Spójrz, oto Twoje „lubię to” na Facebooku, które ratują ludzi potrzebujących pomocy. Przepiękny widok, prawda? Raczej nie. Na szczęście już prawie nikt nie nabiera się na to, że dawanie „lajków” leczy raka, albo szkorbut i jest ekwiwalentem modlitwy za czyjąś duszę. Choć z drugiej strony klikanie „lubię to” faktycznie coś leczy - kompleksy i trudności z odnalezieniem się wśród ludzi.
Jeszcze do niedawna Facebook trwał w dziwacznej epoce horroru i stawał się rajem dla turpistów. Prawie codziennie dostarczał nowej dawki okropności, w stylu zmasakrowanych psich zwłok, ludzi bez rąk, bądź z czterema w tym dwiema zamiast uszu. I to za pośrednictwem osób, które pragną im pomóc, poprzez naciśnięcie „lubię to” (post wyświetla się wtedy także u nas). Like = modlitwa za biednego chłopca, like = 1$ na leczenie kobiety, like = 10kg karmy dla pieska. Proszę, udostępnij zdjęcie kota bez nogi - za każde „lubię to” Facebook zapłaci mu 3gr (zapewne kot ma już jakieś dobrze oprocentowane konto w przyjaznym banku).
Fakt, iż ktoś jest w stanie uwierzyć, że like zamieni się w dolara, bądź kroplę wody dla etiopskich dzieci po prostu mnie przeraża. Na szczęście większość internetowych aktywistów odpuściła. Jednak „lajki” wciąż leczą, ale nie w taki sposób.
Żebry
Czy któryś ze znajomych poprosił was kiedyś, żebyście polubili jakiś jego post lub zdjęcie? I nawet nie chodzi o żebrane głosy w konkursie na Miss Internetu, gdzie wygrywa najbardziej "lajkowana" twarz, ani pomoc w wygraniu zestawu karmy dla psa. Mowa o zwykłym zdjęciu, poście, a w szczególności zmianie statusu związku. Tylko po co?
Czasami chodzi o ukłucie w serce byłego chłopaka, który zobaczy, jak wszyscy robią pod naszym postem o nazwie „wolna” wielki lajkowy festyn i cieszą się, że jego Gosia albo Ania odeszła. Niech ma. Niech widzi, że na mnie nie zasługiwał i wszyscy inni też tak uważają - myślą dziewczyny. I nie należą do nich wyłącznie świeżo upieczone absolwentki gimnazjum, uwierzcie mi.
Gimnazjalne wojenki
Niemniej, trzeba przyznać, że to wśród młodszych użytkowników prośby o „lubię to” zdarzają się najczęściej. Kwitną gimnazjalne wojenki o to, kto ma więcej lajków pod profilowym. Jeżeli jest ich powyżej setki, szacunek gwarantowany. Są też pseudo-wyścigi, w momencie kiedy dwie osoby udostępnią ten sam link. Kto będzie miał więcej „lubię to”, czyim znajomym bardziej się spodoba? Starsi użytkownicy może tego nie widzą, lecz ja mam paru dużo młodszych od siebie facebookowych przyjaciół i wiem co ciekawego dzieje się w internecie widzianym okiem nastolatków. Otóż „dzieją się” głównie lajki.
Dorośli właściciele profilu na Facebooku może nieczęsto proszą, ale także przejmują się lajkami. I to mocno. Ilu ludzi na komendę „odłóż ten telefon” odpowiada: „czekaj, sprawdzam lajki”? Wielu. Dlaczego nawet dorośli, poważni faceci biją się o wirtualne kciuki w górę?
Sława?
Bo to oznaka popularności. Im więcej „lubię to”, tym większa sława. Po dwadzieścia like'ów pod prawie każdym statusem, po trzydzieści na zdjęcie - ktoś tu wyrasta na małą gwiazdę mediów społecznościowych, brawo. Sama jestem w takiej sytuacji, choć nigdy o polubienia nie proszę. Ale nie ma co ukrywać - większość ludzi cieszy się, gdy dostaje ich dużo.
A gdy mało, ze wstydu usuwa post. Opowiedział mi o tym mój prawie trzydziestoletni kolega. Twierdzi, że kiedy udostępni coś fajnego, lecz nikt tego nie polubi, usuwa status po paru godzinach albo w nocy, kiedy reszta śpi – po prostu na tablicy posty bez lajków są „strasznym kwasem”. Zauważyłam takie wpisy-widmo także u wielu innych ludzi, którzy przyznają się, że robią tak samo. Inny znajomy natomiast po opublikowaniu albumu zdjęć, z wypiekami na twarzy skrupulatnie przelicza ile "lubię to" przypada na każde z nich.
Akceptacja? Like to także pozorny wyraz akceptacji. Ktoś lubi mojego posta, zatem lubi także mnie. Ktoś lubi moje zdjęcie, czyli lubi moją twarz, moje ciało, moje nowe buty lub kapelusz. Ktoś lubi mój status, to znaczy, że nie jest moim wrogiem, bo wrogów się nie wspiera. To takie klepnięcie po ramieniu (tylko że kciukiem), które rzadko kiedy zdarza się otrzymać od kogoś w realnym świecie, mały komplement, czasem nawet podryw, mrugnięcie okiem.
I o to właśnie walczą użytkownicy z kompleksami. To są te prawdziwe lajki, które leczą. Jeżeli mój tekst ci się podobał i zgadzasz się ze mną, to go polub.