32. Warszawskie Spotkania Teatralne otworzył spektakl „Mickiewicz. Dziady. Performance” Pawła Wodzińskiego z Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Aktorom grającym w przedstawieniu, którzy wyszli na scenę do braw, towarzyszył Adam Woronowicz. Odczytał on publicznie list protestacyjny ludzi teatru, sprzeciwiających się działaniom władz krajowych i lokalnych. Rytuał ten będzie powtarzany przez kolejne dni po każdym spektaklu prezentowanym w ramach WST, a także we wszystkich teatrach całego kraju.
Jakie nadzieje niesie ze sobą protest? O komentarz poprosiliśmy sygnatariuszy listu: Jacka Poniedziałka, Natalię Korczakowską i Romana Pawłowskiego.
Gospodyni 32.Warszawskich Spotkań Teatralnych od dawna nie jest już centrum polskiej sceny teatralnej. Może i powstają tu drogie produkcje, które zbierając najwięcej zagranicznych partnerów, ale polityka Hanny Gronkiewicz-Waltz zatrważa. Nominacje dyrektorskie są pomyłkami, naciski na komercjalizację artystycznych teatrów rosną. Jeszcze bardziej radykalny w swoich pomysłach jest wicemarszałek województwa dolnośląskiego Radosława Mołonia, który chce mianować szefami teatrów managerów, a dyrektorów artystycznych zepchnąć na zastępcze stanowiska, z których nie będą mieli możliwości decydować o swoich instytucjach.
Twórcy teatru polskiego nie chcą zrobić z siebie szarych pracowników przedsiębiorstw. I podnoszą bunt. W sobotę, na rozpoczynających się 32. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych przestawili swój list protestacyjny. O tym, dlaczego zdecydowali się na tak radykalny krok, mówią dla naTemat sygnatariusze: Jacek Poniedziałek, Natalia Korczakowska i Roman Pawłowski.
Jacek Poniedziałek
Aktor, reżyser i tłumacz. Członek zespołu Nowego Teatru.
"Sam współkoordynowałem organizacją protestu, zbierałem podpisy i zaangażowałem się emocjonalnie w te akcję. Uważam, że nasze obecne władze, zarówno lokalne jak i krajowe, zmierzają wprost do likwidacji teatrów artystycznych. Co prawda nie robią tego z otwartą przyłbicą, ale w białych rękawiczkach. Nie nazywają tego tak bezpośrednio, jak ja. Ale wszystkie ich działania się do tego sprowadzają. Władze chciałyby, żeby z 19 istniejących w Warszawie teatrów zostało tylko kilka. 80 milionów złotych, które przeznaczają na teatry artystyczne, to przy 14-miliardowym budżecie miasta śmieszna kwota. Teatry artystyczne na siebie nie zarobią. Ale ich rola jest inna. Mają przynosić miastu prestiż. To my, twórcy teatralni, przynosimy Polsce godność, a społeczeństwu narodową dumę. Myślenie, żeby dyrektorami teatru byli managerowie, nawet jeśli są to managerowie kulturalni, jest głupie. Jestem głęboko rozczarowany decyzjami rządzących i się na nie nie godzę. Do niektórych nie dociera, że łatwo jest zamknąć scenę, ale otworzyć jest trudno. Najlepszym przykładem jest nasz Teatr Nowy, który od kilku lat nie ma swojego miejsca, a jest jedną z najbardziej wartościowych scen Europy."
"Ogłoszony dziś list środowiska teatralnego jest reakcją na realne zagrożenie wynikające z braku konsultacji strategicznych decyzji dotyczących przyszłości polskiego teatru z ludźmi, którzy mają w tej dziedzinie rzeczywiste kompetecje.
