Dziś Marta jest młodą kobietą sukcesu. Kończy aplikację i rozpoczyna karierę w kancelarii. Kilka lat temu była jednak zagubioną nastolatką, której cały ambitnie poukładany świat legł w gruzach, gdy okazało się, że jest w ciąży. Na nielegalną aborcję nie miała pieniędzy, więc urodziła i oddała dziecko do adopcji. W rozmowie z naTemat ostrzega jednak młode kobiety przed taką decyzją. - Moja historia jest o głupocie i tchórzostwie, którym popisują się wszyscy dokoła, gdy pojawia się nieplanowana ciąża. Nie trzeba się od razu poddawać - mówi moja rozmówczyni.
Marta: Przede wszystkim czuję, że to może mnie jakoś oczyści. Wciąż szukam swojego katharsis, może teraz się uda. Po drugie, poczułam taką potrzebę słysząc, że w Matemblewie [gdańskie Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej - red.] w Oknie Życia zostawiono ostatnio prawie dzień po dniu dwójkę dzieci.
Ty też wtedy myślałaś o Oknie Życia?
Jeśli się nie mylę, siedem lat temu ono chyba jeszcze nie istniało. Poza tym to ja najpierw myślałam tylko i wyłącznie o skrobance. I tylko strach, brak kontaktów i przede wszystkim brak pieniędzy sprawiły, że urodziłam. Jak będą wyglądały formalności adopcyjne świetnie jednak wiedziałam już w połowie ciąży. Ale zaczęłam wszystko załatwiać na dobre dopiero po porodzie. I to było bardzo głupie.
Po porodzie wróciłaś z dzieckiem do domu?
Do domu rodziców, dokładnie mówiąc. Choć niby popierali pomysł z oddaniem ich wnuczka do adopcji, mama przekonywała żebym spróbowała poczuć instynkt. Żeby potem nie żałować. A ja wtedy czułam jedynie wielki żal do świata, że ten mały człowiek, jego ojciec i jakiś okrutny pech zniszczyli mi życie. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, by zrobić mu coś złego, jak ta psychopatka z Sosnowca. No, ale w pewien sposób chyba czułam coś podobnego. Karmiłam, przewijałam, ale właściwie go nienawidziłam. Jak dziś o tym myślę, czuję się najgorszą szmatą.
A co z jego ojcem?
Stchórzył tak samo jak ja. I okazał się śmieciem. Choć jego rodzina leży na pieniądzach, na usunięcie ciąży nie miał ani gorsza. Na wychowanie dzieci nie miał tymczasem ochoty. Choć dobrze wie, że jego syn jest dziś pierwszoklasistą, wciąż bawi się w króla Monciaka. Niedawno miał czelność zaprosić mnie do znajomych na Facebooku. Ale wiesz co... Nie chcę o nim mówić więcej, bo zbyt wiele osób połapie się o kim w tej rozmowie mowa. Taka odważna nie jestem.
Właściwie za co nienawidziłaś wtedy synka? Co takiego Ci odebrał?
Myślałam, że wszystko. Urodziłam wiosną, cudem udało mi się przygotować do matury w tym wszystkim. Ale wtedy o niczym innym nie myślałam. Trochę ponad miesiąc po porodzie, którym był prawdziwym egzaminem dojrzałości, zdałam ten, który tylko tak nazywają. Tylko dzięki mojej kochanej wychowawczyni, która sprawiła, że nie miałam żadnych problemów w szkole, choć pod koniec prawie w niej nie bywałam. Wszystkie smutki zabijałam kuciem. Bez problemu dostałam się więc na wymarzone prawo.
Opowiadasz mi przecież historię sukcesu młodej matki. Gdzie w tym wszystkim miejsce na adopcję i wyrzuty sumienia, o których tyle mówisz?
Właśnie dlatego chcę opowiedzieć swoją historię. Bo od wielu lat wiem, że to historia głupoty, nieodpowiedzialności i jakiegoś całkowitego braku rozsądku. Historia głupoty i tchórzostwa, którym popisują się wszyscy dokoła, gdy pojawia się nieplanowana ciąża. Chcę powiedzieć dziewczynom, które teraz są w podobnej sytuacji, albo w niej się znajdą, że nie trzeba się od razu poddawać. Bo ja poddałam się będąc przekonaną, że na pewno nie zdam przez niego matury i do końca życia będę niewykształconym śmieciem. Jak ją zdałam, to też nic mi nie dało do myślenia. Wyobraziłam sobie kolejne obrazy, jak wychowanie dziecka uniemożliwia mi wymarzone studia, niszczy karierę, która może się tak świetnie zapowiadać.
