![[url=http://tinyurl.com/jwvc6mu] Słoiki [/url] - nowy symbol pogardy](https://m.natemat.pl/c41f970ed84399db34518d5bac84468d,1500,0,0,0.jpg)
Znajomy pokazał mi wczoraj fanpage o nazwie „Z kamerą wśród słoików”. Zgodnie z jego opisem, jest to "strona prowadzona przez kierowców oraz motorniczych komunikacji miejskiej dokumentująca łamanie przepisów przez innych użytkowników dróg". Na zdjęciu profilowym widnieje autobus i samochód zamknięty w słoiku. Czemu akurat to „słoikarzom” się obrywa, mimo że na stronę często wrzucane są wyczyny kierowców autobusów i ludzi w samochodach na warszawskich rejestracjach? Bo obrażanie przyjezdnych jest modne. Ostatnimi czasy głównie przez... nich samych.
Niedawno okazało się, że głosowanie było nieważne i słoiki perfidnie wykupiły głosy. Dyskusję na temat ich beznadziejności można zatem uznać znowu za otwartą. Wczoraj za to znalazłam wspomnianą na początku tekstu stronę. To nagromadzenie anty-słoikowych bodźców sprawiło, że postanowiłam poświęcić tej sprawie trochę czasu.
Czym były kiedyś, a czym teraz są słoiki? Określenie to pierwotnie nazywało mieszkańców miejscowości oddalonych od Warszawy o godzinę drogi, którzy co weekend zjeżdżają na swoją „wieś”, a do stolicy przywożą całe torby słoików od rodziny, których zawartość zapewnia im wystarczające wyżywienie aż do kolejnego piątku. Tacy ludzie według stereotypu mają zaściankowy sposób myślenia i nie rozumieją wielkiej, pięknej Warszawy. Po pracy od razu zasiadają przed telewizorem i wcinają gołąbki z sosem pomidorowym od mamy.
Bo przecież ja nie jestem słoikiem – nigdy nie przywiozłam jedzenia z domu, mam tutaj meldunek, pochodzę z miasta dość mocno oddalonego od Warszawy (nie zawiera się ono w tym pierwotnym, słoikowym zasięgu) i nie wyczyniam dziwacznych manewrów na drodze, jak "kierowcy, którzy nie widzieli tramwaju", bo... nie mam prawa jazdy.
W Polsce mamy stosunkowo niską mobilność społeczną. Wiele jest tego przyczyn, że ludzie nie wyjeżdżają do innych miast za chlebem. Są problemy praktyczne, związane choćby z możliwościami mieszkaniowymi. Są jednak także problemy kulturowe. Hasło "słoiki" (skądinąd dowcipne) ładnie obrazuje ten moment - jest wysoce symptomatyczne. Pogardliwość i poczucie wyższości dla tych, którzy postanowili się wyrwać, zmienić coś w swoim życiu, pójść na studia itp. Pikanterii dodaje temu zjawisku społecznemu, jakim jest żywiołowa reakcja na "słoiki" to, że znacząca część reagujących to z pewnością "słoiki", w takiej czy innej formie. CZYTAJ WIĘCEJ
Lepsi, gorsi?
I nie żalę się na to, bo ktoś w rozmowie wzgardził moim pochodzeniem. Osobiście nigdy tego nie doświadczyłam, ale zbiorowo owszem. Jestem w stanie zrozumieć to, że przyjezdnymi gardzą ludzie, którzy żyją w Warszawie od urodzenia. Nie pochwalam tego, ale faktycznie - coś w tym jest. Z drugiej strony jednak trudno mi zaakceptować to, że ludzie pochodzący z innych miast, ale mieszkający już jakiś czas w stolicy, gardzą przyjezdnymi z "mniejszym stażem", tymi, którzy co weekend wracają do domu lub po prostu biedniejszymi i mniej fajnymi od nich. Jest to bliskie części mojego otoczenia, ale wszystkie tyrady na przykład mojego znajomego pochodzącego z Wrocławia na temat słoików ucinam zwykle słowami, że tak naprawdę w niczym nie jest od nich lepszy pod względem pochodzenia.
Okazuje się jednak, że przyjezdny przyjezdnemu nierówny. I słusznie. Wiadomo, że są ci fajni i ci mniej fajni. Jednak uogólnianie i zrównywanie wszystkich do osoby, która co tydzień jak najszybciej ucieka z miasta, z którego chce jedynie wyssać pieniądze, sprawia, że niektórzy na pytanie „jesteś z Warszawy?” odpowiadają „nie” spuszczając lekko głowę.

