Równo rok temu Tomasz Machała spotkał się z Martą Ostrowską z Legii Warszawa. Dziś, to właśnie ją kibice i internauci obwiniają o to, że Legia została wykluczona z Ligi Mistrzów. Przypominamy wywiad z "kobietą w męskim świecie", który nie daje jej dziś żadnej taryfy ulgowej.
W Europie jest tylko jedna pierwszoligowa drużyna, w której kobieta jest kierownikiem. Tą drużyną jest Legia Warszawa. Marta Ostrowska przychodziła na stanowisko, na którym nigdy nie było kobiety. Wiadomo. Baba wśród piłkarzy to pech. Trzymając się przesądów można powiedzieć, że akurat ona przyniosła szczęście. Legia w pierwszym sezonie zdobyła mistrzostwo kraju. Walczy o Ligę Mistrzów.
Kim pani jest?
Kierownikiem Legii Warszawa.
To znaczy?
Jej opiekunem
Czyli?
Czyli szczęściarą.
Bo całe życie chciała pani pracować w Legii?
Nie, nie. Wiele innych osób chciałoby mieć moje stanowisko. Ja nawet o nim nie marzyłam, gdy dostałam propozycję. Czuję się wybranką i osobą absolutnie wyróżnioną.
Co pani robiła wcześniej?
W grupie ITI byłam asystentką prezesa. Byłam szefem biura, szefem administracji.
Nie miała pani żadnego związku z piłką?
Absolutnie żadnego.
Nawet pani nie kopała?
Nie kopałam. Stałam na bramce w dzieciństwie, ale nic oprócz tego.
Przychodzi prezes, bierze osobę, która jest...
...zielona.
Dlaczego?
Dlatego, że na tym stanowisku liczą się umiejętności managerskie, a nie znanie się na piłce. Po kilku miesiącach na stanowisku mogę powiedzieć, że o świecie piłki nie wiedziałam zupełnie nic. Biorąc to stanowisko dużo ryzykowałam. Ryzykował też zarząd Legii. W końcu mogłam stać się pośmiewiskiem.
Jeśli na pani stanowisku liczą się umiejętności, to dlaczego nigdzie w Europie, poza panią, nie ma kobiety – kierownika pierwszej drużyny piłkarskiej?
Są stereotypy, że baba się nie zna na piłce, baba ma nie wchodzić do szatni, że kobieta w szatni, w autokarze zawodników, to pech.
Pani wchodzi do szatni?
Oczywiście, że wchodzę. Wchodzę, kiedy muszę. Kiedy nie muszę, absolutnie nie wchodzę. Wiem, kiedy są momenty, kiedy chłopaki biegają roznegliżowani. Wtedy nie wchodzę, żeby nie stwarzać ani im, ani sobie niezręcznych sytuacji. Kierownik drużyny nie jest od przebywania w szatni, od tego są trenerzy. Ja znam swoje miejsce w szeregu. Nie pcham się, gdzie mnie nie trzeba. Są sytuacje, że trzeba zmienić strój i ja wtedy muszę wejść. Muszę mieć też podpis kapitana pod protokołem.
Od czego pani jest w drużynie? Chyba nie tylko od spodenek i od koszulek.
Ja w ogóle nie jestem od tego.
To od czego?
Ja jestem od organizowania im życia codziennego, wyjazdów, od załatwiania czarterów, hoteli, transferów. Wszystko, co sobie trener chciałby zorganizować, to jestem ja od tego.
Życie codzienne zawodników – także to poza klubem?
Absolutnie nie. Nie jestem ich dziewczyną ani żoną. Mamy człowieka, który zajmuje się nowymi zawodnikami, szuka im mieszkania do wynajęcia na przykład. Ja zajmuję się tym, co dotyczy drużyny i meczów. Mam szczęście, że mamy naprawdę fajnych zawodników, fajnych ludzi w sztabie. Dzięki temu nie mam takich mega ciężkich dni, że mówię – nie dźwignę, nie dam rady.
Ile jest kobiet dookoła Pani?
