Kiedy Donald Tusk chciał 10-kilometrowym joggingiem udowodnić, że nie brakuje mu energii do rządzenia, Marek Siwiec tylko się zaśmiał. Powiedział, że on chętnie zmierzy się z premierem, ale nie w bieganiu, a jeździe na rowerze. I nie na 10, ale na 70 km. Kolarstwo to wielka pasja polityka Europy+. Równie wielka jak dobre wina. Jak z żalem przyznaje, obie się wykluczają.
Kiedy są dobre warunki, to znaczy nie ma zbyt wielu samochodów i jest dobra pogoda, to robię w ciągu dnia 70 kilometrów. Chociaż zdarza się więcej. Poza tym jeżdżę też rowerem terenowym, po lesie. Ale tutaj już te kilometry inaczej ważą, bo to trudny teren. Ale w sumie w tygodniu robię jakieś 200-250 kilometrów.
Ktoś wytrzymuje to tempo i te dystanse?
(śmiech) Kolarstwo to najbardziej zbiorowa dyscyplina, którą można uprawiać indywidualnie. Nie trzeba mieć partnera, jak w tenisie. Ale mam kilku kolegów, z którymi jeżdżę, kiedy uda nam się zgrać terminy, ale najczęściej jeżdżę sam.
Gdzie pan lubi jeździć?
W Polsce jeżdżę w okolicach domu. W okolicy są świetne, prawie nieuczęszczane drogi na linii Tarczyn-Mszczonów, na których można dobrze pojeździć. Ale jak mam okazję, to jadę w góry. W okolicach Żywca polecam Ślemeń, Dolina Kocierzy i inne świetne miejca. Jeśli ktoś chce, to znajdzie. Tylko tam już nie ma zmiłuj. Trzeba ostro pakować pod górę.
A za granicą? Słyszałem, że poza tym, że jest pan miłośnikiem dwóch kółek, jest pan też miłośnikiem dobrych win i łączy te dwie pasje.
Nie ma co ukrywać, że jak jest ostre jeżdżenie, to nie ma picia. Ale da się to połączyć. Zdarzało mi się jeździć w pięknych okolicach winnych, ale to bardziej turystycznie. Na przykład Szampania to coś niesamowitego. Byłem też w Napa Valley w USA - niesamowite przeżycia. Byłem też w Toskanii we Włoszech. Za każdym razem to coś innego, ale za każdym razem jest wspaniale.
Rozumiem, że rower to dla pana bardziej sport niż forma rekreacji.
Tak, to prawda. Za każdym razem muszę wziąć rower szosowy, muszę się odpowiednio ubrać, nasmarować odpowiednimi maściami w odpowiednich miejscach, zapalić światełko z przodu i z tyłu, bo jeżdżę tylko oznakowany, no i w drogę.
Rodzinę też pan zabiera w tę drogę?
Mój syn jeździ na rowerze, i to nawet nieźle. Kilka razy do roku zdarza nam się pojeździć razem, ale to kwestia zgrania terminów. Córka ma rower, jeździ mniej, ale to się zmienia i zaczyna jeździć więcej. Tylko żona jakoś nie pali się do wsiadania na rower, ma swoje przyjemności.
Jak nie z rodziną, to może z politykami da się pojeździć na rowerze?
Nawet kiedyś zorganizowałem wyjazd rowerowy na Ukrainę, to był ostatni etap Wyścigu im. płk. Skopenko. Jechał wtedy z nami pan Bogdan Borusewicz. W swoim czasie dobrze jeździł też Waldemar Pawlak. Ale osób, które ciepło spoglądają na rower jest w polityce więcej.
To w tym roku wakacje rowerowe już były czy dopiero będą?
Jestem w trakcie. Zresztą jeździć można przez cały rok, chyba, że leży śnieg - wtedy trzeba przerzucić się na biegówki. Ta zima była dobra z punktu widzenia biegówek, bo na rower można było wsiąść dopiero w połowie kwietnia.