Gdzie Anglikowi się nie chce, tam Polak pośle się sam. Czyli doktorantka o pracy w Wielkiej Brytanii
Karolina Kmera
26 sierpnia 2013, 13:03·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 sierpnia 2013, 13:03
Ciąg dalszy eksperymentu, spostrzeżeń i ,,przygody” doktorantki w jednym z angielskich magazynów. Dzisiaj znów chciałabym opisać moje impresje odnośnie do pracy w magazynie w UK, jednak temat postanowiłam ugryźć z nieco innej strony. Jako obserwator, ale i jednocześnie, chcąc nie chcąc, uczestnik wydarzeń, spróbuję opisać, dlaczego "Anglikowi się nie chce", oraz czy i dlaczego "Polak pośle się sam”. Zatem…
Reklama.
Anglikowi się nie chce? Nie nazwałabym tego lenistwem. To raczej mentalność pracy plus specyficzne poczucie ,,braku jakiejkolwiek presji”. Mentalność, mam wrażenie, jest inna niż mentalność pracy, jaką mamy My (Polacy). Tu nie tylko to widać, ale wprost to razi. Anglik na wszystko ma czas…Nie ma się przecież co śpieszyć…Powolutku, znaczy dokładnie. A co, jeśli nie jest dokładnie? Z ust ,,Anglika” – nazwijmy go William- pada wszechobecne i niemal teatralno-uprzejme ,,sorry” …i nic. Dalej ten sam sposób pracy. Powoli, w miarę dokładnie…bezstresowo i bez presji.
Przechodzimy płynnie do drugiej cechy charakterystycznej. Brak odczuwalnej presji. Jak to się objawia? Jest natłok pracy? Spokojnie, a dokładnie. Trzeba szybko coś załatwić, gdzieś podbiec, zareagować niemal odruchowo, ale celnie i prawidłowo? Nie ma szans…Wciąż spokojnie i dokładnie. Trzeba pomyśleć, skrócić proces danej czynności na rzecz wydajności? A skąd…Wciąż powoli i w miarę dokładnie.
Konkrety? Wyjaśnię to na przykładzie książek i pudełek, które układamy wszyscy razem na magazynie. Ten przykład banalny i wyssany z palca ma głównie funkcję opisującą zastaną sytuacją w jak najbardziej obrazowy sposób. Tak więc, istnieje jeden ,,schemat”, sposób wkładania książek do pudełek. Ktoś kiedyś pokazał komuś, jak należy przy użyciu ręki (i w jakiej kolejności) skanować, wkładać, układać książki i odsyłać je w pudełkach na taśmę produkcyjną. Ktoś to powielił i od tego czasu wszyscy tak pracują. Jest jeden wzór przyjęty za ogólnie dobry, sprawdzony. Schemat ,,powolny i dokładny”. Schemat, który w warunkach ,,busy” (natłoku pracy) nie zawsze się sprawdza.
Pewnego dnia okazuje się, że ktoś wpadł na pewien iście innowacyjny pomysł. Stwierdził: ,,zacznijmy używać dwóch rąk do wkładania książek”. Po pierwsze, będzie szybciej, po drugie wydajniej, a i my zaoszczędzimy czasu na jedną czynność. Co na to William? W czasie natłoku pracy podchodzi i patrzy na kogoś, kto dwoma rękami układa książki w pudełku. Przeciera oczy ze zdumienia. – Ale jak? Dlaczego?– myśli. – Czy w ten sposób będzie lepiej?- zastanawia się. Konkluzja następuje szybko: Eee nie możliwe…Eeee raczej nie. William odwraca się i wraca do swoich ,,powolnych i dokładnych” obowiązków.
Innymi słowy, nie ma szans przekonać Williama do zmiany systemu i schematu wykonywanych czynności. Po drugie William nie rozumie, dlaczego w ogóle miałby coś zmieniać? Natłok pracy? Skąd. Książki spadają z taśmy produkcyjnej na ziemię, a William wciąż ,,jedną ręką” ,,mocuje się” z pudełkiem? Argumenty o wydajności, oszczędzaniu czasu i energii w ogólnie nie dochodzą do niego. Wysłucha ich, owszem. Jednak dalej w jego głowie rozbrzmiewa: …ale…ale dlaczego miałbym to robić? Dlaczego w ogólne miałbym coś zmieniać.
Dlaczego ,,statystyczny William” ma takie podejście do pracy? Mam wrażenie, że najważniejsze tutaj są dwa podstawowe czynniki: płaca (czasem ,,najniższa średnia krajowa”, która demotywuje go bardziej niż mnie angielska pogoda) oraz swoiste przeświadczenie, które brzmi: Nie to, to co innego. A ta postawa implikuje bierność. Reasumując, wkładanie ciężkich książek do pudełek przez osiem godzin dziennie nie jest dla nikogo czymś, co można naprawdę lubić.
Więc skoro William i tak nie lubi swojej pracy, to nie ma znaczenia dla niego, czy nie będzie lubił tej czy może kolejnej, podobnej, którą dostanie maksimum tydzień po ewentualnym zwolnieniu go z obecnej. Jeśli ktoś stwierdzi, że ,,powolny i w miarę dokładny system” Williama się nie sprawdzi i zwolni go z pracy, William do tygodnia znajdzie identyczną pracę, w której będzie robił identyczne czynności jak tu. Po co się zatem wysilać? Koło się zamyka. Powoli i dokładnie.