I jak jest?
Nieźle. Problem w tym, że od magisterki myślę tylko o tym, że mogłam przez te wszystkie lata kuć trochę mniej, mieć gorsze oceny, ale wychować swoje dziecko. Przez pierwszy, drugi rok zresztą na zmianę uczyłam się i chlałam. Inaczej wracała myśl, że robię się na przyszłą panią mecenas, a jestem jak najgorsza patologia, która tylko płodzi dzieci, by je porzucić. Że jestem szmatą. Jak zaszłam w ciążę, byłam prymuską i miałam w życiu jednego faceta. Dopiero potem naprawdę się przeszmaciłam.
Żeby zapomnieć, uciszyć wyrzuty sumienia?
Tak. Choć wtedy to chyba wciąż głęboko wierzyłam w tę stworzoną dla samej siebie oficjalną wersję, że zrobiłam najlepszą rzecz dla dobra dziecka, które urodziłam. Wierzyłam, że tak wyszło. Pechowa sytuacja, którą rozwiązałam najlepiej jak można. Ja zrobię karierę, a ono jest szczęśliwe w dobrych rękach.
A tak nie jest?
Pewnie tak jest. Choć nie próbuję się nawet dowiedzieć gdzie, z kim i kim jest dziś mój synek. W ośrodku zapewnili mnie, że wkrótce znajdzie marzącą o dziecku rodzinę. Mam nadzieję, że oni spełnili dzięki niemu swoje marzenie i teraz spełniają już tylko jego. Więcej nie chcę wiedzieć. Boję się, że to mogłoby mnie zniszczyć.
Mam wrażenie, że wciąż nie wiesz, co o tym wszystkim myśleć.
Masz rację. Moi przyjaciele myślą, że wszystko wiem najlepiej, mam zdanie na każdy temat. I to prawda. Jednak o porzuceniu mojego dziecka nie wiem właściwie co myśleć. Na szczęście wiedzą o tym tylko dwie przyjaciółki, z którymi przyjaźnię się od liceum. Ze studiów, czy pracy nikt.
Kochasz je?
Nie zadawaj mi takich pytań...
Właściwie dlaczego chciałaś ze mną o tym rozmawiać?
Bo takie historie się nie muszą powtarzać. Jednego jestem pewna. Gdyby ktoś mi wtedy poukładał w głowie, wytłumaczył, że trzeba walczyć, a nie tchórzyć, to dziś byłabym dumną młodą panią mecenas z ekstra figurą i pięknym, mądrym synkiem pierwszoklasistą. Myślę sobie, że te dziewczyny, które podrzuciły dzieci w kościele mogły myśleć podobnie jak ja wtedy. Że nie dadzą rady i muszą oddać swoje dziecko komuś lepszemu. Inne są pewnie przekonane, że dziecko już zniszczyło im życie, a jeśli nie, to na pewno zniszczy, więc trzeba je z tego życia jak najszybciej wyrzucić.
I co im radzisz?
Po pierwsze to wybrać ambitnie najtrudniejszą opcję i szukać pomocy każdego, kto może ją zaoferować. A po drugie, to powiedzieć sobie: Kurwa, nie bądź głupia. Będziesz przecież tego żałować do końca życia!
W USA maj jest obchodzony przez organizacje pozarządowe, instytucje działające na rzecz praw reprodukcyjnych, seksualnych jako miesiąc działań dotyczących problematyki nastoletniego rodzicielstwa. Choć w naszym kraju jak na razie nie ma podobnej kampanii, to warto przyjrzeć się sytuacji polskich nastolatków, którzy zostają rodzicami oraz zastanowić się jakie aspekty rzeczywistości społecznej powodują, że do młodocianych ciąż dochodzi tak często. CZYTAJ WIĘCEJ
Czasy kiedy Panna Młoda ukrywała swoją ciążę albo czekała ze ślubem do dnia, kiedy można było go połączyć z chrzcinami są za nami. Dzisiaj brzuszka podczas ślubu już się nie wstydzimy i nie chowamy. Wiele jest par, które dowiadują się w trakcie przygotować do ślubu i wesela, że będą rodzicami. Wtedy w tym wyjątkowym dniu radość jest podwójna. Choć w scenariuszu przygotowań trzeba wprowadzić kilka modyfikacji, tak, aby Pannie Młodej zapewnić jak największy komfort. CZYTAJ WIĘCEJ