Spacerując ulicami polskich miast można coraz częściej zobaczyć zwykłe przedmioty ukazane w niecodziennym ujęciu. Przestrzeń miejską wzbogacają bowiem designerzy, którzy zajmują się wielkimi i interesującymi projektami, ale też małymi, dostrzeganymi przez nielicznych. Niestety, minie jeszcze wiele lat zanim polski krajobraz naprawdę zmieni swe oblicze.
Design to chyba jedno z najpopularniejszych słów dzisiejszych znawców kultury. Odnosi się do przedmiotów, które tworzone są na masową skalę, ale dają się pokazać w nietypowy sposób. I ten nietypowy sposób to cel, jaki przyświeca designerom.
Wydawałoby się, że design należy łączyć ze środowiskiem artystów. Nie stoi jednak nic na przeszkodzie, by w rolę designera wcielił się ktoś zupełnie inny. Dowodem na to mogą być choćby… urzędnicy z Cieszyna. W tym małym mieście znajduje się nietypowy zamek. Jego pracownicy (wśród nich np. ekonomista, dziennikarz, antropolog kultury) sądzą, że design jest skutecznym narzędziem podnoszenia konkurencyjności firm, instytucji, miast i regionów. Starają się też udowadniać, że design to nie tylko ozdoby. To także użyteczność, wszechdostępność czy neutralność dla środowiska.
Jedną z większych akcji prowadzonych przez cieszyńską instytucję jest projekt urban gardening. Pracownicy zamku zorganizowali konferencję i wystawę ukazującą to, jak można zmieniać przestrzeń dzięki roślinom. W Cieszynie można zobaczyć m.in. greengraffiti, czyli mech znajdujący się na murze. Co więcej, wzór jest inspirowany… beskidzkim haftem krzyżykowym. To dobry przykład udanego połączenia historii z nową techniką.
Wiele innych ciekawych inicjatyw prowadzi też Design Silesia, projekt finansowany ze środków Unii Europejskiej. Wśród organizowanych atrakcji znajdowały się m.in. tygodniowe szkolenia z mieszkańcami trzech gmin biorących udział w akcji. Projektanci podpowiadali, co i jak można ulepszyć w przestrzeni miejskiej. – Warsztaty zachęciły uczestników do dalszego działania na rzecz rozwoju swojej dzielnicy czy osiedla – przekonuje Karolina Juzwa z Design Silesia. – Zależało nam na tym, żeby projektować miasto, ale też... relacje międzyludzkie – dodała.
Ze śląska przenieśmy się nad morze. W Sopocie rowerzyści, ale też spacerujący, każdego dnia mijają nietypowe urządzenia. Dwa lata temu miasto postawiło osiemdziesiąt pomarańczowych stojaków przypominających... plażowiczów, morsy czy piłki plażowe.
W tej samej miejscowości udowodniono też, że polski design musi niestety jeszcze poczekać na dobry czas, by się rozwinąć. Czasami bowiem urozmaicenie miejsca publicznego wzbudza tyle kontrowersji, że niemożliwe jest jego przeprowadzenie. Do takiej sytuacji doszło kilka miesięcy temu. Podjęto wtedy próbę zmiany jednego z miejskich szaletów.
Grafik Jacek Staniszewski został w marcu poproszony przez fundację Sopot Art o wykonanie projektu wizualizacji toalety. Do jej przebudowy nie doszło przez… kontrowersyjny odbiór projektu w internecie. Co tak zaciekawiło internautów? Jeden z elementów oryginalnego szaletu – pisuary, a dokładniej: zdjęcie goryli znajdujące się nad nimi. – Nie wiem, dlaczego wywołały one taką sensację. Jesteśmy chyba tradycjonalistami. W toalecie ma być czysto i nie śmierdzieć. Nic poza tym – mówi naTemat autor wizualizacji.
Najpopularniejszą (od marca) toaletę w Sopocie odwiedza rocznie ok. 40 tysięcy osób. Jacek Staniszewski śmieje się, że gdyby projekt został zrealizowany, to jego praca byłaby oglądana częściej niż dzieła w galeriach sztuki. – Ale żadne miasto nie chce budzić kontrowersji – przyznaje grafik.
Spójrzmy na pobliską Gdynię. Na jednej z plaż postawiono dwadzieścia koszy na śmieci, które swoim wyglądem przypominają okrętowe peryskopy. Doskonale współgrają z morskim charakterem miasta. Ich autor, Michał Zrzelski jest laureatem konkursu Gdynia City Transformers.
Na uwagę zasługują też odmienione gdyńskie fontanny, zaprezentowane podczas Festiwalu Gdynia Design Days.
Na koniec zajrzyjmy do Elbląga, gdzie na suficie dworca PKP umieszczono fototapetę. Urząd Miasta zwrócił się o pomoc do mieszkańców. Konkurs wygrała Joanna Grodecka, z wykształcenia architekt i grafik.
Wróćmy jeszcze do porażki sopockiego szaletu. Historia ta pokazuje, że Polacy potrzebują jeszcze czasu na oswojenie się z najbardziej szokującymi pomysłami. Ale czy jest z nami aż tak źle? Jacek Staniszewski, autor niedokończonego projektu, przekonuje, że sytuacja poprawia się. – Nie można narzekać, bo coraz więcej ciekawych miejsc pojawia się w mieście – zapewnia. I z tym w pełni się z nim zgadzamy.