"Życie jest za krótkie, by go nie shakować" – twierdzą skupieni pod sztandarem mody na "lifehacking" entuzjaści licznych trików i patentów, które na co dzień oszczędzają nasz czas. To ludzie, którzy chcą pracować wydajniej, upraszczać to, co trudne i po prostu – więcej czerpać z życia. Paradoksalnie jednak, ich dążenie do perfekcji i szczęścia może dawać odwrotne efekty.
Jak przyspieszyć pisanie na klawiaturze telefonu? Jak automatycznie uporządkować komputer? Jak żyć 35 lat dłużej? Jak pokonać prokrastynację? Jak spać 4 godziny na dobę? Jak zrobić idealnie okrągłe jajko sadzone? Jeśli chcielibyście poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania, które mają ułatwić nasze życia i zaoszczędzić nam zbędnego wysiłku i marnotrawstwa czasu, zainteresujcie się lifehackingiem.
Szybciej, łatwiej, prościej
Termin “lifehacking” ukuł prawie 10 lat temy brytyjski dziennikarz technologiczny Danny O'Brien. Prezentował on na pewnej konferencji wyniki analiz nad sposobami, w jakie komputerowi zapaleńcy zwani geekami dbają o zachowanie maksymalnej efektywności w wykonywanych przez siebie zawodowych zadaniach. Chodziło o różnego rodzaju uproszczenia, sztuczki i “patenty”, które pozwalając automatyzować pewne czynności, oszczędzają czas.
Choć początkowo "lifehack" odnosił się do komputerowych skryptów, filtrów i sposobów zarządzania kalendarzem, wkrótce jego definicja rozszerzyła swój zakres, a wokół lifehackingu wyrosła swoista subkultura. To ludzie, którzy (często bazując na technologicznych nowinkach) chcą przyspieszać codzienne czynności, efektywniej rozwiązywać problemy i cenią sobie swój czas.
Czytając takie blogi, jak lifehacking.pl, można dowiedzieć się np., że by żyć 35 lat dłużej, należy jeść orzechy, myć zęby, pracować na stojąco i myśleć pozytywnie. Z drugiej strony w lifehackingu mieszczą się też bardziej przyziemne, praktyczne porady: na jednej ze stron ekspert tłumaczy, jak efektywnie ustalać priorytety na naszej liście rzeczy do wykonania. Z kolei książka „Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową” jest bliska źródłom lifehackingu, bo dotyczy przede wszystkim sprytnych, technologicznych nowinek.
Społeczność “sprytnych” optymalizatorów szybko się rozrastała, a jej fani są dziś także w Polsce. Mają swoje strony, blogi i książki, z których dowiemy się np. jak efektywnie pracować z domu, przyrządzać spaghetti, poszerzać zakres podzielności uwagi. Tak o lifehackingu pisze blogerka Natalia Dołżycka (to ona wymyśliła slogan “Życie jest za krótkie, by go nie shakować”):
Brzmi fajnie? Tak, nawet bardzo. Bo czemu nie mielibyśmy lepiej organizować swojego czasu, czerpać więcej z życia i wykorzystywać niekonwencjonalnych pomysły prowadzących nas do szczęścia? Ale, jak pisze na łamach Slate.com Evgeny Morozov sprawa nie jest taka prosta.
– Chcąc żyć coraz intensywniej, szybciej i pełniej przyspieszamy nieraz tak bardzo, że zupełnie nie potrafimy się zatrzymać – mówi Julia Wahl, psychoterapeuta i psycholog, a także blogerka naTemat. Opowiada o pacjentach, którzy z powodu intensywności życia mają nie tylko złe samopoczucie, ale i objawy somatyczne.
Nieszczęśliwi zoptymalizowani
– Nasze ciało nie “nadąża” za tempem, w jakim dziś żyjemy – mówi wprost o ludziach, którzy “efektywność” i zabarwioną korporacyjnym żargonem “optymalizację” wzięli na swoje sztandary. W tym samym duchu pisze cytowany przez Morozova Jonathan Crar, autor książki “24/7”, zauważając, że lifehacking wkraczając ze swoją optymalizacyjną obsesją w takie obszary, jak sen (a są tacy, którzy chcieliby spać 4 godziny na dobę), zaczyna być dla nas naprawdę szkodliwy.
Julia Wahl podnosi jednak inną, równie ważną kwestię: – Co z tego, że sprytnymi sztuczkami wydłużamy sobie życie i zyskujemy codziennie nieco więcej czasu dla siebie, skoro nie mamy co z tym czasem zrobić? Zyskiwanie czasu nie może celem samym w sobie. Stale się doskonaląc, musimy też pamiętać o jakości naszego życia – przekonuje Wahl.
Z doświadczenia psychoterapeutki wynika, że wiele osób stale pędzi i “optymalizuje” swoje życie także wtedy, gdy teoretycznie jest najlepszy moment, by się wyciszyć, uspokoić: podczas wakacji, romantycznej kolacji, a nawet w czasie seksu. Często zapominamy o tym, że “nic-nie-robienie” też ma swoje zalety.
– Każdy powinien się czasem zatrzymać, poświęcić chwilę na refleksję, zastanowić się nad tym, co się dzieje w jego życiu i w życiu ludzi dookoła – przekonuje Julia Wahl. Dlatego chcąc usprawniać swoje życie musimy znać miarę. Inaczej nasz “zoptymalizowany” pęd będzie prowadził donikąd.
Czy to działa?I to jak! To zaledwie kilka sztuczek z ponad 50ciu opisanych w książce. Mimo to już teraz świetnie przyspieszają mi bardzo banalne, podstawowe czynności związane z telefonem i komputerem. Zaczynam testować też następne, wiedząc że w tej małej ilości czasu, którą mam dla siebie każdego dnia, wszystko co pozwala na zoptymalizowanie tych kilku godzin, jest na wagę złota. Wczytuję się już też w następne sztuczki, znalezione “u źródła”, czyli na serwisach o lifehackingu. CZYTAJ WIĘCEJ
Evgeny Morozov
Slate.com
W miarę jak lifehacking ze swoimi blogami i książkowymi poradnikami staje się przemysłem, duża część czasu, którą dzięki niemu zyskujemy, przeznaczana jest na poprawianie i doskonalenie jego narzędzi i technik. Czy jest coś bardziej wewnętrznie sprzecznego, niż używanie technologii do zyskiwania wolnego czasu tylko po to, byśmy dzięki niemu mogli uczyć się jak jeszcze lepiej zyskiwać czas? CZYTAJ WIĘCEJ