Zabytkowy angielski dwór Fawley Court przez ponad pół wieku był kolebką polskości w Anglii. Sfinansowała go polska emigracja i dała pod opiekę ojcom Marianom, którzy prowadzili tam szkołę. Z czasem jednak placówkę zamknięto, a posiadłość w nie do końca jasnych okolicznościach za 12 milionów funtów sprzedano prywatnym inwestorom. Środowiska polonijne nie zobaczyły z tego ani grosza, bo zakon dokonał odpowiednich zmian w aktach prawnych. A to dopiero początek dłuższej listy grzeszków duchownych.
Obłudnicy jawiący się jako strażnicy moralności. Tylko takie wnioski można wyciągnąć po zbadaniu sprawy budynku Fawley Court, który ojcowie Marianie sprzedali parę lat temu. Dokonali tego w dość mocno kontrowersyjnych okolicznościach. Choć z jednej strony jawią się jako mecenasi (kustosze) polskiej kultury, to afery wokół tego dworu pokazują, że absolutnie nimi nie są.
Położona nad Tamizą siedemnastowieczna posiadłość, która uchodzi za pierwowzór „Ropuszego Dworu” z powieści Kennetha Grahame'a przeszła w ręce księży Marianów w 1953 roku. Choć formalnym właścicielem byli właśnie zakonnicy, to w rzeczywistości posiadłość Fawley Court została kupiona za pieniądze polskich emigrantów. Polscy duchowni na czele z księdzem Józefem Jarzębowskim stali się powiernikami miejsca, które miało stać się ośrodkiem edukacyjnym dla młodych Polaków. Powstała tam szkoła, która miała służyć emigracyjnej społeczności.
– To emigracja, a nie księża Marianie przyczynili się do kupienia Fawley Court. To z ich składek pochodziły fundusze. Marianie byli właścicielami tego miejsca tylko na papierze, bo na kogoś musiało być zapisana szkoła, która tam powstała. Jednak nie byli moralnymi właścicielami tego miejsca – opowiada nam ksiądz Tadeusz Kukla z Polskiej Misji Katolickiej w Londynie.
Fawley Court nie dla emigracji w Londynie
Wspomniana szkoła przestała istnieć w 1986 roku i wtedy polscy zakonnicy po raz pierwszy sondowali możliwość sprzedaży Fawley Court. Jednak datki z Polonii, które rozwiązały część problemów finansowych, a także pewne zapiski prawne zapobiegły takiej możliwości.
Sprawa uległa zmianie w 2000 roku, kiedy to Marianie sprytnie dokonali zmian w aktach. Skoro szkoła już tam nie istniała, przenieśli własność z fundacji charytatywno-edukacyjnej, którą zarządzali na swój zakon. Co zyskali? Dzięki temu mogli bez problemów pozbyć się majątku i jako jedyni mieć z tego tytułu korzyści. I dokładnie tak zrobili w 2008 roku.
– Niestety Polska emigracja nie zdołała odkupić od nich Fawley Court – powiedziała nam Julitta Woodley z organizacji „Save Fawley Court” próbującej odzyskać to miejsce dla Polonii. – Próbowano z nimi rozmawiać, jednak nie byli nami w ogóle zainteresowani. Mieli swojego kupca. Potem podczas sprzedaży doszło do sporu między dwoma potencjalnymi kupcami. Choć tamta sprawa skończyła się w sądzie, to jednak Fawley Court dla polskiej emigracji już nie odzyskamy – żali się Woodley, której synowie uczęszczali do szkoły ojców Marianów.
Z tego co ustaliliśmy, kiedy zakonnicy ujawnili zamiar sprzedania posiadłości, zgłosili się do nich przedstawiciele Polskiej Misji Katolickiej, którzy chcieli wykupić dwór i przekazać go Polonii, która przecież kiedyś go ufundowała. Do transakcji, ani negocjacji nie doszło, ponieważ cena jaką oferowali nie satysfakcjonowała ojców.
– Zaproponowaliśmy Marianom, że zapłacimy im połowę wartości Fawley Court – opowiedział nam ksiądz Kukla. I wyjaśnia: – Uznaliśmy, że skoro większość funduszy na zakup, a następnie remont majątku pochodziło z datków Polonii, to Fawley Court im się należy na własność. PMK miała być symbolicznym nabywcą, bo wiadomo że właścicielem byliby wszyscy Polacy. Proponowaliśmy im 7 milionów funtów, czyli połowę wartości dworu. To miejsce należało do Polonii, a Marianie byli jego kustoszami, nie właścicielami, więc i tak by na tym zyskali. Niestety nikt się do nas nie odezwał – mówi Kukla.
Podejrzane transakcje
Ostatecznie dwór trafił za 12 milionów funtów w ręce Cherrilow Ltd. Jest to spółka należąca do Aidy Hersham, która powstała tylko i wyłącznie w celu kupienia Fawley Court. Na tym nie koniec sprawy. Sama transakcja wzbudziła tyle podejrzeń, że do dziś interesuje się nią brytyjska policja, ponieważ ostateczna cena była zdecydowanie poniżej oryginalnej wyceny. Zwłaszcza, że pewien deweloper – Richard Butler-Creagh – proponował im 22,5 miliona funtów, by następnie zejść do 16,5 miliona funtów.
– Są podejrzenia, że Marianie przyjęli dodatkowe pieniądze bez zgłoszenia tego – powiedziała nam Woodley. – Nie wiem, czemu to zrobili. Może po to, by kościół miał jakieś zabezpieczenie finansowe w przypadku, gdyby ktoś ich pozwał. Ostatnio często dochodzi do takich procesów – mówi Woodley.
