
Wśród powszechnych głosów krytyki decyzja o zwiększeniu naszego zadłużenia znalazła też zwolenników. Na swoim blogu dziennikarz ekonomiczny Rafał Hirsh żałuje, że zniesiono progi ostrożnościowe tymczasowo, ale nie na stałe. Ja żałuję, że takie opinie są przyjmowane bezrefleksyjnie i wprowadzają błędne wrażenie, że zadłużając nasze dzieci, rząd robi nam przysługę. Nie robi.
W takiej sytuacji państwo powinno pomagać we wzroście PKB, czyli wydawać wtedy, kiedy ludzie i firmy wydawać się boją, bo się boją bezrobocia i bankructw. (…) Tyle, że to wzrost [zadłużenia - przyp. naTemat] przejściowy, bo jeśli w efekcie gospodarka ruszy, to nawet przy wzroście zadłużenia wskaźnik dług/PKB może zacząć maleć – bo PKB może znów rosnąć szybciej niż zadłużenie CZYTAJ WIĘCEJ
Ale ta propozycja wydaje się już na pierwszy rzut oka podejrzana. Przecież kiedy w rodzinnym budżecie zaczyna brakować pieniędzy, bo jeden z członków rodziny stracił pracę, zaczyna się oszczędzać, a nie wydawać na potęgę. – W tej sytuacji przypominam sobie powiedzenie Adam Smitha "Co dobre dla rodziny, nie może być złe dla wielkiego królestwa" – mówi prof. Witold Kwaśnicki, ekonomista z Uniwersytetu Wrocławskiego i przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Misesa.
Oczywiście zawsze jest ryzyko, że to się nie uda, ale w przypadku zaciskania pasa związanego z progami ostrożnościowymi szanse na sukces są jeszcze mniejsze. Jeśli państwo oszczędza w tym samym momencie, co firmy i obywatele to jest to klasyczny przepis na długotrwałą recesję. CZYTAJ WIĘCEJ
Zadłużanie państw nigdy nie jest receptą na poprawę sytuacji, bo długi mają to do siebie, że trzeba je spłacać. Nie są balonem z helem, ale workiem z kamieniami. – Jak długo można podnosić zadłużenie, licząc na wzrost gospodarczy? Przecież sytuacja w Europie czy USA pokazuje, że jest wręcz odwrotnie i długi zabijają rozwój. Po wojnach napoleońskich zadłużenie Wielkiej Brytanii wynosiło 260 proc. i rzeczywiście to państwo się rozwijało, ale inne rozwijały się szybciej. Przez to Wielka Brytania straciła pozycję lidera i wyprzedziły ją Stany Zjednoczone – wyjaśnia naukowiec.
Chociaż moim zdaniem mógł też dołożyć jakieś podwyżki akcyzy i VAT od stycznia. To by dodatkowo pobudzało inflację, która łagodzi tempo przyrastania długu do PKB. VAT w Polsce moim zdaniem wcale nie jest za wysoki. (…) Spokojnie też moim zdaniem można by podnieść akcyzę na paliwo – do rekordów na stacjach benzynowych brakuje nam kilkadziesiąt groszy na litrze jest więc miejsce na podwyżkę bez wywoływania supersensacji.
Rafał Hirsch argumentuje, że po ostatniej podwyżce VAT o niemal 5 procent wpływy budżetu z tego tytułu wzrosły. Dodaje jednak, że teraz stopniowo składają. Ludzie zaczynają chować się w szarej strefie. Krzywa Laffera, która obrazuje zależność między wysokością podatków a dochodami budżetu wyraźnie pokazuje, że tutaj łatwo przegiąć. I że kara nie przychodzi natychmiast – krótko po podwyżce dochody budżetu rosną.

