Jakie nazwy nadają Polacy swoim firmom?
Jakie nazwy nadają Polacy swoim firmom? Fot. zasekunde.pl
Reklama.
Przykłady nazw wybieranych przez Polaków dla ich firm równie często zadziwiają, co śmieszą. O dobrych i złych pomysłach, o trendach w nadawaniu nazw oraz o tym, jak uniknąć nazewniczej kompromitacji, rozmawiamy z Tomaszem Banasikiem z agencji namingowej Red Emu.
Red Emu to jedna z firm, które profesjonalnie zajmują się opracowywaniem nazw dla nowopowstajacych przedsiębiorstw. Przytaczane przez Banasika przykłady świadczą, że czasami lepiej jest zapłacić za taką usługę 2-3 tys. zł., niż wchodzić na rynek pod szyldem takim, jak "Wytwórnia wyrobów garmażeryjnych Kupska".
ŻalMax, Drutex, Trumex, Mięs-Pol – czy tego typu nazwy, cieszące się powodzeniem wśród osób zakładających firmy w latach dziewięćdziesiątych, wciąż są popularne, czy jednak wzbudzają już tylko rozbawienie?

Tomasz Banasik:
Jeśli mówimy o firmach obecnych na rynku od lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych, to wiele z nich wciąż funkcjonuje pod swoimi oryginalnymi nazwami; często niezgrabnymi, powstałymi z połączenia imion lub nazwisk założycieli, albo takimi, które “ubarwiano” końcówkami “-ex” czy “-pol”. I fakt, dziś już takich nazw się nie tworzy, a stare... powiedzmy, że wzbudzają uśmiech typu „ojoj”. Ale, może trochę niepopularnie dla mojej branży przyznam, że nie zawsze jest to dla firmy najważniejsze.
Dlaczego?
Bo wraz z upływem lat przedsiębiorstwa te mogły wyrobić sobie markę i zdobyły rozpoznawalność, która posiada bardzo konkretną wartość. Dlatego dziś z biznesowego punktu widzenia nie zawsze zmiana nazwy się opłaca.
Wiąże się z dużymi kosztami...
To prawda, koszty w przypadku dużych przedsiębiorstw są ogromne – wynikają nie tylko z samego procesu tworzenia nowej nazwy i opracowywaniem identyfikacji wizualnej, ale też zmiany identyfikacji sklepów, punktów handlowych, biur itp. Dlatego, wiadomo: zamiast tworzyć byle jaką nazwą, a później ją zmieniać, najlepiej byłoby, gdyby osoby zakładające firmę zadbały o nazwę już na starcie.
A jak jest w praktyce? Czy nazwy tworzone dziś są lepsze, niż miało to miejsce przed 20 laty?
W większości: są lepsze. Wzrosła świadomość znaczenia marki, a dla marki nazwa jest przecież najważniejsza. Mimo to wciąż trafiają się nazwy-potworki: naiwne, nieprzemyślane, nieco tandetne. Takie namingowe disco-polo.