Nie za dużo. Są dziewczyny w biurze, w administracji. Mamy nową rzeczniczkę prasową. Kobiet nie ma wiele, dlatego jak gdzieś wyjeżdżaliśmy, to towarzyszyła mi ogromna ciekawość. Wiele osób chciało mnie poznać. Wszyscy mnie naprawdę przyjmowali z otwartymi ramionami, przyjaźnie. Przełamuję stereotypy. Także przesądy, że baba przynosi pecha.
Ten się udało przełamać, bo Pani przyszła i Legia zdobyła mistrzostwo.
Mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Nie uzurpuje sobie, że to ja przyniosłam to szczęście. Ale ja rykoszetem dostałam tym szczęściem. Zanim je zdobyliśmy, w środku rundy, były już pytania: Jeżeli nie będzie mistrza, to będą mówili, że to pani przyniosła pecha. Ale przez ostatnich 7 lat nie było mistrza, a mnie też nie było na miejscu. Zawsze można na kogoś zwalić. Ja w ogóle do siebie tego nie brałam.
Co panią zaskoczyło w kulturze piłkarskiej?
Że to są fajni ludzie.
Ostatnio serwis internetowy weszło.com pokazało jak fajni. Niemal wszyscy pytani przez serwis zawodnicy ekstraklasy powiedzieli, że gej w szatni nie przejdzie i że nie ma mowy, żeby w drużynie był homoseksualista. Piłkarze więc to ludzie nieszczególne europejscy.
Ja akurat jestem otwarta na wszelkie orientacje i co komu szczęście przynosi. Niedawno podczas zgrupowania podjęłam ten temat. Trenerzy mi powiedzieli, że przez wszystkie lata, jak pracują w piłce, nie spotkali homoseksualisty w szatni. Że albo nie było, albo się tak doskonale ukrywał, kamuflował mając żonę, partnerkę, dzieci.
A gdyby się nie kamuflował?
Myślę że gej w szatni nie miałby łatwego życia. Jestem kierownikiem drużyny. Oni w szatni się przy mnie nie rozbierają. Ja z nimi nie siedzę na ławce z gołym tyłkiem. A gdyby był gej? Mogliby czuć się nieswojo. W tym piłkarskim świecie ważne są gesty, dotykanie. Rozumiem to i akurat nie ma to nic wspólnego z otwartością na homoseksualistów. W szatni po prostu byłby to problem.
Czy Legia ma jakąś politykę równouprawnienia, nie dyskryminowania.
Czy mamy ją gotową?
Choćby przemyślaną.
To był dotąd niespotykany problem. To byłaby nowość, z którą by musiał się sztab trenerski zmierzyć. I nie chodziłoby o odgórne decyzje i politykę firmy, zarządu. W szatni liczy się dobro i fajna atmosfera między zawodnikami.
Gdyby gej psuł dobrą atmosferę, to musiałby się pożegnać?
Wiem pan, gdybym ja nie odpowiadała chłopakom, robiła ferment, uganiała się za nimi, to mnie w tym miejscu już by nie było.
Bo najważniejsza jest drużyna.
Tak. Ja z dumą zakładam na siebie garnitur z herbem Legii. Dla mnie za każdym razem to jest ogromne przeżycie. Żeby Legia dobrze grała trzeba mieć silnych, dobrze zorganizowanych i fajnie ze sobą działających zawodników. Bo jeżeli oni ze sobą nie fungują, to nie ma drużyny. Gdyby w drużynie był gej i chłopakom by się to nie spodobało, to autentycznie ten gej stałby się outsiderem. To oddziaływałoby na jego psychikę. Chłopak miałby większe obciążenia, gorzej by grał. Wiedziałby, że nie może podejść do innych zawodników, poklepać po plecach, przytulić po strzelonej bramce. Chłopaki się przecież na siebie rzucają, poklepują, ściskają czy chodzą na golasa w szatni. Dla nich to byłby problem.
Nie wszyscy w drużynie się przecież ściskają i lubią. Nawet Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek się nie uwielbiają w Dortmundzie.
Nie trzeba się od razu kochać, chodzić ze sobą na piwo. Ale nie można czuć niechęci.
