Rzecznik Telewizji Polskiej polemizuje z artykułem "DePiSyzacja? Nie w TVP". Jacek Rakowiecki: Wart Pac pałaca
Jacek Rakowiecki
08 września 2013, 15:38·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 września 2013, 15:38
W zdumiewającym tekście „DePiSyzacja? Nie w TVP. Telewizja zatrudnia kuzyna Kaczyńskich” Kamil Sikora w portalu NaTemat stawia TVP zarzut, że w Telewizji Polskiej wciąż pracują Marzena Paczuska i Jan Maria Tomaszewski. A jego zdaniem nie powinni, bo mają inne poglądy polityczne, niż autor.
Reklama.
„Zbrodnia” ta obciąża TVP, bo autor nie pozostawia wątpliwości, że zatrudnianie (czy raczej „nie wyrzucenie”) obu wspomnianych osób, uzasadniona jest jedynie faktem, iż Marzena Paczuska była swego czasu wydawczynią „Wiadomości” za czasów szefostwa Jacka Karnowskiego, a Jan Maria Tomaszewski jest „kuzynem braci Kaczyńskich”. To wyłączne powody oburzenia Kamila Sikory, bo żadnych innych zarzutów nie stawia, chyba że za taki przyjąć informację, iż p. Tomaszewski bywa widywany na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie podczas kolejnych „miesięcznic smoleńskich” oraz „w ocenie niektórych posadę zawdzięcza konotacjom nie tyle partyjnym, co rodzinnym”.
Ten wyłącznie insynuacyjny ton tekstu kontynuowany jest też przy okazji informacji, że o wspomnianych osobach nie chciał z autorem rozmawiać Andrzej Godlewski, zastępca dyrektora TVP1, co – zdaniem p. Sikory – wynika „być może” z tego, iż „powszechnie znane są bliskie związki towarzyskie byłego szefa publicystyki w prawicowym dzienniku 'Polska The Times'”. „Być może - dodaje więc autor kolejną insynuację - dlatego prawicowi dziennikarze pomijają go, jednocześnie ostro atakując władze telewizji”.
Kolejna insynuacyjna dezinformacja pada w zdaniu „rzecznik prasowy stacji nie chciał nam udzielić informacji na temat zarobków zarówno Jana Tomaszewskiego, jak i Marzeny Paczuskiej”, bo trzeba albo totalnej niekompetencji, albo wyjątkowego natężenia złej woli, by udawać, że się nie wie, iż zarobki osób prywatnych są pod ochroną i podawanie ich byłoby po prostu złamaniem prawa. Nie wie też p. Sikora, i nawet nie spróbował o to zapytać, że p. Tomaszewski znajduje się w ochronnym okresie przedemerytalnym.
W efekcie więc autor bazuje wyłącznie na plotce o wysokości płacy p. Tomaszewskiego. I tylko na podstawie plotki konkluduje, że płaca p. Tomaszewskiego stanowi „spory rozdźwięk miedzy zapewnieniami o oszczędnościach i cięciach, a rzeczywistym działaniem władz TVP”.
Najbardziej jednak wstrząsające w tekście p. Sikory jest to, że jedynym powodem jego publikacji zdaje się być moralne obrzydzenie wobec osób i dziennikarzy, którzy mają inne poglądy niż on sam. Nie stawia im żadnych zarzutów, poza przynależnością do „niewłaściwego” towarzystwa. Czytelnik musi ma po prostu uwierzyć, że tytułowa „dePISyzacja” to prawnie i etycznie uzasadniony sposób na działanie w polskiej sferze publicznej. Czym jednak Kamil Sikora różni się w takim razie od „niepokornych” środowisk dziennikarskich, które są mu wrogie?