Działacz KC PZPR, poseł, minister, premier. Teraz znów przewodniczy Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, który wciąż walczy o przetrwanie. Miał ratować partię, ale teraz, paradoksalnie, może stać się gwoździem do jej trumny. Według "Wyborczej" szefowi SLD grozi Trybunał Stanu za więzienia CIA w Polsce. O wzlotach i upadkach Leszka Millera.
Kiedy wszyscy zastanawiają się, jak szef Sojuszu skończy, my piszemy o tym, jak zaczynał. I jakiego figla spłatał mu los: w PRL-u krytykował imperialistyczne USA, to samo, z którym w III RP ściśle współpracował. Za co, być może, teraz będzie musiał zapłacić swoją karierą.
Cytat z tytułu to najsłynniejsze słowa wypowiedziane przez Millera. Swoją mądrość były premier później zmodyfikował na "mężczyznę poznaje się po tym, że nigdy nie kończy". Obie wypowiedzi są teraz przypominane przez komentatorów życia politycznego. Często złośliwie, bo jeśli Leszek Miller faktycznie stanie przed Trybunałem, to prawdopodobnie doszczętnie pogrąży i tak już słabe SLD.
Blisko ludu
Miller zawsze podkreślał swoje proletariackie pochodzenie. Uboga rodzina: matka szwaczka i ojciec krawiec, który odszedł, kiedy mały Leszek miał jeszcze pół roku. Mama wychowywała swojego syna w duchu katolickim, przez jakiś czas Miller pełnił nawet funkcję ministranta. W swojej oficjalnej biografii polityk podkreśla, że służył Kościołowi na życzenie matki.
Parę lat później musiał się już sam utrzymywać, więc 17-letni Leszek skończył szkołę zawodową i poszedł do pracy. W Zakładach Przemysłu Lniarskiego w Żyrardowie. W tym samym czasie dalej się edukuje, w wieczorowym Technikum Elektroenergetycznym. Potem, standardowo, służba wojskowa. Miller miał przyjemność służyć na osławionym okręcie ORP Bielik. Po powrocie z wojskowych kamaszów, przyszły podówczas premier bierze ślub kościelny z młodszą od niego Aleksandrą. Wówczas nie mógł jeszcze wiedzieć, że będzie jednym z najsławniejszych polityków w Polsce.
Aktywny działacz partii
Zaczęło się, jak to zwykle w przypadku komunistycznych karier bywa, od niskich szczebli. Na początku był Związek Młodzieży Socjalistycznej, Miller pełnił w nim funkcję przewodniczącego zarządu w tych samych zakładach, w których wcześniej pracował. Jako wierny i pracowity partyjny, awansował coraz wyżej, aż do sekretarza Komitetu Centralnego PZPR. W międzyczasie skończył studia politologiczne w Wyższej Szkole
Nauk Społecznych. Brał udział w rozmowach okrągłego stołu, wraz z Andrzejem Celińskim był ekspertem ds. młodzieży.
To właśnie komunistyczna przeszłość ciągnie się za nim do dziś. Wiele osób uważa to za wystarczający powód do tego, by Millerowi nie tylko nie ufać, ale też opluwać go i lżyć ile tylko można. Tak samo, zresztą, jak innych polityków, którzy byli w PZPR. Były premier nie wstydzi się jednak swojej przeszłości.
- Chciałem politycznie działać w Polsce. A Polska była taka, jaka była, chciałem jej służyć niezależnie od władzy - powiedział kiedyś Miller w TVN24.
I poważ(a)ny polityk po transformacji
Mimo swoich komunistycznych korzeni, śmiało można stwierdzić, że Leszek Miller odniósł polityczny sukces. - Jestem chyba jedynym politykiem, który zajmował bardzo wysokie stanowiska w poprzedniej Polsce i bardzo wysokie stanowiska w nowej Polsce - mówił o sobie w książce-wywiadzie "Za starymi wilkami chodzą młode hieny".
Nie rozwodząc się zbędnie: był wielokrotnie wybierany na posła, po raz drugi przewodzi SLD, dwa razy piastował urząd ministra (pracy i polityki społecznej oraz spraw wewnętrznych i administracji). Potem był jeszcze premierem. To za jego rządów Polska dołączyła do Unii Europejskiej.
Twardy antypisowiec...