Zawodnicy mogą pić piwo?
Oni wiedzą, co można, czego nie można i ile można. Nie ma zakazu, że po wyjściu z klubu nie możesz sobie usiąść, obejrzeć meczu z piwem. Wszystko jest dla ludzi i dla sportowców też. To są normalni ludzie. Oni wiedzą ile mogą, żeby jutro rano na trening o 9 przyjść. Tu jest kwestia zaufania, charakteru, mądrości zawodniczej. Ja się nie spotkałam jeszcze, żeby chłopaki przychodzili skacowani i zmęczeni, bo zapili.
Kto pilnuje, żeby oni byli grzeczni? Pani?
To jest bardziej temat trenera.
Żeby na wyjazdach nie było długich Polaków rozmów.
Na krótkich zgrupowaniach nawet nie ma czasu. Jesteśmy zmęczeni po podróży, jest kolacja i się kładziemy. A jeżeli jest zgrupowanie dwutygodniowe, to wiadomo, że jest większa integracja chłopaków między sobą. Ale nikt nie chodzi po pokojach i nie sprawdza, czy już śpią. My po wygranym meczu albo sparingu robimy czasem kolację. Zamawiamy piwo dla sztabu i zawodników. Wszyscy piją. Jeśli chłopak wypije piwo, czy dwa, to jest na to absolutnie aprobata trenerów.
Powiedziała pani, że piłkarze to fajne chłopaki. Tymczasem mają zupełnie inny wizerunek...
...baranów, tak?
Dobrze zarabiających do tego.
Absolutnie obalam ten mit. Wszystkim, którzy nie są blisko tych chłopaków może się wydawać, że to są kopacze. Kopią piłkę i za nic dostają ogromne pieniądze. To jest absolutnie nieprawda. W Legii żadnego pustaka nie znam. Nie mają studiów? Znam wiele osób, u których inteligencja życiowa jest ważniejsza od wyuczonej. Powiem szczerze, że dla mnie piłkarz, który zrobi studia, to naprawdę szacun. Przy tym obłożeniu treningów, dla mnie to jest prawie, że niemożliwe.
A jaki jest ten rytm?
Teraz jak mamy eliminacje, to gramy co trzy dni. W ostatnich dniach w piątek wylecieliśmy do Szczecina, w sobotę graliśmy. Wróciliśmy i byliśmy o 4-ej rano w domach. W poniedziałek o 16-tej zbiórka. We wtorek o 7-mej rano jest zbiórka, o 9-tej lecimy do Norwegii. Mecz jest w środę, wylatujemy w czwartek. W piątek jest trening. A w sobotę gramy. I od nowa. Wszystko jest uzależnione od meczów. A niedługo zaczyna się jeszcze Puchar Polski. Praktycznie nie będziemy wychodzić z autobusu, albo z samolotu. Non stop jesteśmy w drodze teraz.
To nie jest lekkie życie.
Całe ich życie jest przyporządkowane tym treningom. Oni nie mogą sobie zaplanować, że ten weekend sobie z żoną czy dziewczyną gdzieś pojadę. Tu nie ma, że żona ma urodziny i robimy prywatkę. Nie ma, że jadę do babci na imieniny. Mam trening. Trzeba żyć zgodnie z zegarem Legii. O której jest śniadanie, obiad, trening. Są jeszcze wywiady, akcje promocyjne, spotkania ze sponsorami. Oni zarabiają wielkie pieniądze, ale muszą ciężko na nie zapracować.
Pieniądze są wielkie?
Małe nie są.
One nie psują?
Jeżeli młody człowiek dostaje od razu gigantyczne pieniądze, to może popsuć. Jeżeli 21 latek dostaje kilkadziesiąt tysięcy złotych pensji, to jest to kosmos. Żeby te pieniądze nie zepsuły, oni mają trenera. Powinni słuchać jego rad, jego mądrości życiowej i piłkarskiej. Oni Janka Urbana traktują jak ojca. To wyjątkowy człowiek do wychowania tych młodych chłopaków.