Dobrym przykładem skutków tego zaniedbnia są losy teatru Dramatycznego C.K. Norwida w Jeleniej Górze, który jako wieloletnie miejsce pracy Krystiana Lupy ma dla polskiej tradycji teatralnej znaczenie szczególne. Tymaczasem dobre imię tego teatru zostało prawie z dnia na dzień zniszczone przez kaprys lokalnych urzędników, którzy dla swoich interesów prywatnych odwołali wyłonionego w uczciwym konkursie dyrektora artystycznego. Wojtek Klemm został zwolniony mimo protestów zaspołu, ogólnopolskiego środowiska artystycznego, w tym także samego Krystiana Lupy. W pozorowanym konkursie oddano dyrekcję człowiekowi bez kompetencji, który natychmiast zdjął bezkarnie wszystkie głośne spektakle, skutecznie doprowadził do zniknięcia sceny Jeleniogórskiej z mediów i teraz, w ciszy, zarabia na teatrze pieniądze.
Coraz trudniej znosić w pokorze brak znaczenia polskiego teatru dla przedstawicieli władzy, teatru, o którego wyjątkowości słyszę od Kijowa po Madryt, którego się nam Polakom zazdrości. W proteście naszego środowiska chodzi o to, żeby tego rzeczywistego kapitału nie zmarnować przez krótkowzroczność, bezmyślność, ignorację niekompetentcnych urzędników i niedostateczne zainteresowanie Państwa sprawami kultury. Bo jak inaczej wytłumaczyć absurdalny pomysł zamiany uznanych dyrektorow teatrów śląskich na menadżerów, bezradność wobec Dramatycznego, nie wywiązanie się miasta z umowy z Krzytofem Wrlikowskim? W tej atmosferze trudno się zorientować, czy pomysł przeniesienia Teatru Rozmaitości, kolejnej legendy polskiego teatru awangardowego, do podziemii Stadionu Narodowego to rzeczywistość czy żart".
Roman Pawłowski
Krytyk teatralny, literacki, telewizyjny i filmowy, publicysta.
"15 lat temu jako krytyk opisywałem rewolucję w polskim teatrze, wejście nowej generacji twórców, dzięki którym teatr polski odzyskał swoją pozycję i renomę. Nie chciałbym opisywać teraz jego pogrzebu, dlatego podpisałem protest. A groźba jest poważna: władze samorządowe usiłują zmienić profil teatrów publicznych z artystycznego na komercyjny, obcinają dotacje i żądają zwiększenia wpływów. Towarzyszą temu nieprzejrzyste, chaotyczne nominacje dyrektorskie i próby narzucenia teatrom menedżerów, którzy mają wprowadzić model biznesowego zarządzania, sprzeczny z celami teatru. Wszystko to zagraża autonomii artystycznej scen publicznych i w krótkim czasie może zrujnować fenomen polskiego teatru artystycznego. Grozi nam, że teatry upodobnią się siebie jak galerie handlowe, bo do tego prowadzi dyktatura zysku. Zniknie zróżnicowanie, które zawsze było siłą polskiego teatru.
Szerokie poparcie dla listu "Teatr nie jest produktem/ widz nie jest klientem" było dla nas zaskoczeniem, podpisało go w ciągu kilku dni prawie 900 ludzi teatru. Sięgamy po formułę kampanii społecznej, bo wierzymy w siłę debaty. Chcemy zdobyć jak najszersze poparcie w społeczeństwie dla naszych postulatów.
Jeden cel już został osiągnięty: zjednoczyliśmy się w obronie naszego warsztatu pracy. Liczę na to, że samorządy pod wpływem naszego protestu wycofają się ze swoich planów i zaczną konsultować politykę wobec teatrów z twórcami. Polityka teatralna musi być bardziej przejrzysta i merytoryczna. Nowelizacja ustawy o działalności kulturalnej okazała się niewystarczająca. Samorządy wykorzystują ją jako furtkę do komercjalizacji. Potrzebna jest oddzielna ustawa o teatrze, która uwzględni specyfikę instytucji teatralnych i pomoże obronić teatr przed kapitalistyczną urawniłowką."
Jutro o godz. 11 w Sali Mikołajskiej Teatru Dramatycznego w Warszawie odbędzie się konferencja prasowa protestujących twórców. Swoją obecność potwierdziła już m.in. Monika Strzępka i inni, którzy będą chcieli zabrać głos. Na spotkaniu zabraknie jednak Krystiana Lupy. Reżyser przygotował przemówienie, które zostanie odczytane podczas konferencji.