To już koniec Klicha, jako szefa komisji do spraw badania wypadków lotniczych
To już koniec Klicha, jako szefa komisji do spraw badania wypadków lotniczych Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Za czasów rządów Edmunda Klicha w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wypadki i incydenty lotnicze były badane szybciej i sprawniej. To jednak tylko jedna strona medalu. Druga strona jest niestety mniej korzystna i mniej efektowna. Sprawa katastrofy smoleńskiej i działalność Klicha jako akredytowanego przy rosyjskim MAK rzuciła cień na wszelką działalność, którą w przypadku Klicha można ocenić pozytywnie. Dziś jest pod ostrzałem krytyków, którzy jednym tchem recytują listę jego grzechów.
1. Podsłuchiwał zawsze i wszędzie
Półtora roku po katastrofie smoleńskiej wyszło na jaw, że Edmund Klich oprócz badania okoliczności wypadku miał też inną pasję - podsłuchiwanie. Najpierw Gazeta Polska ujawniła, że tuż po 10 kwietnia 2010 polski akredytowany przy MAK nagrywał rozmowy z ówczesnym szefem MON Bogdanem Klichem. Według gazety, Edmund Klich miał mówić ministrowi, że to Rosjanie ponoszą odpowiedzialność za katastrofę, ale ten nie chciał wyciągać takich wniosków. Ostatnio światło na sprawę rzucił Newsweek cytując wypowiadane przez Klicha w rozmowie telefonicznej słowa: Trzeba podsłuchiwać, trzeba mieć kontrolę. Teraz wygląda na to, że Edmund Klich stracił kontrolę nad sytuację i głównie za sprawą podsłuchów stracił stanowisko. - To nie było przesłanką do podjęcia decyzji formalnej. Swoją prywatną ocenę na ten temat zachowam dla siebie - skomentował "aferę podsłuchową" minister Sławomir Nowak.
2. Kochał media
To był prawdziwy medialny maraton. Edmund Klich po katastrofie smoleńskiej przyjmował każde zaproszenie do radiowego czy telewizyjnego studia i na łamy gazet. Za każdym razem miał coś ciekawego do powiedzenia, za każdym razem ujawniał "sensacyjne informacje" dotyczące Smoleńska. Zamiast skupić się na pracy przy MAK, skupił się na kreowaniu własnego wizerunku i karmieniu dziennikarzy swoimi domysłami.
3. Radził, by skorzystać z Konwencji Chicagowskiej
To właśnie Klich wpadł na pomysł, by do badania przyczyn katastrofy zastosować Konwencję Chicagowską. Jak to się wszystko skończyło? Rosjanie z MAK końcowy raport napisali po swojemu, czarnych skrzynek i wraku wciąż nie ma w Polsce, a współpracownicy z PKBWL oskarżają Klicha o co najmniej bierną postawę we współpracy z Rosjanami.
4. Wydał książkę
"Bezpieczeństwo lotów w transporcie lotniczym" - taki tytuł nosi książka napisana i wydana przez Klicha ledwie kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej. Klich co prawda nie pisał w niej bezpośrednio o tragicznym locie do Smoleńska, ale popisywał się wiedzą dotyczącą badania podobnych katastrof i najczęstszych przyczyn.
5. Wystartował w wyborach
Edmund Klich nie tylko próbował dobrze zarobić sprzedając książkę o "biorącej" tematyce katastrof lotniczych, ale chciał też zbić polityczny kapitał na swojej roli w badaniu katastrofy smoleńskiej. Wystartował więc w wyborach do Senatu, ale mieszkańcy Leszna (tam ubiegał się o mandat) nie docenili jego zasług i ostatecznie przepadł.