Czy to znaczy, że wśród mikro i małych przedsiębiorstw nie ma ciekawych nazw?
Oczywiście, że są. Nie twierdzę, że tylko copywriter jest w stanie wymyślić dobrą nazwę. Nawet właściciele najmniejszych, rodzinnych, osiedlowych sklepików często mają ciekawe pomysły: jak np. second-hand Tani Armani albo sklep monopolowy Kacuś. Bardzo podoba mi się też nazwa festiwalu filmowego Afrykamera, choć przypuszczam, że wcale nie opracował jej copy, ale ludzie z fajną zajawką. Prawie każdy może wymyślić dobrą nazwę, zwłaszcza gdy ma pomysł na biznes. Jeśli ktoś wie, co chce osiągnąć, często wie też, jak to nazwać. Ale jeśli zupełnie mu to nie wychodzi, zawsze może zwrócić się po pomoc do takiej agencji jak nasza.
Jakie są teraz trendy w nazewnictwie przedsiębiorstw?
Szuka się ciekawych zbitek lub gier słownych; świetnymi przykładami są takie nazwy jak Inteligo, Cavablanca czy Frugo. Mam jednak wrażenie, że ten trend powoli się wyczerpuje, a wiele firm stawia na prostotę i bezpośrednie komunikowanie tego, czym się zajmują. Dobrym przykładem może być aplikacja na iPhone, multimedialna mapa “Zdobądź Tatry”. Inna tendencja polega na tym, że coraz więcej polskich firm stara się o działalności myśleć globalnie, więc korzysta z anglojęzycznych nazw.
W jaki sposób na nasze myślenie o nazewnictwie firm wpłynęła internetowa rewolucja?
Na początku dbano o to, aby nazwa firmy/domeny pozwalała na stworzenie dobrze pozycjonującej się strony. Dziś przestało to być tak istotne z dwóch powodów: po pierwsze, algorytmy używane przez Google działają na innej zasadzie i bardziej niż na nazwę nastawione są na content. Po drugie, coraz mniej jest wolnych, merytorycznych domen. Chodzi mi o domeny odwołujące się do ogólnych kategorii produktów, jak np. prasa.pl, ubrania.pl, animowany.pl – w zasadzie wszystkie już od dawna są porejestrowane.
Czy dzisiaj wszyscy wasi klienci chcą też mieć od razu stronę internetową?
W 4 na 5 zapytań jesteśmy proszeni, by opracować nazwę występującą od razu wraz z wolną domeną .pl, .com lub .eu.
Co charakteryzuje dobrą nazwę?
Po pierwsze, jak banalnie by to nie brzmiało, dobra nazwa powinna być kreatywna i ciekawa. 

Tylko co to dokładnie znaczy?
No właśnie, to trudne do zdefiniowania, bo może chodzić zarówno o ciekawą grę słów, jak i po prostu o nazwę, która dobrze brzmi fonetycznie. Trudno mówić w tym przypadku o jakichś konkretnych warunkach. Mnie np. podoba się nazwa restauracji “Sielsko Anielsko”, choć kreatywnie jest to dość prosty trik. Natomiast zawsze dobra nazwa powinna być łatwa do zapamiętania i jednoznaczna w zapisie. Fatalnie, jeśli handlowiec podczas rozmowy telefonicznej musi kilkukrotnie powtarzać i literować nazwę firmy lub produktu. Warto też zastanowić się, czy dana nazwa jest perspektywiczna.
Czyli?
Chodzi o to, czy będzie można ją w przyszłości rozbudować o dodatkowe elementy, związane np. ze zmianą zakresu działalności firmy. 
A co cechuje złą nazwę?
Źle jest, gdy nazwa odpycha od produktu, jak np. w przypadku masarni “Stolec”. Choć mieści się ona w Stolcu/Ząbkowicach Śląskich, to w tym przypadku nawiązanie do nazwy miejscowości zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Często zdarza się też, że nazwy są mylące; to znaczy kojarzą się z inną branżą lub produktem. Źle też, gdy są dwuznaczne, ale... jakby to powiedzieć... drugie znaczenie jest nie do końca przemyślane, jak w przypadku zakładu pogrzebowego “Nowe życie”, czy laboratorium Analmed. Najgorzej gdy wywołują ewidentnie negatywne skojarzenia, jak Wytwórnia Wyrobów Gastronomicznych „Kupska”.

Czy dobrym pomysłem jest nazywanie firmy swoim imieniem i nazwiskiem?
To zależy od nazwiska i sytuacji. Wyobraźmy sobie, że po dziesięciu latach odchodzi pan z korporacji, w której pracował pan z wieloma klientami z najwyższej półki i zakłada własną firmę. W takiej sytuacji nazwisko w nazwie może być atutem, bo ułatwia rozpoznanie firmy klientom, z którymi pan pracował w korporacji. Podobnie jest w przypadku firm rodzinnych, jak np. Grycan czy Wedel, których nazwy są bardzo silne dzięki wielopokoleniowej tradycji.

Czy ma pan jakąś prywatną “listę” najgorszych nazw polskich firm?
Wiele takich przypadków opisujemy na naszym blogu. Przytoczę chociażby restaurację “Willa pod złotym ziemniakiem” czy firmę “Sutex” produkującą bieliznę. Rozbawiła mnie także nazwa sklepu wędkarskiego “Zoofilek”.