
Na forach i portalach motocyklowych wrze. Wszystko przez wywiad anonimowego motocyklisty dla "Gazety Stołecznej". Można z niego wywnioskować, że motocykliści są jedną wielką bandą wariatów, z którymi należałoby zrobić porządek. – Skoro epatujemy ignorancją i pokazujemy jak bardzo głęboko mamy "gdzieś" wszystko i wszystkich, to ktoś najnormalniej w świecie zechce wyrwać chwasta – ostrzega Marcin Piotrowski z serwisu Motogen.pl.
Opinie, które wygłosił "Piotr, 37 lat, właściciel firmy IT" sprawiają, że nóż się w kieszeni otwiera, wszystkim. Rozmówca opowiada między innymi, jak przy dużej prędkości wyprzedzał kilka ciężarówek i wjechał na łopatę. Twierdzi, że spotkanie z nią zakończyło się jedynie złamaną nogą. – Miałem śmierć w oczach – wspomina.
Nie będę ukrywał, że nie raz i nie dwa zdarzyło mi się jechać z podobną prędkością (225 km/godz, red.) na terenie Warszawy. Nie wyobrażam sobie jeździć zgodnie z przepisami, będąc właścicielem ducati 1199 panigale. Takim motocyklem jeździ się szybko albo wcale. CZYTAJ WIĘCEJ
– Myśli pan, że w ogóle to był wywiad? Że ten rozmówca istnieje? – słyszę od redaktora naczelnego ścigacz.pl. Jego zdaniem, o ile osoba udzielająca wywiadu naprawdę istnieje, musiała być przedstawicielem tzw. bananowej młodzieży, a nie motocyklowego świata. – Takie wywiady powodują sytuację, jaką mieliśmy choćby podczas pucharu Lubelszczyzny. Lokalni działacze porozrzucali gwoździe na torze. Zdarza się również rozwieszanie żyłek w lesie, kopanie dołów, czy rozlewanie oleju. To się dzieje naprawdę i wynika właśnie z takich publikacji – mówi Mariusz Łowicki.
Zdaję sobie sprawę, że taka prędkość jest niezgodna z obowiązującymi przepisami. Wiem, że niektórzy motocykliści potrafią świrować nawet w centrum miasta i jechać bardzo szybko nawet wtedy, gdy jest duże prawdopodobieństwo, że może im na drogę wyjść pieszy. Gdy byłem młodszy, też tak świrowałem. Teraz staram się rozwijać podobne prędkości tylko wtedy, gdy mam pewność, że na odcinku 200-300 metrów nie ma żadnego człowieka, który wyskoczyłby nagle pod koła. Zdarza się to nawet na Puławskiej. CZYTAJ WIĘCEJ
– Zapewniam, że to postać z krwi i kości i miewa się bardzo dobrze. Choć przyznaję, że naprawdę nie ma na imię Piotr – mówi w rozmowie z naTemat Jacek Różalski, autor kontrowersyjnego wywiadu. – W związku z tym, że jest znany w środowisku motocyklowym i zawodowym poprosił mnie o zmianę imienia – mówi dziennikarz "Gazety Stołecznej".
Tak zwani "normalni motocykliści", którzy kochają jednoślady i styl życia jaki się z nimi wiąże, nie mogli przejść obojętnie wobec wypowiedzi anonimowej osoby, która swoimi bezmyślnymi stwierdzeniami daje świadectwo o całym środowisku. Jedną z osób, które zabrały głos w sprawie jest dziennikarz serwisu motogen.pl Marcin Piotrowski.
Gwarantuję, że taki się nie znajdzie, za to łatka debili i oszołomów zostanie nam przypięta raz na wczoraj i nieodwołalnie. Wszystkim, bez wyjątku. Tylko dlaczego później robimy wielkie oczy i okazujemy święte oburzenie połączone ze zdziwieniem, kiedy ktoś rozciągnie nam linkę w lesie czy rozleje olej na ulicy? Przecież skoro sami robimy z siebie psycholi i jednostki skrajnie niebezpieczne, skoro epatujemy ignorancją i pokazujemy jak bardzo głęboko mamy w dupie wszystko i wszystkich, to ktoś najnormalniej w świecie zechce wyrwać chwasta. CZYTAJ WIĘCEJ
Czy wywiad rzucił "nieprawdziwe światło" na środowisko? – Nie twierdzę, że wszyscy motocykliści tak jeżdżą. Tak jeździ mój bohater i wiem z codziennych wędrówek po Warszawie, że nie tylko on – mówi Jacek Różalski. – Niemal codziennie na Mokotowie, gdzie mieszkam, widuję motocyklistów prujących na swoich drogich maszynach po Belwederskiej, Puławskiej, Sobieskiego. Niektórzy jadą zdecydowanie ponad 100, 150, a nawet chyba około 200 km/h. Nie mam radaru, nie wiem dokładnie, ile to może być. Z pewnością zdecydowanie za szybko – stwierdza w rozmowie z naTemat.
Jak mówi redaktor naczelny serwisu ścigacz.pl, który jest jednym z najważniejszych serwisów o tematyce motocyklowej w kraju, szkalowanie motocyklistów w mediach to łatwy, choć jego zdaniem, nierzetelny sposób na dziennikarstwo. – To temat, który przyciąga uwagę, bo część motocyklistów irytuje ludzi. Mnie także denerwuje, gdy moje dziecko chce spać, a ktoś szaleje po mieście na motocyklu – mówi Mariusz Łowicki.
Czarna seria
W ostatnich dniach doszło do wielu tragicznych zdarzeń, w wyniku których kilku kierowców zakończyło sezon na zawsze. Między innymi te dramatyczne wydarzenia sprawiły, że na nowo, choć nietypowo, bo pod koniec sezonu, pojawiła się dyskusja na temat bezpieczeństwa.
28 sierpnia. Na Ursynowie ginie 30-latek jadący na jednym kole. Wjechał pod furgonetkę.
31 sierpnia. Wypadek na warszawskim Żoliborzu. Honda sunie po asfalcie, pasażerka ponosi śmierć na miejscu. Kilkanaście minut później, pomimo reanimacji, umiera także 25-letni kierowca.
2 września. Ciężki wypadek motocykla i dwóch samochodów osobowych przy ul. Gen Zajączka. Jedna osoba ginie na miejscu, druga w ciężkim stanie trafia do szpitala.
8 września. 33-latek nie opanował motocykla i z "wielką" prędkością wyleciał z drogi. Śmierć na miejscu.