Miller nie wahał się używać ostrych słów, kiedy mówił o Prawie i Sprawiedliwości. Nawet w tragicznych okolicznościach.
- Jerzy Giedroyc mówił, że Polską rządzą dwie trumny: Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego. Jarosław Kaczyński chce, żeby Polską rządziła trzecia trumna, trumna Lecha Kaczyńskiego - mówił portalowi wprost.pl po sprowadzeniu ciała ś.p. prezydenta do kraju.
"Kaczyński raz antyniemiecki, raz antyrosyjski, a w ogóle to taki antykoncepcyjny" - krytykował prezesa PiS Miller w wypowiedzi dla "Wyborczej". Zbigniewowi Ziobrze szef SLD zarzucał, że jest zerem. Obecny europoseł Solidarnej Polski często zresztą obrywał od Millera. - Mój problem polega na tym, że ja uważam pana posła Ziobro za zdolnego człowieka... tylko niestety zdolnego do wszystkiego - oceniał przewodniczący Sojuszu w programie "Co z tą Polską?" Tomasza Lisa. Ziobro został jeszcze przez byłego premiera porównany do "pijanego drwala, który się upił i z siekierą idzie w las z nadzieją, że w coś trafi".
Na Słowenii referendum o adopcji dzieci przez homoseksualistów. Czemu Polaków rządy nie pytają o zdanie?
Cały PiS zaś, zdaniem szefa Sojuszu, to taka polska wersja niemieckiego narodowego socjalizmu. Tylko bez kilku elementów, takich jak eksterminacja Żydów. - Wiem jak to brzmi (…). Ale gdyby NSDAP odciąć od części programu (…), to jej program będzie bardzo podobny do programu Prawa i Sprawiedliwości - twierdził SLD-owiec podczas debaty tygodnika "Kultura Liberalna" w 2010 roku.
… I stonowany lewicowiec
Pod względem światopoglądu jednak Leszek Miller starał się nie przesadzać. Podkreślał, między innymi, że lewicowość to nie tylko antyklerykalizm. Zawsze popierał wolność wyboru i uważał, że "nie ma spraw, o których nie da się rozmawiać". -
Liberalizm gospodarczy i społeczeństwo obywatelskie prowadzą najszybciej do budowy państwa dobrobytu - twierdził Miller w manifeście socjalliberalnym z 2007 roku.
O ile jednak w kontaktach ze społeczeństwem obecny przewodniczący Sojuszu starał się ważyć słowa, to w pozostałych sferach bywał mniej delikatny. Zasłynął jako autor wielu cytatów z podtekstem seksualnym, jak ze wspomnianym we wstępie "poznawaniem mężczyzny".
O Aleksandrze Jakubowskiej mówił zaś, że ma "mężne serce w kształtnej piersi". Do swoich politycznych oponentów, poza PiS-em, zwracał się raczej poprawnie, chociaż potrafił wbić szpilę. - Mówię do ludzi rozumnych, a więc nie do Pana - rzucił w debacie sejmowej do Stefana Niesiołowskiego.
Rywingate go pogrążyło
Czasy władzy SLD kojarzą się też - a może głównie - z aferami, korupcją i kumoterstwem. Można powiedzieć, że Miller sprowadził na siebie fatum. W 2000 roku bowiem krytykował Jerzego Buzka za korupcję. - Gdyby w moim rządzie doszło do jakiejkolwiek korupcji, a poparcie społeczne spadłoby poniżej 20% to poczucie przyzwoitości nakazałoby mi podać się do dymisji - deklarował wówczas polityk Sojuszu.
Jak bardzo los z niego zakpił, okazało się parę lat później. Afera Lwa Rywina czy sprawa PKN Orlen zebrały swoje żniwo w postaci drastycznie spadającego poparcia dla SLD. Jest to o tyle ironiczne, że Leszek Miller nie uznawał skandali ze swojej kadencji za wystarczający powód do zrezygnowania z prowadzenia rządu. Dał temu wyraz po niejasnych działaniach ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego. "Ubolewam nad tym, ale to nie powód do dymisji" - komentował w Radiu ZET. Afera Orlenu. Były minister skazany na rok więzienia
W atakowaniu i tropieniu afer Sojuszu lubował się rząd Jarosława Kaczyńskiego. I chociaż SLD walczyło o swoje dobre imię ze wszystkich sił, to PiS osiągnął swój cel: wizerunkowo znacznie osłabił lewicową partię. Polaków odrzucała też polityka prowadzona przez rząd Millera, co widać było w wyborach parlamentarnych, w których bracia Kaczyńscy święcili tryumfy.
