Referendum to jedno z najlepszych narzędzi mierzenia nastrojów społecznych, jakim dysponuje demokracja. W niedzielę Słoweńcy zagłosują za lub przeciwko adopcji dzieci przez pary homoseksualne. U nas debaty na pewne tematy toczą się od lat, ale społeczeństwa o zdanie nikt nie pyta. Czyżby kolejne rządy bały się głosu narodu?
Do tej pory Polacy wyrażali swoje zdanie w referendum tylko cztery razy. W latach '96-'97 głosowaliśmy nad: powszechnym uwłaszczeniem, kierunkach wykorzystania majątku państwowego i przyjęcia konstytucji. Ostatnio dano narodowi głos w 2003 roku - kiedy decydowaliśmy o tym, czy przystąpić do Unii Europejskiej.
Władze wiedzą lepiej
W Słowenii, w niedzielę, obywatele mają głosować nad adopcją dzieci przez osoby homoseksualne. Co ciekawe, referendum na ten temat poparł tamtejszy Kościół Katolicki. W Polsce trudno sobie wyobrazić, żebyśmy mieli decydować o takiej sprawie przez referendum. Politycy w zasadzie nie uwzględniają, że obywateli można o cokolwiek pytać.
Wszystkie głosowania nasze. Polacy rządzą internetem
- Takie podejście wynika z drogi, którą polskie elity przyjęły w ostatnich latach. Transformacja technicznie szła od góry - tłumaczy zachowanie polityków dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Od zawsze bano się obywateli, bo co innego im obiecane przy okrągłym stole, a co innego potem dano. Politycy nie ufają obywatelom i to jest ta bariera.
Czasem opozycja sugeruje, by przeprowadzić referendum. Ale zazwyczaj są to zwykłe wypowiedzi wizerunkowe, mające sprawiać wrażenie, a nie prowadzić do konkretnych działań. Widać to było przy rotacji PO i PiS.
Jak wykazuje z kolei posłanka Anna Grodzka z Ruchu Poparcia Palikota, dla władzy referendum może być obosieczną bronią. - Niektóre głosowania, dotyczące mniejszości, byłyby niesprawiedliwe. Powszechnie uważa się demokrację za ustrój rządów większości i przegrana w referendum mogłaby zamykać niektóre sprawy społeczne - zauważa Grodzka. Jej zdaniem, w przypadku głosowań nad kwestiami takimi jak, na przykład, małżeństwa homoseksualne, byłoby to działanie wręcz antydemokratyczne.
Nie czujemy się ważni
- Przez to, zresztą, Polacy nie mają poczucia realnego wpływu na władzę i sytuację w Polsce - ocenia Chwedoruk. - Widać to po frekwencji wyborczej. Referendum, chociażby w sprawie emerytur, mogłoby być wspaniałym impulsem do aktywizacji obywatelskości.
Faktycznie, od kilku lat w wyborach bierze udział bardzo mały odsetek osób do tego uprawnionych. Zaś nastroje "braku poczucia wpływu" można wyczuć nawet czytając internetowe komentarze.
Jak podkreśla dr Chwedoruk, medal ma dwie strony. Referenda powinny być merytoryczne, a ludzie głosujący w nich świadomi i posiadający wiedzę. Obecnie zaś Polacy mogliby chcieć wyłącznie wyrazić swoje niezadowolenie z sytuacji w kraju, a niekoniecznie wypowiedzieć się w konkretnej sprawie. Wówczas frekwencja byłaby wysoka, ale wyniki referendum - niewymierne w danym temacie. Miller: O emerytury powinniśmy spytać Polaków w referendum
O co pytać i jak odpowiadać
Dodatkowo, politolog wskazuje młodych ludzi jako tę grupę, która jest niechętna głosowaniom. - Edukacja w Polsce jest słaba, a nauki społeczne z roku na rok okrajane, nikt nie zachęca młodzieży do interesowania się polityką i sprawami z nią związanymi - ocenia dr Chwedoruk.