Potencjalni kupcy mieli jeszcze dwa problemy. Na terenie Fawley Court był pochowany ksiądz Jarzębowski, założyciel szkoły. Więc nowy właściciel miałby obowiązek umożliwić ewentualny dostęp do grobu wszystkim zainteresowanym. Podobnie w przypadku kościoła, który również znajdował się na terenie posiadłości.
Ekshumacja i niechrześcijański pochówek księdza Jarzębowskiego
W ubiegłym roku, bez zgody członków rodziny pod osłoną nocy ciało ojca Jarzębowskiego zostało przeniesione na okoliczny cmentarz. Wcześniej jednak grób założyciela Kolegium Miłosierdzia Bożego był bezczeszczony. Robotnicy kilkakrotnie usuwali krzyż i płytę nagrobną, tylko po to, by potem zamontować je z powrotem. Trzeba dodać, że ojcowie Marianie pomagając nabywcom w przeniesieniu zwłok księdza Jarzębowskiego, bezpośrednio sprzeciwiali się jego woli. Duchowny zażyczył, by po śmierci pochować go naprzeciwko boiska do piłki nożnej, gdzie często grał z uczniami.
W Fawley Court mieściło się także muzeum, w którym znajdowało się wiele cennych zbiorów. Miało ono krzewić postawy patriotyczne wśród polskiej emigracji, która w sporej części sama je tam dostarczyła.
Znany brytyjski historyk architektury i pisarz Gavin Stamp dokładnie opisuje tę sprawę w dwutygodniku „Private Eye”. Informował także o nielegalnym wywozie zbiorów muzealnych. Te, po jakimś czasie pojawiły się w Licheniu. Stamp ujawnia także, że sama wartość eksponatów wynosiła około 15 milionów funtów. Wśród nich była kolekcja Majora Witolda Buchowskiego, która miała służyć emigracji, nie zaś rzeszom wiernych w Licheniu.
Marianie próbowali przejąć i sprzedać więcej nieruchomości
Jednak z tego co ustaliliśmy w rozmowie z księdzem Kuklą wyszło na to, że Fawley Court nie było jedyną nieruchomością emigracyjną, którą Marianie próbowali przejąć i sprzedać. Na zakon była zapisana także parafia w miejscowości Slough, mimo że ich wkład w ośrodek wynosił zaledwie dziesięć procent.
PMK wygrało sprawę w sądzie, który uznał, że parafia jest dobrem społeczności, a nie zakonu. Sąd nakazał spłatę wkładu Marianów i w ten sposób, właścicielem zostało PMK, czyli de facto polska społeczność. Niestety w przypadku sprawy Fawley Court Marianie wykazali się większym sprytem.
Co z pieniędzmi za Fawley Court
Na podstawie oświadczenia majątkowego ojców Marianów ustalono, że pieniądze z sprzedaży dworu Fawley Court poszły do Banku Watykańskiego (4 miliony funtów) oraz na misje zakonników m.in. na Białorusi i Filipinach. – Przynajmniej na jakieś dobre cele – mówi ks. Kukla. Proszę pamiętać, ja nie próbuję atakować zakonu. Tylko mówię, że przez to, że mają swoje potrzeby, zapominają o tych, którzy tutaj są. W historii Kościoła zdarzali się lepsi i gorsi. Każdy zakon miał swoje kontrowersje, więc trzeba liczyć, że teraz dojdzie do lepszych czasów – mówi ksiądz Kukla.
Wiele wskazuje na to, że ojcowie Marianie złamali miejscowe prawo inwestując pieniądze ze sprzedaży z dala od Fawley Court. Choć mogli pozbyć się majątku, to jako fundusz z celami charytatywnymi, za który uchodzą w Anglii mają obowiązek zainwestować pieniądze w najbliższej okolicy. Reguły są takie, że w przypadku sprzedaży danego dobra kościelnego, pieniądze należy zainwestować w bezpośredniej okolicy.
Kłamstwo ekshumacyjne
Kenneth Grahame pisząc „O czym szumią wierzby”, jakby przewidział to, co wydarzy się sto lat później. Prawdziwi właściciele Fawley Court (Ropuszego Dworu) w niecny sposób zostali wyrzuceni z posiadłości. Ojcowie Marianie zaserwowali zakończenie, jakiego mało kto by się spodziewał.
Marianie do dziś próbują przekonywać, że oddają należytą cześć księdzu Jarzębowskiemu – muzeum w Licheniu nosi jego imię. Mówią, że starają się, by został on beatyfikowany. Tymczasem doprowadzili do ekshumowania i skremowania jego zwłok. Udając przy tym, że są członkami jego rodziny, co uczynił wspomniany ojciec Jasiński. To jego nazwisko brytyjski prawnik błędnie wpisał na dokumencie do brytyjskich władz z prośbą o zgodę na ekshumację i kremację zwłok. Na koniec dodając, że ma "niechrześcijański" grób.
Zachowanie Marianów w sprawie Fawley Court i ojca Jarzębowskiego można określić jedynie w kategoriach skandalu. Natomiast propagowanie w Licheniu innego wizerunku świadczy o ich obłudzie. Próbują mówić, że życzeniem księdza było eksponowanie tych zbiorów w Polsce. Jednak z szanowaniem jego woli nie mają wiele wspólnego.
O całej sprawie chcieliśmy porozmawiać z samymi zainteresowanymi, czyli zakonem Marianów. Zadzwoniliśmy do polskiego oddziału zakonu, jednak tam nikt o sprawie nie potrafił rozmawiać, dlatego skierowano nas do Londynu. Tam usłyszeliśmy, żeby kontaktować się wieczorem, i zostawiliśmy do siebie kontakt. Niestety choć w ostatnich dniach próbowaliśmy się z nimi skontaktować to nikt telefonów już nie odbierał, ani nie oddzwaniał pod wskazany numer.