Mlekomaty wciąż wzbudzają zainteresowanie przechodniów - na zdjęciu jeden z mlekomatów w Krakowie
Mlekomaty wciąż wzbudzają zainteresowanie przechodniów - na zdjęciu jeden z mlekomatów w Krakowie Fot. Jakub Ociepa/Agencja Gazeta

Świeże mleko od krowy w samym środku miasta? Nie ma problemu. Na ulicach polskich miast – nieważne, czy to Kraków, Poznań, Lublin, Szczecin czy Wejherowo – coraz częstszym widokiem są mlekomaty. Jak się okazuje, nie szukamy tam nie tylko mleka – szukamy także smaku dawnych lat.

REKLAMA
Smaku zsiadłego mleka. Wspomnienia butelki, która czeka przed drzwiami. Takiej szklanej, z aluminiowym wieczkiem. Litrowej, z mlekiem prosto od krowy. Przywiezionym dopiero co od rolnika.
Tak przynajmniej zapamiętali to ci, z którymi zamieniłem kilka słów przy mlekomacie na Ursynowie, w Warszawie na razie jednego z niewielu. – Oj, w czasach komuny całe lata zamawiałam butelkę mleka pod same drzwi – mówi pani Magda, mieszkanka Ursynowa. Na południu Warszawy mieszka, od kiedy powstawać zaczęły pierwsze blokowiska. – Ponoć gdzieś w sąsiednich blokach zdarzało się, że sąsiedzi nawzajem sobie to mleko podbierali, ale to chyba raczej jedna taka sytuacja, u nas tak nie było – przekonuje.
– Faktycznie, człowiek odczuwa taką nostalgię. Mleczarz co rano przywoził świeże mleko – było i na kaca, i dla dziecka do szkoły... No, chociaż tutaj nikt mi pod drzwi nie przyniesie, ale smak – ten sam – przekonuje mnie pan Wojciech. – Ja, jeśli oczywiście mam czas, to przyjeżdżam po nie aż ze Śródmieścia.
Czym różni się mleko z automatów od tych ze sklepu? Po pierwsze – dzięki częstym dostawom zawsze jest świeże. Najczęściej pochodzi z gospodarstw ekologicznych. Po drugie – pozbawione jest konserwantów, jest niepasteryzowane. Łatwiej z niego zrobić śmietanę, twaróg, czy domowe masło. Z mleka UHT tego nie wyprodukujemy.
Warszawskimi automatami zajmuje się pan Łukasz. Zaczął w październiku. Dziś ma tyle klientów, że ledwo wybierze się do rolnika na wieś, a już musi wracać napełniać beczki w mieście. – Uzupełniam je co do minuty co 48 godzin. Ludzie bardzo sobie chwalą. Przychodzą z własnymi butelkami. Czują różnicę między tym, a sklepowym – tłumaczy.
Polskie miasta, śladem tych zachodnich, szybko "zaraziły się" mlekomatami. W zachodniej Europie są one popularne od dość dawna - wyrosły na fali mody na proekologiczną żywność.
W Polsce najwięcej, bo aż dwanaście jest ich we Wrocławiu. Swoje mają prawie wszystkie większe miasta w Polsce - przez Cieszyn po Białystok. Rozsianych po całym kraju jest ich sporo, ale jednak nadal mało. Dlaczego? Sprawdziliśmy. Mlekomat, cała jego technologia, kosztuje sporo, od 100 do 120 tys. złotych. Przez to mleko wcale nie jest tanie, a cena może nieco odstraszać. Waha się od 3 do 3,5 zł. Dlatego w niektórych miejscach po prostu się nie przyjmuje, np. w Kutnie, gdzie właściciel zbankrutował.
– Póki zadowoleni są klienci, to i ja będę robił swoje – kończy pan Łukasz.