Nawet starzy górale mają już powoli dość góralskich protestów i twierdzą, że arogancja i kłótliwość baców tylko górom szkodzi. Czarę goryczy może przelać zapowiadana blokada Tour de Pologne, którego metę zaplanowano pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Górale nie dostali jednak lokalnej drogi i zapowiadają, że lidera wyścigu zepchną z siodełka i puszczą dopiero wtedy, gdy będzie pewne, że dojedzie na metę ostatni.
Tegoroczny Tour de Pologne ma być wyjątkowy. Rozpoczynając się we włoskim Trentino zakończyć ma się pod zakopiańską Wielką Krokwią. Organizatorom i uczestnikom wyścigu najmniejszych problemów nie sprawia wielka logistyczna operacja, która pozwoli, by po drugim etapie zakończonym w Passo Pordoi Val di Fassa szybko do trzeciego przygotowywać się już w Krakowie. Największym zmartwieniem Czesława Langa i jego ekipy są dziś... górale. Ci od lat protestują wszędzie i o wszystko. Tym razem chcąc wymusić na samorządzie budowę lokalnej drogi (choć zwykle budowy dróg blokują, ta jest im potrzebna) zapowiadają zatrzymanie Tour de Pologne.
Nie dostali drogi, zablokują Tour de Pologne
Podhalańscy aktywiści zarzekają się, że impreza pod Wielką Krokiew nie będzie miała okazji łatwo zawitać. Nie ma szans na góralską gościnność. Lidera wyścigu chcą siłą ściągnąć z siodełka i sprawić, by na mecie był ostatni. O tych planach mówi się z Zakopanem głośno od roku, ale cała Polska dowiaduje się o nich dopiero z najnowszego "Newsweeka". Dziennikarzom tygodnika organizatorzy Touru mówią, że są bezsilni. Liczą, że jeśli górale naprawdę zablokują wyścig, liderować będzie mu Polak. Bo Polak być może zrozumie...
Bezsilność szefostwa Tour de Pologne nie dziwi. "Newsweek" opisuje bowiem, jak z góralskim awanturnictwem niczego nie mogą od wielu lat zrobić ani lokalne władze, ani policja. Niedawno funkcjonariusze z Podhala zaprosili organizatorów protestu do komendy, by wytłumaczyć im, że zatrzymanie rozpędzonego kolarza może zakończyć się tragicznie. Przedstawili też konsekwencje, jakie mogą ponieść za sparaliżowanie imprezy. Ci zamiast podziękować za troskę, donieśli na policjantów do MSW i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Protesty to "góralska kultura"?
Tylko wtedy zwrócili się o coś do obcych, ceprów. Zwykle każdy kto nie jest góralem, a zamierza coś w górach robić budzi na Podhalu wrogość. Rozmówcy "Newsweeka" przekonują, że to element góralskiej kultury. – Taka nasza tradycja, te protesty. Już za zaboru austriackiego przodowaliśmy w awanturnictwie – mówi tygodnikowi Maria Gruszkowa, szefowa Stowarzyszenia Obrony Praw Obywateli Powiatu Tatrzańskiego. A Jacek Kalata, który odpowiada za protest podczas Tour de Pologne twierdzi, że górali "celowo się niszczy". Zamiast 300 tys. zł wydanych przez samorząd na promocje dzięki Tour de Pologne góral chciałby mieć upragnioną drogę.
Cały paradoks najnowszego góralskiego protestu polega właśnie na tym, że dotyczy budowy drogi. Lokalna społeczność czeka na nią już kilka lat, a samorządowcy tłumaczą, że jej budowa wymaga czasu, bo wiedzie przez trudny, górski teren. To jedna z niewielu dróg, której górale chcą. "Newsweek" przypomina, że wcześniej sparaliżowali przecież modernizację osławionej tragicznymi wypadkami i wielogodzinnymi korkami "zakopianki". Niedawno sprzeciw górali sprawił, że na jednym z jej odcinków wprowadzono ruch wahadłowy. O godzinę wydłużyło to drogę z Krakowa do Zakopanego.
Zakopane umiera
Górale wciąż robią problemy z remontem mostu w Białym Dunajcu. Jego stan z każdym dniem staje się coraz gorszy i drogowcy zapowiadają, że wkrótce mogą go zamknąć. A wtedy do Zakopanego wielu turystów po prostu nie przyjedzie. Być może to jeden z powodów dla których cierpliwość do "góralskiej kultury" opartej na arogancji i wrogości tracą ostatnio nawet sędziwi liderzy podhalańskiej społeczności. Jak relacjonują dziennikarze "Newsweeka", podczas niedawnej sesji zakopiańskiej rady miasta sędziwa Anna Król z Kotelnicy otwarcie oskarżyła liderów ostatnich góralskich protestów, że ci sprawiają, że Zakopane umiera.