po prostu ludzkość lubi marudzić.
Po pierwszy przykład sięgnę na Daleki Wschód. Singapur zdaje się być rajem na ziemi – przynajmniej z perspektywy marudzącego Kowalskiego. Piękne państwo-miasto. Po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że Singapurczycy – uwaga – w kółko narzekają. Niby mają super pogodę, a jęczą. Dokładnie jak w Polsce lubią krytykują polityków. Mają super punktualną kolej, a narzekają na remonty. Mieszkają w super pięknym mieście, a skarżą się, że budynki mogłyby być niższe, a ludzi mogłoby być mniej. Zawsze coś.
Mogli to przejąć od Brytyjczyków? Jakiś czas temu przeprowadzono badanie, które wykazało, że najbardziej narzekający klienci w Europie mieszkają na Wyspach. 96 procent Brytyjczyków powiedziało, że złożyłoby skargę do kierownika sklepu, gdyby uznali, że usługa była słaba. Natomiast podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie, kiedy po pierwszym tygodniu reprezentacja gospodarzy nie mogła zdobyć medalu, zasugerowano, by dodano jako nową dyscyplinę: narzekanie. Byli pewni, że to zapewni im złoto.
Polacy zapewne sami chcieliby ich wyprowadzić z błędu. Jednak mogliby ich uprzedzić Francuzi, dla których narzekanie zdaje się być sportem narodowym. Nawet kiedy ich sytuacja jest nieco lepsza od innych, to zawsze według swoich standardów mają gorzej. Kiedy coś im się nie podoba, od razu protestują i wychodzą na ulice. Wystarczy przypomnieć ile razy w ciągu minionego roku oglądaliśmy relacje z Paryża o olbrzymich protestach kolejnej niezadowolonej grupy obywateli. Poza tym, to przecież w wyniku narzekania na gorsze warunki przeprowadzili rewolucję francuską.
Są jeszcze Hiszpanie, którzy cały czas opowiadają o tym, jak to strasznie cierpią. Ciągłe kłopoty, a to z monarchią, a to z dyktatorami. My im niby zazdrościmy słońca, a oni skarżą się, że przez upały mają półpustynny krajobraz, na którym – jakby tego było mało – nic nie rośnie. Na północ od Madrytu (gdzie klimat bywa podobny do naszego) mogą konkurować z nami w narzekaniu na drogowców, kiedy już spadnie śnieg i zablokuje drogi.
Spokojnie, to jeszcze nie koniec. W „Der Spiegel” można znaleźć teksty mówiące o niemieckim sporcie narodowym. Jakim jest... tak, zgadliście: narzekanie. Podobno z rozmów Niemców można wywnioskować, że lada chwila państwo się rozpadnie, a wszystko z roku na rok się pogarsza. Ogólnie jest źle i będzie jeszcze gorzej. Żeby było zabawniej, dziennikarze „Der Spiegel” dodają że wystarczy powiedzieć, że Niemcy za bardzo narzekają i wszyscy się z tym zgodzą.
Wygląda więc na to, że każdy naród narzeka. Każdy myśli, że w tym narzekaniu jest wyjątkowy. Nie jest. Gdyby faktycznie odbyły się mistrzostwa świata w narzekaniu, to mielibyśmy prawdziwe problemy z wyłonieniem zwycięzcy. Każdy kraj narzekałby, że to do nich należy tytuł. Co ciekawe, każdy lubi narzekać, ale tylko we własnym gronie. I właśnie dlatego każdemu z osobna wydaje się, że w tym narzekaniu jest wyjątkowy.
A skoro punktem wyjścia jest kampania promowania Polski za pomocą narzekania, to na nich też ponarzekam. Planowali zrobić fajną zagraniczną kampanię z angielską lektorką. Niestety ewidentnie słychać, że nią nie jest. Brzmi jak Polka.
To element naszej osobowości. Tacy już jesteśmy, że lubimy ponarzekać. Ostatnio swoimi spostrzeżeniami na temat Polaków podzielił się ze mną znajomy Grek. Opowiadał, że lubimy narzekać na pogodę. Jak jest gorąco, to przeszkadza im upał, kiedy jest zimno to zamarzają. Jak pada deszcz to albo za słabo albo za mocno. Słońce świeci za mocno, albo za słabo. I tak w kółko. Nigdy nie jest idealnie.
Henryk Sawka
satyryk
Lubimy ponarzekać, ale to nic złego. Taką mamy mentalność, że jeżeli ktoś się chwali to dobrze, bo nie musimy się wysilać z tym, że mają lepiej. My zawsze musimy mieć gorzej. Więc trudniej jak ktoś ma źle. Ciężko to przebić. Wiadomo, trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona, żona sąsiada zgrabniejsza, samochód szybszy.