Więzienia gwoździem do trumny?
W 2008 roku, do i tak sporego worka zarzutów wobec Sojuszu, dołożono kolejny: nielegalne więzienia CIA w Kiejkutach. Wszystko wyszło na jaw przez publikację "Washington Post". Temat szybko podchwycony przez polskie media, stał się prawdziwym polem do popisu dla wszelkiej maści teorii spiskowych. Sprawa jednak pozostawała, aż do teraz, niedokładnie zbadana i nie do końca potwierdzona. Miller wszystkiemu zaprzeczał, tak samo osoby potencjalnie zamieszane w tę sprawę. Nawet
Donald Tusk, w czasie swojej pierwszej kadencji, nie udzielał komentarzy na temat więzień CIA, bo "nie pozwala mu racja stanu".
Dziś "Wyborcza" poinformowała, że więzienia istniały, a ówczesnemu szefowi Agencji Wywiadu Zbigniewowi Siemiątkowskiemu prokuratura postawiła zarzuty. Przy okazji "GW" doniosła, że śledczy dysponują dowodami mogącymi doprowadzić Millera przed Trybunał Stanu.
Historia po raz kolejny więc zakpiła z polityka SLD. I to podwójnie. Zaczynał swoją karierę jako komunista, z założenia ideowego antyamerykański. Potem musiał z USA współpracować. Teraz, być może, ta współpraca z niegdysiejszym imperialistycznym wrogiem pogrąży Leszka Millera.
- Dzisiaj pojawili się tacy, którzy działają na rzecz światowego terroryzmu. Pisanie o więzieniach CIA w Polsce to zaproszenie dla Al-Kaidy, a Euro 2012 to dla nich doskonała okazja, by przypomnieli sobie o Polsce - tak były premier komentował sprawę Kiejkutów jeszcze w maju 2011 roku.
Mówił to dla "Gazety Wyborczej". Tej samej, która dziś opublikowała obciążający go materiał.
Nerwy ze stali
Dosłownie parę minut temu Leszek Miller podtrzymał swoje zdanie. - Według mojej wiedzy, którą posiadam i wielokrotnie o tym mówiłem, w Polsce nie było tajnych więzień CIA - mówił na konferencji prasowej.
Były premier podkreślił, że ta publikacja zbiegła się w czasie z kilkoma faktami: spadającym poparciem PO, miasteczkiem protestujących przeciwko reformie emerytalnej pod oknami kancelarii premiera, rozpadającej się koalicji. Zdaniem Millera, tekst "GW" ma zdyskredytować stanowisko SLD w sprawie emerytur.
"W sprawie emerytur powinno się odbyć ogólnopolskie referendum"
- Żadne artykuły, spiski i prowokacje nie zmienią naszego stanowiska w sprawie systemu emerytalnego. Nie ugniemy się przed szantażem - deklarował lider Sojuszu. I dodał, że publikacja "Wyborczej" źle świadczy o prokuraturze. - Jeśli śledztwo jest tajne, a o jego szczegółach można przeczytać w gazecie z kiosku, to jest to dowód na raka toczącego polską prokuraturę, który grozi państwu polskiemu.
Zdaniem Millera, prokuratorzy ostatnio "bawią się w celebrytów". Najpierw w Katowicach, przy okazji sprawy śmierci Madzi z Sosnowca, teraz zaś narażają bezpieczeństwo państwa. - Takie publikacje oparte na plotkach i domysłach grożą żołnierzom w Afganistanie i Polakom na całym świecie - przekonywał były premier. - Stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Euro 2012. Na Euro przyjedzie kilkadziesiąt tys. ludzi i mogę tylko zadumać się nad cynizmem lub głupotą ludzi, którzy zapraszają tu terrorystów.
Czas zweryfikuje, czy emerytalna teoria spiskowa Leszka Millera to odwracanie kota ogonem czy słuszna obrona. Jeśli jednak doniesienia "GW" się potwierdzą, to obecna kadencja SLD w Sejmie będzie, zapewne, ostatnią.