Posłanka Ruchu Palikota wskazuje jednak, że poziom edukacji nie może tutaj być argumentem. - Głos intelektualisty jest tak samo ważny jak prostego człowieka. Ludzie mają prawo wyrażać swoje poglądy, nawet jeśli nie znają się na danej sprawie.
To nie jedyna kwestia sporna, jaką można podnosić przy referendach. Powstaje też dylemat: o co pytać? - Można być za tą czy za tamtą ustawą. I trzeba by uważnie formułować pytania. Bo ja zagłosowałabym za podniesieniem wieku emerytalnego, ale przeciwko ustawie proponowanej przez Platformę - podkreśla Grodzka.
Pieniądze grają rolę
Wśród argumentów przeciwko referendom znajdują się też pieniądze. Niezbędne do przeprowadzenia głosowania na terenie całego państwa. W kraju o tak dużej populacji jak Polska, byłoby to przedsięwzięcie kosztowne.
- Nie można oszczędzać na demokratyzacji. Jeśli nie będziemy wspierać finansowo procesów prowadzących do społeczeństwa obywatelskiego, to nie będziemy się rozwijać - ripostuje Rafał Chwedoruk. - Nie ma nic ważniejszego politycznie i społecznie, niż rozwinięcie tych procesów. Obecnie referendum jest mało znanym przez obywateli narzędziem. Głosowanie w sprawie emerytur byłoby, na przykład, bardzo pożądane.
Wulkan głosowań, czyli demokracja po chińsku
Zależy tylko obywatelom
Niestety, z rozmowy z dr Chwedorukiem wynika, że politykom nie zależy na przeprowadzaniu referendów. Na Słowenii, jak wcześniej wspomniano, inicjatywę wsparł nawet Kościół. Ale w Polsce jemu też nie zależałoby na wspieraniu procesów demokratycznych.
- We Włoszech, na przykład, duchowni ponieśli fiasko przy referendum o aborcji. Byli pewni, że lud zagłosuje, tak jak chcą i okazało się inaczej - przypomina politolog.
- Kościół na pewno uczy się na błędach w innych krajach.
W Polsce była już taka sytuacja: na początku lat '90-tych zbierano podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie niekarania aborcji. Ponad milion osób poparło inicjatywę, ale Kościół rzekł wówczas: "Nad sprawami moralnymi nie można głosować". Do referendum nie doszło. Dlatego też Rafał Chwedoruk twierdzi, że "Kościół nie pała sympatią do referendów".
Podobnie uważa Anna Grodzka. - Kościół w Polsce nie wesprze niczego, co mu szkodzi. Zależy im tylko na kasie. Zamiast miłości, jego część opiera się na nienawiści, nie byliby przychylni procesom laicyzacji - uważa deputowana Ruchu Palikota.
Jak inaczej wyrazić swój głos
W sytuacji, kiedy władza nie wykazuje entuzjazmu wobec słuchania głosu ludu, obywatelom pozostaje niewiele opcji wyrażenia swojej opinii. Inicjatywy i akcje społeczne, zbieranie podpisów pod wnioskami i petycjami. Zdaniem posłanki Grodzkiej, te metody są skuteczniejsze niż referendum.
- Widać ile osób faktycznie popiera daną akcję. Raz zbierze się 10 tysięcy podpisów, a raz dwa miliony - wyjaśnia Grodzka. - Referendum może powodować, że zdanie większości zmiażdży inicjatywę mniejszości. Dlatego, póki co, trzeba wspierać prostsze mechanizmy demokratyzacji - podsumowuje posłanka RPP.
Problem polega na tym, że obywatele chyba faktycznie przestali wierzyć w swój wpływ na działania rządu. Chcielibyście wyrazić swoje zdanie w referendum na temat reformy emerytalnej?