W ujawnionej dziś uchwale komitetu politycznego Prawa i Sprawiedliwości prezes partii Jarosław Kaczyński po raz kolejny nawołuje do zjednoczenia prawicy. Oczywiście pod swoim berłem. Choć na pewno nie można mu zarzucić braku przywiązania do tej idei, należy się zastanowić, czy wiara w to pojęcie ma jakieś podstawy.
Jarosław Kaczyński w swoim odezwie stara się znaleźć platformę porozumienia na podstawie najbardziej podstawowych wartości. Możemy pominąć fragment o "alternatywnym programie gospodarczym", który w gruncie rzeczy jest pusty. Sensem jest poszukiwanie zjednoczenia wśród ludzi "odwołujących się do tradycyjnych wartości, takich jak uczciwość, pracowitość, odpowiedzialność za państwo i naród, patriotyzm". Czy jednak da się na tym zbudować coś więcej niż chaotyczne pospolite ruszenie, które upadnie przy pierwszej możliwej okazji?
"Prawica" to bardzo szerokie pojęcie. Choć bez problemu możemy wskazać prawicowe elementy polityki i przeciwstawić je lewicowym, to w obrębie tej grupy różnice potrafią być diametralne. Partie i poszczególni ludzie różnią się szczegółami postrzegania świata i Polski. Mamy monarchistów – skrajnych konserwatystów – którzy chcą przywrócenia króla na tron Polski. Są poglądy skrajnie liberalne nawołujące do jak największego ograniczenia roli państwa, lecz także umiarkowanie wolnorynkowe. Część prawicy to partie agrarystyczne, skupiające się na rolnictwie i rolnikach. Jeszcze inne nawołują do idei narodowych czy faszystowskich. Mamy także eurosceptyczne ruchy, czy nawet bardziej egzotyczne – pansłowiańskie. Dużą grupą jest ta, dla której najważniejsze są wartości religijne, w naszych warunkach najczęściej katolickie, ale zdarzają się prawicowcy wiary piastowskich przodków. Znajdziemy także masę partii i postaw pogranicza jak przykładowo socjalna prawica. Wszystkie łącznie możemy określić tą jedną łatką, ale wszystkie razem nie mogą się pogodzić w jednym organizmie.
"Drugie płuco" prawicy
Zbigniew Ziobro proponuje koncepcję prawicy podzielonej na dwa uzupełniające się obozy. W odpowiedzi Kaczyńskiemu lider SP w liście najgrzeczniej jak mógł odmówił słuszności pomysłów prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Jego argumenty są mocne i wydaje się trafne – prawica radziła sobie najlepiej u wyborców nie gdy sztucznie się jednoczyła, a gdy dwie partie (bliższe centrum PiS i skrajniejsza prawicowo LPR) osobno, ale współpracując, szły po władze. List Zbigniewa Ziobry w odpowiedzi Jarosławowi Kaczyńskiemu
Czy Ziobro w to wierzy? Na pewno tak. Członkowie Solidarnej Polski mają za złe torpedowanie ich pomysłów przez PiS. A Prawo i Sprawiedliwość robi to tylko dlatego, by umniejszyć wartość konkurentów. Arkadiusz Mularczyk i Ludwik Dorn wspominali dziś o "sabotowaniu" ich pomysłów w europarlamencie (referendum ogólnoeuropejskie w sprawie pakietu klimatycznego) i polskim Sejmie (złożenie konkurencyjnego wniosku o trybunał stanu dla przewodniczącego KRRiTv w sprawie nie przyznania Tv Trwam koncesji). Czy jednak udałoby się im zgodnie razem pracować nad poszczególnymi zadaniami, będąc w konflikcie osobistym i sprzeczając się w innych sprawach?
Solidarna Polska mówi "sprawdzam" i Zbigniew Ziobro zaprasza Jarosława Kaczyńskiego na kongres założycielski swojej partii. Ale były minister sprawiedliwości ma w swoim ręku karty znaczone. Narzuca swoją narrację, która przekręca słowa przewodniczącego PiS. Ten nigdy bowiem współpracy nie chciał. Kaczyński marzy o jednej armii pod swoim berłem.
Jak dalej rozegra się pojedynek tych dwóch koncepcji? Czy Solidarna Polska ulegnie jak podobne wcześniejsze twory? A może bitwa rozegra się o elektorat głosujący na polityczny plankton? Na pewno na "prawicy" nie będzie nudno. Odpowiedź Beaty Kempy na słowa Jarosława Kaczyńskiego