Dr Mark Post z hamburgerem stworzonym w laboratorium z komórek macierzystych.
Dr Mark Post z hamburgerem stworzonym w laboratorium z komórek macierzystych. Fot. David Parry / PA Wire
Reklama.
W poniedziałkowe popołudnie biotechnolog z uniwersytetu w Maastricht dr Mark Post zasiadł w Londynie do niecodziennego posiłku, którego przebieg śledziły media i internauci na całym świecie. Naukowiec na oczach obserwatorów zjadł wołowego hamburgera, którego wraz z zespołem wyhodował na bazie komórek macierzystych w laboratorium.
"New York Times"

Jego hamburger składa się z ok. 20 tys. cienkich pasków sztucznie wytworzonej tkanki mięśniowej. Dr Post, który przeprowadził już pewne nieformalne degustacje mięsa, twierdzi, że nawet pozbawiona tłuszczu [naukowiec nie znalazł jeszcze metody łączenia tkanki mięśniowej z tłuszczem – przyp. red.], tkanka “smakuje naprawdę dobrze”. CZYTAJ WIĘCEJ


Kotlet z namnożonych komórek
“Burger z probówki” lub “burger in-vitro”, jak ochrzciły nowy wynalazek media, powstał z komórek macierzystych pobranych od krowy, umieszczonych w specjalnej “pożywce”. Przyczepione do swego rodzaju “rusztowania”, dzięki skomplikowanym operacjom (m.in. oddziaływaniu impulsów elektrycznych) komórki zaczęły się namnażać, tworząc mięśniową tkankę przypominającą mięso.
logo
Dr Mark Post w poniedziałek zjadł na wizji hamburgera, którego wraz z zespołem "wyhodował" w laboratorium z komórek macierzystych. Zrzut ekranu ze strony http://culturedbeef.net/

Kolejnym krokiem na drodze do stworzenia zupełnie już wiernej kopii naturalnego mięsa ma być opracowanie metody uzupełnienia “produktu” tłuszczem i krwią (wyprodukowany przez dr Posta hamburger nie zawiera tłuszczu). Tak o “sztucznym mięsie” mówiła w “Newsweeku” dietetyk kliniczna dr Katarzyna Błażejewska.
dr Katarzyna Błażejewska
dietetyk kliniczna

Może być też zdrowsze, bo to naukowiec będzie decydować, ile tłuszczu i jaki jego rodzaj znajdzie się w mięsie z probówki. Może np. wyhodować wieprzowinę, która zamiast szkodliwych dla zdrowia nasyconych kwasów tłuszczowych będzie miała nienasycone kwasy tłuszczowe. CZYTAJ WIĘCEJ


"Newsweek"

Warto jednak mieć świadomość, że zdrowsze mięso to tylko jeden z bardzo wielu potencjalnych efektów sukcesu doktora Posta. Gdyby jego metodę udało się wprowadzić na skalę przemysłową, zrewolucjonizowała by nie tylko branżę żywieniową, ale i nasz sposób myślenia o jedzeniu w ogóle.
Zalety mięsa z probówki
Holenderski naukowiec jasno wykłada swój cel: opracowana przez niego metoda laboratoryjna ma zastąpić tradycyjny, wyniszczający środowisko i zadający zwierzętom cierpienie sposób “uzyskiwania” mięsa.
Jak pisze “Guardian”, dziś 30 proc. powierzchni Ziemi pokryte jest pastwiskami, podczas gdy tylko 4 proc. terytoriów używa się bezpośrednio dla wykarmienia ludzi. Co więcej, chów zwierząt hodowlanych odpowiada też za 5 proc. emisji dwutlenku węgla i 40 proc. emisji metanu.
Wraz ze wzrostem liczby mieszkańców naszej planety potrzebować będziemy jeszcze więcej mięsa, a więc jeszcze silniej eksploatować będziemy naturalne zasoby. Tymczasem Post twierdzi, że jego metoda pozwoliłaby zredukować w produkcji mięsa zużycie wody i ziemi o 90 proc. No i zniknąłby moralny problem zabijania zwierząt w rzeźniach. Kusząca perspektywa?
Mięsna rewolucja?
Polski biolog i genetyk prof. Piotr Węgleński studzi jednak entuzjazm tych, którzy liczą, że “kotlety z in-vitro” już wkrótce trafią na sklepowe spółki. – Ta technologia jest bardzo droga, mięso pozyskiwane w tradycyjny sposób jeszcze długo będzie znacznie tańsze. Co więcej, z całą pewnością wiele osób będzie odczuwało wobec tego produktu nieracjonalny strach – tak samo jak w przypadku genetycznie modyfikowanych roślin – mówi prof. Węgleński.
Dietetyczka Ewa Ceborska dodaje z kolei, że trudno dziś powiedzieć, czy wyhodowane sztucznie mięso będzie pod względem składu biochemicznego tożsame z naturalnym. – Jego strukturę, ilość białka, żelaza, a także ich przyswajalność trzeba będzie zbadać – twierdzi.
Prof. Piotr Węgleński również sugeruje, że choć sztucznie powstałe z krowiej komórki mięso teoretycznie musi mieć dokładnie taki sam skład biochemiczny, jak mięso “naturalne”, to trudno powiedzieć, jaki wpływ mogą mieć na nie substancje zawarte w “pożywce”, w której hoduje się “kotlety z in vitro”. – Osobiście myślę też, że takie mięso może być po prostu niesmaczne – spekuluje prof. Węgleński.
Innego zdania był jednak dr Post i zaproszeni do londyńskiego studia goście, którzy w poniedziałek ok. 14.30 zjedli na wizji wartego 250 tys. euro kotleta: przyznali, że choć brakuje mu soczystości, pod względem smaku i “tekstury” bardzo przypomina klasycznego hamburgera. Czy tak właśnie zaczęła się światowa “mięsna rewolucja”?