Jeśli on jest ojcem, to pani jest mamą?
Może po części tak. Dbam żeby mieli gdzie spać, czym pojechać. Matki tak robią. Gdy w zeszłym roku powiedziałam mojej mamie jaką dostałam propozycję, to zapytała mnie: Co będziesz robić. Opisałam jej zakres obowiązków. Na to ona: To będziesz trochę taką ich mamą. Trochę jestem.
Pani dziecko cierpi? Ma pani córkę.
Ona ma teraz 5 lat i jak ostatnio zobaczyła w samochodzie walizkę, to zapytała, czy może lecieć ze mną. Musiałam jej wytłumaczyć, że nie może. Ale był taki okres, gdy wróciłam z długiego zgrupowania w Austrii, że przychodziłam z nią do pracy. Bo ona była bardzo stęskniona. Trenerzy są bardzo pro-dziecinni. Dopóki ja wykonuję swoje obowiązki jak należy, to dla nich nie ma problemu, że ja tego dzieciaka mam ze sobą.
Czy mecze to jest dobre otoczenie dla małego dziecka? Widziałem panią z córką na meczu Legia – Widzew. Kibice wykrzykiwali wulgaryzmy.
Ocieplamy wizerunek piłki. Pan trafił na mecz, na którym nienawiść jest mocna. Grubo jest też w Białymstoku na Jagiellonni. Nasłuchałam się nie raz i nie dwa, ale cały czas jestem zdania, że piłka jest dla wszystkich. Proszę spojrzeć na chłopaków od podawania piłek. Na to szczęście w ich oczach. Każdy z nich marzy, że będzie zawodnikiem. A piłka pewnie jaka jest, taka pozostanie. Trochę w Polakach jest tego zacietrzewienia. Jak się nienawidzi, to z pokolenia na pokolenie.
Trafiła pani do wyjątkowo w Polsce nielubianej drużyny.
Zawsze najlepszych się nie lubi, bo tych najgorszych się żałuje, lituje się nad nimi. A średniaków się nie zauważa. My jesteśmy po prostu najlepsi. Innych to mierzi. Boli. Tymczasem my w Legii jesteśmy bardzo otwarci. Ci co wyzywają Legię, po meczu przychodzą do mnie i proszą o jakieś gadżecik, pamiątkę. To jest właśnie to zacietrzewienie. Jak kibic jest w grupie, to krzyczy i nienawidzi. A jak już jest sam ze sobą, to podziwia ten klub, bo jest za co.
Czy pani w swojej pracy używa raczej męskich, czy damskich sposobów załatwiania spraw?
Ja mam bardzo dużo męskich cech. Być może dlatego świat piłki mi nie przeszkadza. Nie jestem zbytnio delikatna, bluźnię, jest mi bliższe myślenie męskie, czyli proste, konkretne, bez wgłębiania się. Nie widzę milionów odcieni szarości. Podejmuje decyzję i się nie oglądam. Idę za ciosem. Jestem silna. Jestem asertywna. Nie jestem typem niuni, której można wszystko wmówić.
Co takiego jest w Legii, że ITI, a zwłaszcza Mariusz Walter, przez lata inwestowali w ten klub wielkie pieniądze, ponosząc wielkie straty.
To pytanie do prezesa Waltera. Legię albo się kocha, albo nienawidzi.
Pani Legię kocha?
Jak najbardziej. W tej pracy nie dadzą sobie rady ci, którzy nie mają serca. Nie przetrwają ci, którzy nie poświęcą się całkowicie. To nie jest firma, z której wychodzisz i zapominasz o 17-stej. Legią się żyje. Wraca się do domu, czyta się o niej, wszystkie newsy sprawdza. Jak się spotyka ze znajomymi, to się rozmawia o Legii. Legią się żyje i jeżeli się nie odda jej, nie nosi się Legii w sercu, to uważam, że nie można dobrze wykonywać swojej pracy. Ja nie byłabym w stanie złożyć wypowiedzenia na Legii. Dopóki mnie nie wyrzucą, to się mnie nie pozbędą. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć bez Legii.