Dr Mark Post z uniwersytetu w Maastricht w poniedziałek na własnej skórze przekonał się, czy wyhodowana przez jego zespół z komórek macierzystych wołowina jest równie smaczna, jak ta pochodząca z rzeźni. Na razie produkcja jednego kotleta kosztuje ćwierć miliona euro, ale w przyszłości ta technologia może zrewolucjonizować rynek żywności.
W poniedziałkowe popołudnie biotechnolog z uniwersytetu w Maastricht dr Mark Post zasiadł w Londynie do niecodziennego posiłku, którego przebieg śledziły media i internauci na całym świecie. Naukowiec na oczach obserwatorów zjadł wołowego hamburgera, którego wraz z zespołem wyhodował na bazie komórek macierzystych w laboratorium.
Kotlet z namnożonych komórek
“Burger z probówki” lub “burger in-vitro”, jak ochrzciły nowy wynalazek media, powstał z komórek macierzystych pobranych od krowy, umieszczonych w specjalnej “pożywce”. Przyczepione do swego rodzaju “rusztowania”, dzięki skomplikowanym operacjom (m.in. oddziaływaniu impulsów elektrycznych) komórki zaczęły się namnażać, tworząc mięśniową tkankę przypominającą mięso.
Kolejnym krokiem na drodze do stworzenia zupełnie już wiernej kopii naturalnego mięsa ma być opracowanie metody uzupełnienia “produktu” tłuszczem i krwią (wyprodukowany przez dr Posta hamburger nie zawiera tłuszczu). Tak o “sztucznym mięsie” mówiła w “Newsweeku” dietetyk kliniczna dr Katarzyna Błażejewska.
Warto jednak mieć świadomość, że zdrowsze mięso to tylko jeden z bardzo wielu potencjalnych efektów sukcesu doktora Posta. Gdyby jego metodę udało się wprowadzić na skalę przemysłową, zrewolucjonizowała by nie tylko branżę żywieniową, ale i nasz sposób myślenia o jedzeniu w ogóle.
Zalety mięsa z probówki
Holenderski naukowiec jasno wykłada swój cel: opracowana przez niego metoda laboratoryjna ma zastąpić tradycyjny, wyniszczający środowisko i zadający zwierzętom cierpienie sposób “uzyskiwania” mięsa.
Jak pisze “Guardian”, dziś 30 proc. powierzchni Ziemi pokryte jest pastwiskami, podczas gdy tylko 4 proc. terytoriów używa się bezpośrednio dla wykarmienia ludzi. Co więcej, chów zwierząt hodowlanych odpowiada też za 5 proc. emisji dwutlenku węgla i 40 proc. emisji metanu.
Wraz ze wzrostem liczby mieszkańców naszej planety potrzebować będziemy jeszcze więcej mięsa, a więc jeszcze silniej eksploatować będziemy naturalne zasoby. Tymczasem Post twierdzi, że jego metoda pozwoliłaby zredukować w produkcji mięsa zużycie wody i ziemi o 90 proc. No i zniknąłby moralny problem zabijania zwierząt w rzeźniach. Kusząca perspektywa?
Mięsna rewolucja?
Polski biolog i genetyk prof. Piotr Węgleński studzi jednak entuzjazm tych, którzy liczą, że “kotlety z in-vitro” już wkrótce trafią na sklepowe spółki. – Ta technologia jest bardzo droga, mięso pozyskiwane w tradycyjny sposób jeszcze długo będzie znacznie tańsze. Co więcej, z całą pewnością wiele osób będzie odczuwało wobec tego produktu nieracjonalny strach – tak samo jak w przypadku genetycznie modyfikowanych roślin – mówi prof. Węgleński.
Dietetyczka Ewa Ceborska dodaje z kolei, że trudno dziś powiedzieć, czy wyhodowane sztucznie mięso będzie pod względem składu biochemicznego tożsame z naturalnym. – Jego strukturę, ilość białka, żelaza, a także ich przyswajalność trzeba będzie zbadać – twierdzi.
Prof. Piotr Węgleński również sugeruje, że choć sztucznie powstałe z krowiej komórki mięso teoretycznie musi mieć dokładnie taki sam skład biochemiczny, jak mięso “naturalne”, to trudno powiedzieć, jaki wpływ mogą mieć na nie substancje zawarte w “pożywce”, w której hoduje się “kotlety z in vitro”. – Osobiście myślę też, że takie mięso może być po prostu niesmaczne – spekuluje prof. Węgleński.
Innego zdania był jednak dr Post i zaproszeni do londyńskiego studia goście, którzy w poniedziałek ok. 14.30 zjedli na wizji wartego 250 tys. euro kotleta: przyznali, że choć brakuje mu soczystości, pod względem smaku i “tekstury” bardzo przypomina klasycznego hamburgera. Czy tak właśnie zaczęła się światowa “mięsna rewolucja”?
Jego hamburger składa się z ok. 20 tys. cienkich pasków sztucznie wytworzonej tkanki mięśniowej. Dr Post, który przeprowadził już pewne nieformalne degustacje mięsa, twierdzi, że nawet pozbawiona tłuszczu [naukowiec nie znalazł jeszcze metody łączenia tkanki mięśniowej z tłuszczem – przyp. red.], tkanka “smakuje naprawdę dobrze”. CZYTAJ WIĘCEJ
dr Katarzyna Błażejewska
dietetyk kliniczna
Może być też zdrowsze, bo to naukowiec będzie decydować, ile tłuszczu i jaki jego rodzaj znajdzie się w mięsie z probówki. Może np. wyhodować wieprzowinę, która zamiast szkodliwych dla zdrowia nasyconych kwasów tłuszczowych będzie miała nienasycone kwasy tłuszczowe. CZYTAJ WIĘCEJ