W Polaka natomiast koło pędzi. Nie jest to koło, a okrąg w środku wypełniony ,,czym popadnie”. Polaka ( nazwijmy go Mirkiem) nastawienie do pracy zależne jest od wielu czynników. Powody nastawienia do pracy mogą być różne; zła pogoda, kłótnia z partnerem, ogólne osłabienie, średnie samopoczucie oraz ogólne poczucie beznadziei – wszystko przekłada się na podejście i jakość pracy. I przede wszystkim podejście do współpracowników.
Nastawienie do pracy jest wysoce kompatybilne z nastawieniem do współpracowników. Mirek, gdy ma zły dzień (nie bójmy się tego słowa), wyżywa się na innych. Jak się to objawia? Może to być większe niż zawsze bluzganie, obgadywanie współpracowników czy wyżywanie się na przedmiotach martwych. Mirek kopnie pudełko, rzuci książką wprowadzając wokół siebie sporo zamętu. Kiedy natłok pracy przeszkadza już podenerwowanemu perypetiami np. w domu Mirkowi, wówczas dodatkowo z równowagi wyprowadzić go może ,,powolny i w miarę dokładny” William. W magazynie, w którym pracuję, widziałam szarpaninę dwóch kobiet, które w czasie największego chaosu, nie mogły dojść do porozumienia względem sposobu i schematu układania książek w pudełkach.
Dla Williama presja nie istnieje, a dla Mirka? Mirek wszystkie czynności wykonuje pod wpływem presji – otoczenia, czasu lub swojej własnej. Kiedy jest natłok pracy, coś się dzieje, a książki lecą z taśmy produkcyjnej i już zalegają na ziemi, Mirek zaczyna panikować. Wprowadza nerwową atmosferę, pośpiesza innych, krzyczy, szeroko gestykuluje, chce dowodzić i przejąć kierownictwo. Podczas gdy William emanuje spokojem, Mirkowi się ,,robota się w rękach pali”.
Jednak Mirka nerwy motywują do cięższej pracy. Kiedy William sięga po pudełko na książki, Mirek zdążył zapakować już 10 pudełek. Mirek ma w sobie wewnętrzna presję, by w okresie natłoku pracy sprostać zadaniu. Wewnętrzną presje plus strach; ,,ok …jest natłok pracy, przełożony obserwuje, trzeba się sprężyć. William natomiast jest cały czas rozprężony. Nie ma się z drugiej strony co dziwić, że Mirek upomina Williama i ,,goni go” do cięższej pracy. Jednak William niewiele sobie z tego robi…Więc nieraz Mirek wykonujemy pracę równą 4 Anglikom.
Zatem kiedy Polak ,,ledwo żyje” po 8 godzinnym dniu pracy, Anglik planuje kolejne lekcje ,,zumby” i kickboxing na popołudnie. Mirek z pewnością planuje tylko odpoczynek w domu przed telewizorem, bo na nic innego nie ma siły. A obu panom płacą tak samo – najniższą średnia krajową. Polak po przeliczeniu na złotówki dostaje 30 zł. Polakowi zależy na tej pracy, tym bardziej, że ze średnim angielskim, bez wykształcenia i emigracyjnym pochodzeniem jest mu dużo trudniej zmieniać i lawirować miedzy kolejnymi pracami. Inaczej: dla Mirka , to coś ważnego, dla Anglika ,,coś kolejnego”.
A my Polacy mamy jeszcze w sobie coś takiego, jak poczucie zbiorowej odpowiedzialności. Starsi stażem, jak i doświadczeniem pracownicy magazyny czują się odpowiedzialni za nowo przybyłych. Strofują ich, pokazują, upominają. Chcą, by wszystko, także to robione przez ,,nowych”, było na ,,wysokim poziomie”. Nawet jeśli chodzi o układanie książek w kartonach. Polacy doglądają, powtarzają, wytykają błędy. Dążą do perfekcji. To się chwali. Jednak nasza perfekcja sprawia, że sami sobie kręcimy bat presji nad sobą. Szybko popadamy w przesadę. Krzyczymy na ,,Williama”, że pracuje wolno a sami po raz setny wykonujemy za niego pracę. Czujemy odpowiedzialność za siebie, za innych, za efekty. Bo chcemy, żeby było dobrze, by przełożony był zadowolony i może docenił nasze wysiłki.
Po całym dniu pracy siadamy w szatni i nie przebierając w słowach, wykrzykujemy, uderzając dłonią o ścianę: ,,ja za dwóch robić nie będę”, po czym kolejnego dnia robimy dokładnie to samo. Najmniejsze błędy opiewają dla nas do rangi wielkich sytuacji kryzysowych, które mogą sprawić, że będzie się ważył los wszystkich pracowników (w tym nas samych) . Dlatego tam, gdzie Anglikowi się nie chce lub nie uświadamia sobie, że powinno mu się chcieć, Polak zrobi to za niego. Pójdzie sam. Zrobi to szybciej, nieraz lepiej i wydajniej. Zrobi to, bo twierdzi, że tak się powinno, bo zależy mu na pracy i boi się ją stracić.
Potem na przerwie w pracy spotka się z innymi Polakami i na całą stołówkę będzie krzyczał, gestykulował i przeklinał, że staje się ofiarą ,,rasizmu, dyskryminacji i że gdyby nie on, to nie wiadomo, gdzie ta firma by zaszła, skoro wszyscy prócz niego są tak leniwi/niedomyślni/wolni/głupi itp. Po czym wróci na magazyn i znowu będzie wykonywał podwójną pracę, podczas gdy ,,William” i kierowniczka swobodnie będą dyskutować o wynikach wczorajszego meczu…